Kiedy ostatnio rozmawiałem o serialach science fiction, padło pytanie, które sprawiło, że zdałem sobie sprawę z pewnej nieoczywistej prawdy. Czy zauważyliście, że The Expanse i For All Mankind przedstawiają dwa radykalnie różne spojrzenia na ludzką przyszłość? Pierwszy pokazuje nam świat, w którym mimo kolonizacji kosmosu wciąż tkwimy w tych samych konfliktach klasowych i politycznych. Drugi prezentuje alternatywną historię, gdzie nieustająca rywalizacja kosmiczna paradoksalnie pcha ludzkość ku lepszemu jutru.
The Expanse wymyka się prostym kategoriom – niektórzy twórcy określili go jako „topię”, ani utopię, ani dystopię, lecz po prostu realistyczną projekcję naszej teraźniejszości na przyszłość. Serial świadomie unika jednoznacznej klasyfikacji, choć wielu widzów dostrzega w nim elementy dystopijne. Twórcy – Daniel Abraham i Ty Franck nie ukrywali, iż ich głównym założeniem było pokazanie, że historia jest przepowiednią, że ludzie tak naprawdę nie zmieniają się jako organizm. W ich wizji kolonizacja Układu Słonecznego nie rozwiązała żadnych fundamentalnych problemów ludzkości – jedynie przeniosła je w nową przestrzeń.
To podejście widać w każdym aspekcie serialu. Ziemia w XXIV wieku wciąż zmaga się z przeludnieniem i degradacją środowiska, oferując podstawowy dochód gwarantowany dla miliardów bezrobotnych obywateli czekających na loterii zatrudnienia. Mars, dumna republika wojskowa, powtarza schematy znane z historii państw totalitarnych – jedność narodowa oparta na wspólnym celu terraformowania planety, obowiązkowa służba wojskowa, propaganda sukcesu. A pas asteroid? To XIX-wieczne kopalnie przeniesione w kosmos, gdzie korporacje z Ziemi i Marsa eksploatują Belterów w warunkach przypominających najgorsze karty z historii kolonializmu.
Z kolei For All Mankind bierze historyczny punkt zwrotny – przegrany przez Amerykanów wyścig na Księżyc – i tworzy z niego kaskadę konsekwencji. Co fascynujące, serial pokazuje, jak porażka może stać się katalizatorem postępu. Kiedy Sowieci lądują pierwsi, NASA jest zmuszona do radykalnych zmian, włączając w program kosmiczny kobiety i przedstawicieli mniejszości znacznie wcześniej niż w naszej rzeczywistości.
Ale serial idzie dalej niż tylko pokazanie alternatywnej historii NASA. Każdy sezon to skok o dekadę, pozwalający zobaczyć długofalowe konsekwencje tego jednego zmienionego wydarzenia. W latach 80. widzimy militaryzację kosmosu, w latach 90. prywatne korporacje wkraczają w wyścig o Marsa, a do początku XXI wieku świat tego serialu wyprzedza naszą rzeczywistość o dekady – zarówno technologicznie, jak i społecznie. To kuszące – świat, który wydaje się bardziej postępowy, bardziej zaawansowany, lepszy. Ale czy rzeczywiście taki jest?
Tu dochodzimy do sedna sprawy. For All Mankind prezentuje świat, który na pierwszy rzut oka wydaje się lepszy od naszego – szybszy postęp społeczny, równość płci osiągnięta dekady wcześniej, bardziej zaawansowana technologia kosmiczna. Jednak pod tą błyszczącą powierzchnią kryje się mroczniejsza prawda: to wszystko jest wynikiem nieustającej zimnej wojny, która nigdy się nie skończyła.
Serial mądrze pokazuje, że alternatywna historia przedstawiająca „co by było, gdyby globalny wyścig kosmiczny nigdy się nie skończył” niekoniecznie oznacza lepszy świat. Owszem, społeczeństwo jest bardziej progresywne, ale za jaką cenę? Broń w przestrzeni kosmicznej, nuklearne napięcia rozciągające się od Ziemi po Księżyc i Marsa – to wszystko elementy świata, który pozornie idzie do przodu, ale fundamentalnie pozostaje uwięziony w spirali konfliktu.
Najciekawsze jest to, jak serial manipuluje naszymi oczekiwaniami. Kiedy widzimy Ellen Wilson jako pierwszą kobietę prezydent USA, która dodatkowo jest osobą homoseksualną, nasza reakcja to zachwyt nad postępowością tego świata. Dopiero później zdajemy sobie sprawę, że ta postępowość wynika z desperackiej potrzeby konkurowania z ZSRR, który pierwszy wysłał kobietę na Księżyc. To nie organiczna zmiana społeczna wynikająca z ewolucji świadomości – to wymuszona adaptacja w obliczu rywalizacji.
Podobnie z technologią. Tak, w 2003 roku tego świata istnieje już baza na Marsie i wydobycie minerałów z asteroidów. Ale ta technologia rozwinęła się kosztem ogromnych wydatków militarnych, kosztem napięć, które mogły wielokrotnie doprowadzić do wojny nuklearnej. Serial subtelnie sugeruje pytanie: czy warto żyć w bardziej zaawansowanym technologicznie świecie, jeśli codziennie wisisz nad przepaścią totalnego zniszczenia?
The Expanse zdobywa uznanie za swój surowy realizm. Serial nie stroni od pokazywania świata, który na pierwszy rzut oka jest po prostu przygnębiający. Belterzy – potomkowie pierwszych osadników asteroidów – żyją w warunkach przypominających XIX-wieczne kopalnie, ich ciała są zdeformowane przez niską grawitację. Ziemia jest środowiskowym bałaganem, Mars obsesyjnie dąży do terraformowania, a wszyscy walczą o zasoby.
Ta brutalność jednak ma swój cel. Serial konsekwentnie pokazuje, że za wieloma tajemnicami i konfliktami w serialu – zarówno ludzkimi, jak i obcymi – kryją się rozpoznawalne palce chciwości, żądzy władzy, egoizmu i nienawiści. To nie technologia czy obce zagrożenie stanowi główny problem – to my sami.
Realizm The Expanse przejawia się także w szczegółach technicznych. Statki kosmiczne poruszają się zgodnie z prawami fizyki, nie ma sztucznej grawitacji poza tą generowaną przez przyspieszenie, a podróże między planetami trwają tygodnie lub miesiące. Ten techniczny realizm wzmacnia przekaz – nawet w przyszłości, z całą zaawansowaną technologią, podstawowe ograniczenia fizyki i ludzkiej natury pozostają niezmienne.
Co więcej, serial pokazuje, jak technologia, zamiast rozwiązywać problemy, często je pogłębia. Napęd Epsteina pozwolił na kolonizację Układu Słonecznego, ale też stworzył nową klasę wyzyskiwanych – Belterów. Zaawansowana medycyna przedłuża życie na Ziemi i Marsie, ale w Pasie podstawowe leki są towarem luksusowym. Każde rozwiązanie technologiczne tworzy nowe problemy społeczne, ekonomiczne i polityczne.
For All Mankind przyjmuje zupełnie inne podejście do realizmu. Serial celowo miesza elementy fantastyczne z historycznymi, tworząc świat, który jest jednocześnie znajomy i obcy. Widzimy prawdziwych astronautów NASA obok fikcyjnych postaci, rzeczywiste wydarzenia przeplatają się z alternatywnymi. Ta technika sprawia, że łatwiej uwierzyć w przedstawianą wizję – skoro tyle elementów jest prawdziwych, może cała reszta też mogłaby być?
Ale właśnie w tej wiarygodności kryje się największe niebezpieczeństwo. Serial prezentuje świat, gdzie każde osiągnięcie cywilizacyjne jest efektem ubocznym wyścigu zbrojeń. To jak oglądanie historii napisanej przez cynicznych realistów – owszem, postęp następuje, ale tylko dlatego, że strach i rywalizacja są silniejszymi motywatorami niż współpraca czy empatia.
For All Mankind z kolei uwodzi swoim optymizmem. Recenzenci chwalą serial za pokazanie alternatywnej historii, gdzie stracona rywalizacja kosmiczna prowadzi do bardziej różnorodnej obsady z zaskakującymi problemami. Ale czy ten optymizm nie jest właśnie pułapką?
Serial przedstawia świat, gdzie postęp społeczny i technologiczny jest napędzany rywalizacją i strachem. To dystopia przebrana za utopię – społeczeństwo, które osiąga postęp nie dzięki swoim najlepszym cechom, ale właśnie dzięki tym najgorszym. Nieustanna konkurencja między supermocarstwami staje się motorem zmian, które w innych okolicznościach mogłyby nigdy nie nastąpić.
Weźmy konkretny przykład: w świecie For All Mankind różnorodność w programie kosmicznym nie wynika z uznania równości i kompetencji wszystkich ludzi, ale z konieczności odpowiedzi na ruchy propagandowe przeciwnika. To fundamentalna różnica – między postępem wynikającym z ewolucji świadomości a postępem wymuszonym przez okoliczności. Serial stawia niepokojące pytanie: czy ludzkość jest w stanie rozwijać się bez zewnętrznego bodźca w postaci zagrożenia lub konkurencji?
Ta pułapka optymizmu jest tym bardziej niebezpieczna, że łatwo ją przeoczyć. Kiedy oglądamy For All Mankind, jesteśmy zachwyceni wizją świata, gdzie historia potoczyła się inaczej, gdzie postęp następuje szybciej. Ale serial konsekwentnie pokazuje, że ten postęp ma swoją cenę – psychologiczną, społeczną, a czasem dosłownie ludzką. Każdy skok technologiczny jest okupiony ofiarami, każda zmiana społeczna wymuszona przez rywalizację pozostawia blizny.
Co gorsza, serial sugeruje, że ten model rozwoju jest nie tylko nieetyczny, ale też niestabilny. Świat For All Mankind balansuje na krawędzi katastrofy – nuklearne napięcia na Księżycu, zbrojenia w kosmosie, eskalacja konfliktów. To postęp zbudowany na fundamencie strachu i agresji, a taki fundament prędzej czy później musi pęknąć.
Oba seriale służą jako zwierciadła naszych czasów, ale każdy inaczej odbija rzeczywistość. The Expanse mówi nam wprost: ludzkość może opuścić Ziemię, lecz zabieramy ze sobą nasze podziały i problemy. To brutalna, jednak uczciwa diagnoza – jak spojrzenie w lustro bez retuszu.
For All Mankind oferuje bardziej subtelną, a przez to może bardziej niebezpieczną krytykę. Pokazuje nam świat pozornie lepszy, gdzie postęp społeczny i technologiczny następuje szybciej, ale u jego podstaw leży ten sam mechanizm strachu i rywalizacji, który napędza konflikty. To jak lustro w lunaparku – pokazuje zniekształcony, lecz rozpoznawalny obraz.
Pytanie o to, która dystopia jest „lepsza”, jest oczywiście prowokacją. Nie chodzi o wartościowanie, ale o rozpoznanie, która wizja oferuje bardziej wyrafinowaną krytykę naszej rzeczywistości. The Expanse daje nam świat brutalnie szczery – mówiący „tacy jesteśmy i tacy będziemy”. For All Mankind jest bardziej podstępny – oferuje wizję świata, który wydaje się lepszy, lecz fundamentalnie pozostaje taki sam. To dystopia, która nie wygląda jak dystopia, co czyni ją potencjalnie bardziej niebezpieczną.
Paradoksalnie, to właśnie The Expanse, ze swoim brutalnym realizmem, oferuje więcej autentycznej nadziei. Serial pokazuje, że rozwiązaniem problemów rzadko jest po prostu „strzelać najpierw, pytać później”. Korzystanie z władzy nie rozwiązuje problemów w tym świecie – zamiast tego często to współpraca i zrozumienie mogą prowadzić do lepszych rezultatów dla wszystkich.
For All Mankind, mimo swojego pozornego optymizmu, sugeruje bardziej pesymistyczną wizję: że ludzkość potrzebuje zewnętrznego zagrożenia lub konkurencji, aby się rozwijać. To niepokojąca myśl, szczególnie w kontekście współczesnych wyzwań globalnych.
Być może największą wartością obu seriali jest to, że zmuszają nas do zastanowienia się nad naszymi własnymi wyborami. The Expanse ostrzega przed przyszłością, w której nie uczymy się na błędach przeszłości. For All Mankind pokazuje, że nawet pozornie pozytywne zmiany mogą mieć swoje korzenie w destrukcyjnych impulsach.
Która wizja jest bliższa prawdzie? Czy jesteśmy skazani na powtarzanie tych samych konfliktów w nowych dekoracjach, jak sugeruje The Expanse? Czy może, jak pokazuje For All Mankind, nawet nasze najgorsze cechy mogą czasem prowadzić do pozytywnych zmian?
Kontrowersyjne stwierdzenie z tytułu – że For All Mankind to „lepsza” dystopia – nie oznacza, że jest to lepszy serial. Chodzi raczej o to, że oferuje bardziej złożoną i podstępną wizję przyszłości. To dystopia, która nie wygląda jak dystopia, świat, który uwodzi nas swoimi osiągnięciami, jednocześnie ukrywając fundamentalne problemy.
The Expanse jest uczciwszy w swojej brutalności, ale być może właśnie dlatego łatwiej go zaszufladkować i odłożyć na półkę z etykietką „pesymistyczne SF”. For All Mankind wymyka się prostym kategoriom, zmuszając nas do głębszej refleksji nad naturą postępu i ceny, jaką za niego płacimy.
Ostatecznie oba seriale przypominają nam o tym samym: przyszłość nie jest dana, ale tworzona przez nasze wybory. Pytanie tylko, czy będziemy potrafili wyciągnąć wnioski z tych fikcyjnych ostrzeżeń, zanim staną się naszą rzeczywistością.