FILMOWY LONDYN #2. Przystępne, urocze i całkiem wymowne doświadczenie
Londyn – jak to brzmi! To nazwa, która za każdym razem wywołuje pozytywne emocje. Sam byłem swego rodzaju ofiarą tego fenomenu i z ekscytacją podchodziłem do tematu studiów w pierwszej części swojego nowego cyklu. Pisałem tam przede wszystkim o swoich oczekiwaniach, co spotkało się z bardzo różnym odbiorem, od typowego “trzymania kciuków” po krytykę. Ambiwalentne odczucia zmotywowały mnie przez ostatnie dwa miesiące do wyczulenia percepcji i sformułowania przemyśleń, które, mam nadzieję, okażą się takie, jak to założyłem – do bólu szczere i bezstronne.
Co nieco o samym programie
Pierwszy rok na kierunku Film Studies ma bardzo podobny przebieg, jak jego odpowiednik na polskich uczelniach. To zapoznanie się z filmowymi regułami, podstawami wiedzy o kinie i jego historii; wszystkim, co warto wiedzieć przed głębszym studiowaniem tematu. Warto z góry zaznaczyć, że Film Studies nie jest stricte filmoznawstwem: studia filmowe w Wielkiej Brytanii wyróżniają się szeroką paletą wyboru dla uczelni, a każda z nich może dostosować sobie program do własnych preferencji i prowadzić studentów w kompletnie innych kierunkach. Jedna skupi się na reżyserii, druga na produkcji (u nas każdy z tych fachów wiąże się z osobnym kursem); moja natomiast rzetelnie koncentruje się na krytyce, wiedzy o filmie i dziennikarstwie. Plan dzieli się na trzy części: wykład, seans i seminarium, co także nie powinno dziwić, ponieważ nie ma tu jakichś niebotycznych różnic pomiędzy Wielką Brytanią a Polską. Dużo historii kina, uczenia się o samym warsztacie, rozmawiania o filmie i nauki interpretowania ukrytych znaczeń. Wszystko natomiast odbywa się w całkiem przystępnej formie, która skłania do konkretnego myślenia.
Podstawy i zabawa w przedszkole, czyli obnażając idyllę europejskiego nauczania
Wyobraźcie sobie, że jesteście Anglikiem chcącym dostać się na jedną z lepszych uczelni w kraju. By otrzymać możliwość studiowania na tego typu kierunku i być w stu procentach pewnym, że będzie się miało zapewnione miejsce, przydałoby się zdać tutejszą maturę (A-level exam) z przedmiotów humanistycznych. Co więcej, jeden z egzaminów musi być z wiedzy o filmie, a takiej opcji w Polsce przecież nie ma! Mamy rzecz jasna olimpiady, konkursy, a uczniowie biorą udział w przeróżnych wydarzeniach, by mieć zapewnione miejsce na tak zwanej “filmówce”, ale to nie to samo, co sama matura, która jest gwarantem dostania się na zagraniczne uczelnie.
Potrzebowałem tego wstępu – zestawiając dwie perspektywy, “angielską” i “moją”, chciałbym zobrazować całkiem wymowny fakt, o którym raczej rzadko się mówi. Trzeba podkreślić, że większość osób tutaj jest po egzaminie A-level z wiedzy o filmie, co uzmysławia, że otaczający mnie studenci mieli możliwość uczenia się o kinematografii w szkole. U nas to nie do pomyślenia! Swoista zazdrość potrafi wziąć górę, kiedy uświadamiasz sobie, że na tego typu kierunku po nic ci Sienkiewicz czy Wyspiański (zazwyczaj nie przydają się nigdzie), a taki delikwent ma zadanie znacznie ułatwione. I nie piszę tego z zawiści – to czysty fakt, że nasz system w edukacji przeważnie nie wychodzi uczniowi naprzeciw. Paradoksalnie jednak bardzo doceniamy to po czasie, co wprowadza nas w jeszcze większą konsternację.
Podobne wpisy
Dobrze, przejdźmy do meritum. Zatem okazuje się, że ta ich wiedza filmowa jest nijaka, choćby w porównaniu do mojej, która opierała się na pielęgnowaniu zwykłej pasji (a przecież zainteresowań mamy wiele!). A ja przecież nie jestem żadnym autorytetem czy większym filmoznawcą, po prostu siedziałem w temacie przez parę lat, trochę czytałem i oglądałem – i tyle. Świadczy to zatem o okropnie niskim poziomie ich nauczania, skoro znajomość podstawowych tematów okazuje się tak uboga. Na studiach ogólny poziom wcale nie wzrasta. Na jednym module uczą obsługi Worda i pisania esejów (ach, jakby nigdy wcześniej nic nie pisali!), a na drugim otrzymujemy fundamentalną dawkę lekcji historii. Ulubione momenty? Kiedy przy omawianiu kina rosyjskiego pięć laptopów przede mną wertowało zakładkę ze stroną Józefa Stalina na Wikipedii, a studenci dopytywali, czym dokładnie była zimna wojna. I to są autentyczne zdarzenia, które nam, Polakom, wydają się rażące, jako że jesteśmy po takiej, a nie innej edukacji. A jak to wygląda pod kątem filmowym? Włoski neorealizm, francuska nowa fala, skandynawska Dogma – to pojęcia, których nigdy wcześniej szerzej nie zgłębili. Seminaria wyglądają natomiast jak rozmówki przedszkolne. A co z esejami? Są na poziomie akademickim. Może dlatego niektórym jest tutaj tak trudno – niełatwo napisać dwa tysiące słów o Przypadku Kieślowskiego, jeśli nie wiemy nic o jego twórczości czy motywach filozoficzno-historycznych, do których się ten tytuł odwołuje.
Interludium – filmy, których zapewne nie znacie, a które powinniście obejrzeć (według tutejszych wykładowców)
- Człowiek z kamerą (1928)
- Gorzki ryż (1949)
- Niebezpieczna decyzja (1949)
- Noc myśliwego (1955)
- Droga do miasta (1955)
- Hale targowe w Londynie (1957)
- Z soboty na niedzielę (1960)
- Niech żyje miłość (1994)
- Schronienie (1995)
- Festen (1998)
Druga strona medalu, czyli pełno tu pasji i filmowego odczuwania
Nie wszystko jest jednak takie straszne. Uwielbiam sposób, w jaki ludzie rozmawiają tutaj o kinie i fascynuje mnie, na jakich płaszczyznach go doświadczają. Nie znajdziemy tutaj sztucznego segregowania, że ten gatunek nie jest godny uwagi, a ten reżyser powinien spakować walizki i opuścić krainę filmu. W rozmowach wykładowcy zawsze doszukują się plusów, panuje tu prawdziwy kult dziesiątej muzy, która traktowana jest przy tym z namacalną pedantyczną manierą. Znajdziemy też masę czasu dla studenta, dla jego indywidualnego rozwoju, co ułatwia oglądanie poszczególnych tytułów, zapoznawanie się z kolejnymi nazwiskami i nurtami. Brak również jakiegokolwiek snobizmu wśród studentów, świadczącego o tym, że są tutaj dla zwiększenia swojego kulturalnego ego. To studia dla każdego – odnajdzie się na nich zarówno ten, kto obejrzał już wiele w swoim życiu, jak i ten, kto dopiero rozpoczyna swoją przygodę. Łączy nas kino, filmowa pasja, a każdy seans to żegnanie się z samotnością. To najmilsze rozstanie na świecie!
Takie były moje pierwsze wrażenia, które powinny przybliżyć wam obraz zagranicznych studiów. Część faktów brzmi niezwykle wymownie, ale cóż, życie niezmiennie zaskakuje. Przede wszystkim filmowy Londyn to inny świat, bazujący na innych zasadach. Nie trzeba ich przyswajać, ale na pewno przydałoby się je poznać. I po to właśnie jest ten cykl.