Drugie Dno #4: Gniewne wojny
Ten felieton ma konkretne zadanie. Za jego sprawą chcę się na chwilę zatrzymać i odciąć od kolorowej, obdartej z ideałów, gwiezdnowojennej otoczki, atakującej mnie zewsząd. Przedstawię zatem własny punkt widzenia na to, czym wojna między ciemną a jasną stroną mocy jest. I zaznaczę, że nie chodzi mi tutaj o wniosek, że źródłem tego konfliktu w filmach jest podwyższenie podatków przez Senat (co jest zresztą faktem). Bardziej interesują mnie bowiem kwestie emocjonalne. Jak mniemam, interesowały one także bardziej samego Lucasa. Pośrednio postaram się także dać odpowiedź na trudne, acz wciąż żywe pytanie: dlaczego to mężczyźni lubują się bardziej w tej historii niż kobiety? Nie przeciągając, przechodzę do zabawy w odkrywanie kart.
Już sam początek każdego epizodu wiele mówi nam o kierunku, jaki winniśmy obrać do jego rozumienia. Słynne zdanie wprowadzające, czyli Dawno, dawno temu, w odległej galaktyce to nic innego jak wskazówka, że wydarzenia w opowieści należy traktować umownie. Nie są bowiem ulokowane w konkretnej czasoprzestrzeni świata znanego odbiorcy, a raczej w świecie baśniowym, całkowicie fantastycznym, który nawiązuje do rzeczywistości odbiorcy tylko w poszczególnych elementach (przez co wpisać je należy w ramy gatunku space fantasy, a nie science fiction!). Są to jednak elementy kluczowe, gdyż odznaczają się uniwersalną formułą.
[quote]Gwiezdne wojny to mieszanina mitów i archetypów kultury europejskiej, które nigdy wcześniej i nigdy później nie zostały w jednym dziele tak umiejętnie i twórczo wymieszane.[/quote]
To także rycerski epos w nowych szatach – bo pojawia się miecz jako szlachetna broń, pojawia się uczeń i jego mistrz, bohaterowie posługują się kodeksem honorowym, a ich celom przyświecają wyższe wartości, etc.
Sam tytuł z kolei wskazuje, że mamy do czynienia z odwiecznym konfliktem dobra ze złem. Dobro reprezentują miłościwi rycerze Jedi, a zło skrywa się w zastępach Sithów. Akurat mnie przypomina to najbardziej – wzięty z legend i licznych aluzji biblijnych – bunt aniołów. Jak wiemy, na jego czele stanął Szatan vel Lucyfer, czyli upadły anioł. W filmach uosabia go oczywiście Darth Sidious. Skojarzenie to budzi się także na skutek obserwacji jego metod działania. Wszak oparte są one na manipulacji, kłamstwie oraz nieustannego zachęcania do grzechu. Moc z kolei to nic innego jak wewnętrzna siła, równowaga duchowa, zdolność do łączenia się z ostateczną prawdą. To silna wiara, która dla jednych okazała się źródłem łaski, a dla drugich źródłem zguby.
Aczkolwiek te jednoznaczne i czarno-białe podziały widoczne gołym okiem interesują mnie mniej. Moja uwaga skupia się na przejawach szarości. Pewnie was zaskoczę, ale po tym, jak niedawno po raz kolejny zapoznałem się z całą sagą, utwierdziłem się w przekonaniu, że zasadne było powołanie do życia prequelowej trylogii. To dzięki niej cała historia stała się pełna. Ponadto te części wyodrębniły właściwego protagonistę dramatu, w osobie Dartha Vadera. Nastąpił zaskakujący zwrot, bo tak jak Vader w starej trylogii wywoływał w nas trwogę czarnego charakteru, tak w trylogii nowej daje sposobność do tego, by się z nim identyfikować.
Gdy dano mi okazję, by zajrzeć pod charakterystyczną czarną maskę, dostrzegłem wiele ludzkich przywar w obliczu Anakina Skywalkera. To, co doprowadziło go do tego, że odwrócił się od światła i wybrał ciemność, było bardzo przyziemne, bo związane z czysto ludzkimi ułomnościami. Młody Anakin nie miał kolorowego dzieciństwa. Był niewolnikiem, który nie znał pojęcia wolności, a marzył o wielkim wszechświecie. Ponadto wychowywał się bez ojca i przedwcześnie stracił matkę. Można powiedzieć, że wszedł w dorosłe życie w poczuciu zagrożenia, bo bez przekonania o możliwości zapewnienie sobie bezpieczeństwa duchowego (co wiązało się niedostatkami w miłości). Nie pomógł także fakt, że mistrz Jinn, który mógł stanowić dla niego oparcie i wzór, zginął przedwcześnie. Złe emocje zaczęły się nawarstwiać, a ich kulminacją była kolejna tragedia – śmierć matki. Wewnętrzny lęk przerodził się w gniew i potrzebę odwetu, finalnie doprowadzając do buntu przeciwko tym, po których stronie pierwotnie stał. Anakin pozostał jednak ślepy na to, że prawdziwym wrogiem stał się dla siebie on sam.
Nie pomogła mu nawet miłość do kobiety. Ale to także ma swoją przyczynę. Drogi do serca Anakina były bowiem zabarykadowane wewnętrznym bólem. Nie potrafił kochać swej wybranki należycie, ponieważ wcześniej nie nauczył się kochać samego siebie. I właśnie tu skrywa się istota sprawy: konflikt wewnętrzny Anakina spotęgowany zostaje na skutek braku akceptacji dla własnego losu oraz dla siebie samego w tego losu obrębie. Im więcej bohater się buntował, tym więcej zaczął tracić. I jest to prawda odwieczna: serce ogarnięte strachem i gniewem przeżywa paraliż, a w takim stanie każdy wykonany krok staje się krokiem wstecz. Najlepiej oddają to słowa mistrza Yody: Strach prowadzi do gniewu, gniew prowadzi do nienawiści, nienawiść prowadzi do cierpienia, cierpienie prowadzi na Ciemną Stronę Mocy. Osławiona Ciemna strona jest zatem niczym innym, jak… brakiem miłości.
[quote]Pokuszę się o wniosek, że Darth Vader nie jest postacią złą, a postacią, która na skutek wewnętrznego zagubienia zaczyna podejmować złe wybory. Co oczywiście w sposób radykalny się na niej mści.[/quote]
Na horyzoncie pojawia się jednak nadzieja. Bez względu na to, jak długo żyło się w błędzie, jak długo odwracało się od prawdy, nigdy nie jest za późno, by to naprawić. I o tym już jest stara trylogia. O autorefleksji, o przejrzeniu na oczy. Pierwiastkiem zapoczątkowującym odrodzenie się Anakina w Vaderze jest ojcowska miłość. Niemały w tym udział Luke’a, który rozumiejąc wagę odkrycia własnych korzeni, postanawia odbudować dobre imię swego ojca. Finałem jest zatem triumf Anakina, który po latach walki i buntu w końcu godzi się ze swoją raną, a wewnętrzną pustkę wypełnia miłością do syna – owocu dawnego uczucia, wobec którego się odwrócił. Tuż przed swoją śmiercią odzyskuje jednak równowagę duchową, łącząc się z prawdziwą mocą.
Nie dziwię się, że Gwiezdne wojny nie są lubiane przez kobiety. W sześciu filmach bardzo skrupulatnie rozpisany został bowiem proces przemian, który w mniejszym lub większym stopniu przeżywany jest w duszy każdego mężczyzny – przybiera tylko inny kształt. Chodzi o poszukiwanie własnej męskości. W filmie ewolucja ta zaprezentowana została za sprawą następujących etapów: braku ojcowskiej miłości, siły więzi z matką, uleganie lękowi oraz niemożność odnalezienia bezpieczeństwa duchowego, oddanie się buntowi i upadek obyczajów, bolesna utrata kobiety. Na samym końcu tego tunelu znajduje się jednak przebudzenie i autorefleksja (podjęta chociażby na łożu śmierci), a także wypełnienie dawnej pustki i pojednanie z samym sobą. To oczywiście fikcja literacka i happy end, ale da się zauważyć, że prawdy te nie pochodzą z odległej galaktyki. W moim jakże młodym życiu miałem okazję uświadczyć większości z tych etapów, w tym lub innym kształcie, nawet z zachowaniem analogicznej kolejności.
Kobiety odgrywają w tej rycerskiej opowieści inną rolę, ponieważ przebywają w zamku, gdzie więzione są przez złą, obleśną ropuchę i czekają na moment, gdy mężczyzna w końcu uporządkuje swoje sprawy i je uwolni. Cały ten skomplikowany i wielowarstwowy proces rozpisany na sześć epizodów paradoksalnie kobiet w bezpośredni sposób nie dotyczy. To zwyczajnie nie ich historia. Nie trafia i długo trafiać nie będzie do nich sens międzyplanetarnego konfliktu, a co dopiero wizja rozdartego wewnętrznie osobnika płci męskiej.
Tak to widzę ja. Ile zmieni się w fabule kontynuowanej przez J.J. Abramsa? Jestem przekonany, że jej wydźwięk zostanie zachowany, nic na głowie postawione nie zostanie. Saga charakteryzuje się bowiem żelazną konsekwencją swej treści. Według mnie to, co w nowej trylogii będzie najważniejsze i jednocześnie najciekawsze, osadza się w osobie, której zabrakło w zwiastunie Przebudzenia mocy. Mowa oczywiście o Luke’u Skywalkerze. Jedyne pytanie, jakie się mi teraz nasuwa i nie pozwala myśleć spokojnie o piątkowym wieczorze, brzmi: czy idąc obranym szlakiem, bohater, który przyczynił się do uleczenia ojcowskiego serca, zdołał oprzeć się sile ciemnej strony mocy? Możliwe, że jego najważniejsza walka dopiero ma nastąpić.
korekta: Kornelia Farynowska