search
REKLAMA
Felietony

Dlaczego MALOWANY PTAK będzie NAJBARDZIEJ KONTROWERSYJNYM filmem roku

Krzysztof Dylak

15 października 2019

REKLAMA

Już 18 października w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego 2019 odbędzie się w Polsce premiera ekranizacji głośnej i szokującej powieści Jerzego Kosińskiego “Malowany ptak”. Oficjalnie pierwszy pokaz obrazu nastąpił podczas festiwalu w Wenecji i z góry było wiadomo, że wywoła gorące dyskusje. Powieść polskiego pisarza należy do najbardziej traumatycznych dzieł literackich. Ja czytałem książkę dwukrotnie i z pewnością nie jest to lektura do poduszki. Czy film posiada podobną siłę rażenia? Jaka będzie reakcja polskich widzów? Nad powieścią bowiem krążą kontrowersje również na płaszczyźnie wymowy, przekazu i postaci samego autora.

W Wenecji liczni widzowie masowo opuszczali seans. Rzekomo nie mogli wytrzymać nadmiaru okrucieństwa lejącego się z ekranu, gdyż reżyser filmu ponoć bardzo wiernie adaptował literaturę Kosińskiego na ruchomy obraz. Twórcą dzieła jest Václav Marhoul, z pochodzenia Czech. Może nie imponuje filmowym dorobkiem i osiągnięciami, ale to jednak on otrzymał pozwolenie na ekranizację Malowanego ptaka. Projekt powstawał kilkanaście lat, scenariusz przeszedł przez festiwal w Cannes i został nawet wyróżniony specjalną nagrodą im. Krzysztofa Kieślowskiego. Nie ulega wątpliwości, że ekranizacja tego typu powieści niesie ryzyko i trudności, wiąże się z wysoko postawioną poprzeczką. Czy ambicje nie przerosły reżysera?

Na świecie powieść Jerzego Kosińskiego wydano w 1965 roku, w Polsce ujrzała światło dzienne w 1989. Nikt, a raczej mało kto pozostał wobec niej obojętny po przeczytaniu. Książka opowiada o losach chłopca skazanego w czasie II wojny światowej na banicję, zmuszonego do tułaczki po przepełnionych wojennym złem ziemiach i doświadczającego gwałtu i przemocy od skażonych złem ludzi. Przeżywał piekło na ziemi, widział dantejskie sceny. Drastyczność, a nawet barbarzyństwo niektórych fragmentów były trudne do zniesienia dla niejednego czytelnika. Wielu zarzucało książce antypolski wydźwięk: chłopiec będący mieszańcem niewiadomego pochodzenia, niemający przynależności narodowej był najczęściej ofiarą polskich chłopów i rolników. Byli oni przedstawieni jako zwyrodnialcy wierzący w zabobony i ludowe wierzenia, pełni nienawiści i uprzedzeń. Rosjanie czy Niemcy jawili się natomiast jako sprzymierzeńcy dziecka, który darzył ich szacunkiem i podziwem. Przeciwnicy powieści nie pozostawili na Kosińskim suchej nitki – pisarz, który twierdził, że książka wynika z jego przeżyć i jest w dużej mierze autobiografią, został uznany nie tylko za mitomana, ale nawet za zdrajcę i szaleńca. Pojawiły się pogłoski, że wcale nie jest on autorem powieści. Wypominano, że Kosiński nie znał angielskiego, a Malowany ptak został wydany również w USA, toteż mógł zlecić jego napisanie swoim asystentom.

Twórca ekranizacji, który stracił rodziców w obozie zagłady, powstrzymał się w filmowej wersji od jednoznacznych typowań co do narodowości krzywdzicieli chłopca. Postacie posługują się często (po raz pierwszy w dziejach filmu!) językiem międzysłowiańskim. Václav Marhoul do swojej koprodukcji zebrał międzynarodową obsadę. W filmie zagrali znani aktorzy, jak na przykład Harvey Keitel w roli księdza chcącego pomóc chłopcu. W jego wybawców wcielili się także: Stellan Skarsgård w roli niemieckiego oficera, który oszczędza życie chłopca, czy Barry Pepper jako rosyjski snajper dokonujący zemsty w imię głównego bohatera. Natomiast wśród jego oprawców znajduje się np. Garbos – grany przez Juliana Sandsa – który torturuje chłopca, wykorzystując do tego między innymi swojego psa. W obsadzie znalazło się także miejsce dla naszego aktora, czyli Lecha Dyblika, którego postać, a raczej pewien rytuał z ptakami, wyjaśnia symboliczne znaczenie tytułu książki i filmu.

Opinie recenzentów na temat filmu Malowany ptak były zbliżone do tych, które opisywały ostatni obraz Larsa von Triera: Dom, który zbudował Jack. Krytycy zarzucają mu epatowanie przemocą i brutalnością niemal na każdym kroku i w każdym kadrze. Zdarzają się słowa, że żadne dziecko nie byłoby w stanie przeżyć takiego horroru ze strony dorosłych. To nie jest żadna autobiografia, tylko film zrodzony z fikcji literackiej. Osobiście, znając książkę Kosińskiego, zapoznając się ze zwiastunami i pierwszymi recenzjami czy podejściem reżysera do tego bardzo mocnego, lecz niełatwego materiału, jestem przede wszystkim zaciekawiony: jakie jeszcze sekwencje z powieści udało mu się przenieść przed kamerę. Jest scena spalenia wiewiórki, ale czy znajduje się moment zakatowania konia? Czy ta scena byłaby potrzebna czy raczej zbędna? Czy będzie scena spółkowania z kozłem? Albo retrospekcyjna wizja bombardowania kamienicy? Czy będzie moment katastrofy kolejowej spowodowanej przez chłopca i jego kolegę? Mam wrażenie, że reżyser więcej scen zawarł, niż pominął. Chciał zbliżyć się do ekranizowanej literatury najbliżej jak się da. Przynajmniej mam taką nadzieję.

W czasach, kiedy głośno mówi się o podziałach poglądowych w kwestii życia społecznego i politycznego, gdy kategoryzuje się ludzi ze względu na ich wyznania, pochodzenie, orientację czy opinie, gdy różnice zdań często mają znamiona hejtu lub mowy nienawiści, gdy ksenofobia jest wyrażana na różne sposoby, filmy typu Malowany ptak są potrzebne. Być może po to, żeby coś uświadomić oraz dowieść wstrząsającymi środkami wyrazu. Przestrzec, otworzyć oczy. Sztuka ma swoje prawa. Może kopać, gryźć, ugodzić, jeśli ma coś ważnego do powiedzenia. Dla mnie personalnie Malowany ptak w wersji filmowej jest najbardziej oczekiwaną premierą tego roku. Chciałbym, żeby wstrząsnął zarówno mną, jak i każdym widzem, który zmierzy się z tym filmem, podchodząc do niego z otwartą głową i bez złej woli. Niebawem ma się ukazać nowa powieść Jakuba Żulczyka pt. Czarne słońce. Ma to być również ostra, dobitna wypowiedź dotycząca wyżej wymienionych zjawisk i problemów, ale zaistniałych w innej, przyszłej dekadzie. Myślę, że warto oba dzieła potraktować jako ostrzeżenie przed społeczną apokalipsą. Czy potrzeba następnej wojny światowej, globalnego kataklizmu czy epidemii chorób, żeby ludzkość się opamiętała? Lepiej już, żeby przypominała nam o tym sztuka.

REKLAMA