Dlaczego STRANGER THINGS jest dla widza WYJĄTKOWYM DOZNANIEM
Drugi Maciej skupia swoją uwagę tak samo jak i pierwszy Maciek na roli postaci w tej dobrodusznej przygodzie, którą przecież z łatwością można podpiąć pod feel good movie, ale to, co najbardziej go interesuje, to mrok i enigmatyczność stale płynące z ekranu. Trudno nie przyznać mu racji, pierwszy sezon trzeba nazwać majstersztykiem wywoływania trwogi. Nie tylko wybitnie sprawdza się jako teenage horror, ale i zwyczajnie dobry thriller, potrafiący widza wgnieść w fotel i nawet przestraszyć. Sequel nieco zrywa z tą konwencją, ale parę odcinków – choćby ostatnie epizody wraz z finałem – potrafią człowieka porządnie nastraszyć. Przypomina to zatem Goonies XXI wieku, z którego czerpać będą następnie filmy, choćby To i Lato 84. Nie zapominajmy też, że w trzecim sezonie ciemność powraca!
W komentarzu znajdziemy wątek poszukiwania serialu praktycznie idealnego, łączącego kilka konwencji filmowych: Stranger Things ma w sobie pierwiastki zarówno komediowe, jak i kryminalne, o czym wspomina twórca tej krótkiej notki. Zatem ST ma potencjał na bycie dziełem ponadczasowym, bo potrafi dotrzeć do każdego odbiorcy, jest nieprawdopodobnie elastyczne, ujmuje bowiem netfliksowych pożeraczy bez wyjątku, nie bierze jeńców, nie jest pretensjonalne, jest jedynie cool i dzięki temu wygrywa batalie o rekordy odtworzeń – czego chcieć więcej od teenage science fiction?
Po pierwsze – klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Byłam zaszokowana kompletnym odwzorowaniem tamtejszych lat, przejawiającym się w piekielnie dobrym doborze soundtracku, ówczesnej modzie na różnorodne filmy czy ogólnym stylu ubierania się, który zmienia się w serialu co sezon, tak jakby dostosowując się do danego czasu akcji. I choć nigdy nie lubiłam science fiction i zawsze odstraszała mnie ta cała otoczka z kosmitami i magicznymi stworzeniami, tak tutaj mistrzowsko stworzona intryga mnie kompletnie porwała, zachwyciła. Całość pieczołowicie dopracowana, kadry przyjemne dla oka, każda ze scen wyglądała po prostu… ładnie. Uwielbiam jeszcze ten wachlarz emocji, który możemy zaobserwować u bohaterów: empatia Mike’a, niepokój Joyce, przerażenie widoczne w oczach Eleven, uczucia pomiędzy poszczególnymi postaciami. Ale nic, przysięgam, nic nie będzie lepsze od lat 80. w tym serialu! – Laura Kamola, przyszła studentka ekologii.
Zatem przyjrzyjmy się części scenograficznej serialu, tak pięknie zrealizowanej przez producentów. Stranger Things dzieje się w latach osiemdziesiątych i możliwość poczucia tego świata w pełni jest pociągająca dla widza. Czy to samo miasteczko Hawkins, czy centrum handlowe z trzeciego sezonu robią kolosalne wrażenie pod względem utrzymania szczegółów. Nawet jeśli zatrzymamy się przy ubiorze, zauważymy nieustanną zmianę z sezonu na sezon (w serialu – z roku na rok). Dobrym przykładem będzie Nancy Wheeler – jej fryzura ewoluuje z ułożonej dziewczynki w tak zwane “szalone włosy roku 1985”. Takimi smaczkami można się delektować do woli!
Sam pamiętam jeszcze, jakie wrażenie zrobiło na nas dodanie motywów z Ghostbusters przy Halloween z drugiego sezonu, ale o tym w sumie pisze sama Laura – o korzystaniu z minionych, przy tym kultowych trendów; Zresztą, trzeci sezon rozpoczyna się od seansu w kinie, a na ekranie leci co? Dzień żywych trupów – niesamowita immersja, zapewne szczególnie pochłaniająca osoby, które miały okazję żyć w tych czasach. Klimat w połączeniu z mądrym scenariuszem staje się wtedy połączeniem wyjątkowo trafnym. Poddajemy się koncepcji braci Duffer, zaczynamy im ufać, przykładowo – chcemy zarówno zobaczyć kolejne smaczki związane z “miasteczkowym podłożem”, jak i z zapartym tchem kibicujemy relacji Jonathana z Nancy. Trzeci sezon pozwala widzowi w jeszcze dogłębniejszy sposób zżyć się z bohaterami – dla każdego znajdzie się wystarczająca ilość czasu na ekranie, a nowe podgrupy wytwarzają nieprzewidywalne uczucia i znajomości. Dla fanów – ogromna gratka; dla sympatyków – można by rzec doprawdy to samo.
Stranger Things to serial, który udowodnił mi, jako osobie z reguły unikającej wszystkiego, co miało związek z horrorem, że ten gatunek można oglądać z dużą przyjemnością. Ukazanie świata z perspektywy dzieci, naturalnie wierzących w potwory, jest dla mnie strzałem w dziesiątkę! Dzięki temu fantastyczne motywy nabierają pewnej wiarygodności i magicznego klimatu. Twórcy mistrzowsko wykorzystują uczucie nostalgii, przypominając, jak przyjemnie poszukiwało się tajemnic w ukryciu przed dorosłymi. Bałem się, że zostanie to utracone w miarę, kiedy bohaterowie zaczną dorastać w 3. sezonie, ale z czystym sumieniem przyznaję, że w “nastoletnich muszkieterach” można zakochać się jeszcze mocniej niż wcześniej! – Adam Zagrajek, student AGH.