DRUGIE DNO #48: Ci przeklęci ŻYDZI, czyli o DEZINFORMACJI w rozumieniu antysemityzmu
Historię Żydów można podzielić na pół. Na czasy przed i po Holocauście. Wówczas jedna część to kulturowe bogactwo kręcące się wokół judaizmu. Druga, za sprawą buldożera, który zniszczył to, co budowane było przez wieki, to etap uprzedzeń i obustronnej nienawiści.
Żydzi potrafili przez wieki wyposażyć się w szereg umiejętności pozwalających na przetrwanie na obcej ziemi. Jako narodowa mniejszość funkcjonująca w rozproszeniu, długo radzili sobie bez potrzeby asymilacji oraz przy zachowaniu tożsamości kulturowej. Wyjątkowo sprzyjającym terytorium była dla nich Polska, którą przez wieki zamieszkiwali. Holocaust, w sposób niezwykle brutalny, zakończył jednak tę historię. Ponad siedemdziesiąt lat minęło od czasu zakończenia drugiej wojny światowej rany tego okresu wciąż się dostatecznie nie zabliźniły. Mowa o czasach “polskich obozów zagłady” oraz innej medialnej dezinformacji. Czasach państwa Izrael oraz niekończącego się konfliktu z Palestyną. To także czasy nowego oblicza antysemityzmu.
Jako muzealny edukator, prowadzący między innymi lekcje z zakresu tematyki żydowskiej, które odbywają się w dawnej synagodze, niejednokrotnie miałem okazje przekazywać wiedzę o kulturze Żydów w przeszłości mieszkających nie ziemiach polskich. Zawsze jednak wzbraniałem się jak mogłem przed wejściem w tematykę Holocaustu. Raz, że nie jest ona przyjemna, dwa, bardzo trudno podejść do niej w taki sposób, by nie zranić niczyich uczuć. Zdawałem sobie zatem sprawę z wciąż puchnących wokół tematu kontrowersji.
Bo choć wiedziałem, że zarówno w moim mieście, jak i w innych miastach Polski w okresie międzywojnia pojawiały się akty antysemityzmu (czy to w prasie, czy to na murach), to jednak z dużą rezerwą podchodziłem do tez, jakoby istnienie rzekomego uprzedzenia wobec Żydów przyczyniło się do tego, że to właśnie na polskiej ziemi Niemcy zdecydowali się przeprowadzić Zagładę. Bliższa mi była bowiem interpretacja prozaiczna. To nie nastroje zadecydowały, bo te dla nikogo nie były ważne. Przemówiły liczby – to w Polsce, w porównaniu do innych diaspor, można było znaleźć najwięcej wyznawców religii mojżeszowej. To Polska okazała się zatem idealnym terytorium dla Niemców do “poszerzania przestrzeni życiowej”. A że przez wieki liczba Żydów w Polsce była wysoka, świadczy to ni mniej, ni więcej o tym, że z jakichś powodów czuli się tutaj dobrze.
Podobne wpisy
Istniejące dziś przepychanki o prawdę, rywalizacja o to, kogo właściwie powinno się obarczać odpowiedzialnością za Holocaust oraz powstały na skutek tego spór na linii Polska-Izrael zainspirowały mnie jednak do tego, by przyjrzeć się tematowi antysemityzmu lepiej. Bo nie da się ukryć, że w pewnym momencie znaczenie tego słowa odbiegło od swych pierwocin. Antysemityzm to z definicji taka postawa, nie tylko w ideologii, ale także w zachowaniu, która wymierzona jest przeciwko przedstawicielom narodu żydowskiego. Co jednak, jeśli okaże się, że pojęcie wykorzystywane jest przez same ofiary do tego, by świadomie lub nie czerpać z tego zysk? Wierząc swemu zdrowemu rozsądkowi dotychczas myślałem, że nie jest to możliwe.
Zmieniłem jednak zdanie, gdy obejrzałem film dokumentalny pt. Dezinformacja z 2009 (według innego tłumaczenia Zniesławienie). Ukazuje on bowiem, w jak krótkowzroczny sposób wśród Żydów umacniania jest polityka nienawiści do dawnych oprawców, które to działania czynione są na wychowawczą niekorzyść młodego pokolenia. Film nakręcił Yoav Shamir, Żyd-dokumentalista z Tel Awiwu, a jego celem było odpowiedzenie na pytanie, czym jest antysemityzm dzisiaj, dwa pokolenia po Holocauście. Shamir w filmie czyni to podróżując po świecie i przeprowadzając wywiady z przeróżnymi ludźmi, m.in. z Abrahamem Foxmanem, dyrektorem ADL, czyli Ligi Przeciwko Zniesławieniu, a także Normanem Finklesteinem, żydowskim politologiem, specjalistą w dziedzinie palestyńsko-izraelskiej i Holocaustu.