search
REKLAMA
Felietony

Dlaczego DUBBING ZABIJA magiczny świat kina

Dubbing to świat pozorów, a ludzie uwielbiają się w nie ubierać.

Odys Korczyński

18 listopada 2022

REKLAMA

Dubbing to świat pozorów, a ludzie uwielbiają się w nie ubierać m.in. ze względu na lenistwo umysłowe, które trapi nasze czasy (kultura czytania nagłówków), ale jest generalnie cechą każdej epoki kulturalnej i odbioru każdej rzeczywistości. Nasz mózg jest zwykłym leniem. Nauczył się tego paradoksalnie w toku ewolucji w celu tworzenia skomplikowanej cywilizacji i odnajdywania skrótowych, holistycznych rozwiązań. Nie warto mu jednak pozwalać zbyt się rozleniwiać, bo wtedy utraci zdolność do krytycznego myślenia, a w przypadku odbioru kinematografii, będzie akceptował bez zająknięcia owe np. dubbingowe pozory artyzmu, jakie arbitralnie ta forma lokowania językowego dodaje do dzieł filmowych. Mało tego, często w połączeniu ze słabym tłumaczeniem, zupełnie demoluje przekaz treści danego tytułu. Dubbing przypomina szybę umytą słabej jakości płynem, który zostawia smugi, przez które przeziera zaledwie cień dzieła artystycznego w postaci filmu. Rozleniwieni widzowie wolą jednak ten świat aktorskich pozorów. Zupełnie nie zdając sobie sprawy, jak bardzo oddalają się od tego, co twórcy w kinie chcieli im naprawdę powiedzieć, nie tylko za pomocą słów, ale intonacji, oddechu, synchronizacji pracy ust z całą mimiką twarzy i głoskami języka, a także pozornie tak nic nieznaczącymi idiomami, całą tą semantyką, z którą niewielu polskich tłumaczy sobie poprawnie radzi. Dubbing więc, jeśli nie jest konieczny – a zaraz zajmę się tym, kiedy faktycznie się przydaje – jest nadużywany, niszczy kino, zabija magię jego fikcyjnej prawdy.

Niemy teatr

Wszechobecność filmu w dzisiejszych czasach przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Różnego rodzaju formy tego typu środka ekspresji spotykamy dosłownie wszędzie. Mało tego, każdy z nas sam może go stworzyć, co jeszcze 20 lat temu nie było tak proste, jak w erze smartfonów, którymi nagramy klip filmowy, wykonamy postprodukcję oraz montaż, a także wprowadzimy nasz produkt do obiegu w kanałach społecznościowych. Zapomnieliśmy jednak o sztuce, która od wieków stała u podstaw kina – teatrze. Wyobraźmy zatem sobie, że teraz właśnie siedzimy na widowni, a wokół nas na setkach wyścielonych czerwonym suknem foteli siedzą podobni do nas ludzie. Wszystkich nas łączy jedno – jesteśmy spragnieni tych aktorskich, autentycznych wrażeń, jakie tylko teatr może nam dostarczyć. Pragniemy być częścią widowiska, dosłownie czuć zapach sceny i wraz z przedstawiającymi reagować właśnie w ten sposób, jak reagowali fani na widok pojawiania się kolejnych wersji Spider-Mana w najnowszej odsłonie jego Marvelowskich przygód. Wydaje się nam, że przeżyjemy niesamowite widowisko, jednak już na początku coś zaczyna nas niepokoić – przynajmniej niektórych. Budka suflera umieszczona w zdobnej muszli na proscenium jest osobliwie duża, za duża dla jednego człowieka.

Kurtyna się rozsuwa, aktorzy wychodzą na scenę, rozlega się w tle jakaś muzyka i inne efekty dźwiękowe, a my na widowni słyszymy głosy, które zupełnie nie pasują do ruchów ust. Dopiero po chwili orientujemy się, że budka suflera była taka duża, bo musiało zmieścić się w niej kilka osób, które podkładały głosy aktorów na scenie, którzy tylko bezgłośnie ruszali szczękami, jak z wolna duszące się karpie w przedświątecznych basenach na krakowskim Rynku. Widownia teatralna jednak nie pozostała z tego powodu tak beznamiętna, jak potencjalna świąteczna klientela spod Sukiennic. Na widowni poczuliśmy się jak w teatrze groteski, w niczym nie umniejszając krakowskiej Grotesce, która stoi na bardzo wysokim poziomie. To dubbingowane przedstawienie może i było popisem wieloosobowej szeptanki, ale aktorzy, których znaliśmy i podziwialiśmy przestali być autentyczni – stali się niemi, i to było najgorsze. Dokładnie to samo dzieje się z grą aktorską w kinie. Na szczęście współcześnie dubbing nie polega już na zastępowaniu wszystkich dźwięków występujących w filmie, lecz można podłożyć tylko kwestie wypowiadane przez aktorów, zachowując oryginalne inne efekty dźwiękowe, w tym środowisko, ale sami odpowiedzmy sobie na pytanie, jaką rolę odgrywa głos w zawodzie aktora od chwili powstania filmu dźwiękowego? Dlaczego więc idziemy na taką intelektualną łatwiznę i w nieuzasadnionych przypadkach pozwalamy na coraz większe panoszenie się dubbingu?

Tomasz Knapik

Głos w zawodzie aktora odgrywa rolę kluczową, jeśli nie jest to pantomima. To właśnie głosem oraz unikalną dla każdego z nas mimiką aktor pozwala widzowi uwierzyć, że naprawdę jest postacią z urealniającej się fikcji kinowej, chociaż na tę krótką chwilę podczas trwania seansu. Dubbing zabiera głos aktorowi – podkłada inny, obcego człowieka z obcą mimiką, obcym doświadczeniem życiowym i zawodowym, nieobeznanym organoleptycznie z jakimikolwiek realiami kręcenia oglądanego i dubbingowanego filmu. Dubbing jest więc dla prawdziwego aktora kpiną z jego starań, żeby swoimi emocjami, a zatem głosem i twarzą, scalonymi ze sobą nieodzownie i naturalnie, przekazać widzowi, że postać, którą gra, ma coś ważnego do powiedzenia, a nie jest tylko ubezwłasnowolnioną językowo marionetką. Dubbing zabiera nam kontakt z prawdziwym aktorem i chociaż szeptanka lektorska również nie jest idealna, bo zagłusza oryginalne tło filmu, warto ją wybrać, bo efekt będzie autentyczniejszy. A najlepiej wybrać oczywiście napisy, jeśli się nie zna języka, co w dzisiejszych czasach, zwłaszcza u młodszego pokolenia, jest coraz rzadziej spotykane (przynajmniej gdy chodzi o język angielski).

Świat za szybą

Ta krytyka dubbingu oczywiście nie jest kompletnym zmieszaniem go z błotem. Jest on przydatny w początkowym stanie nauki czytania, kiedy dziecko nie nadąża za napisami oraz nie ma jeszcze w słowniku wielu słów, związków frazeologicznych i osobliwości metaznaczeń polskiej składni, które pozwoliłyby mu swobodnie oglądać obraz i percypować tekst pojawiający się w dolnej części ekranu. Są także osoby niepełnosprawne, z zaburzeniami wzroku, pracy mózgu, psychiki itp. którym trudno jest skupić oczy na napisach oraz jednocześnie na obrazie – dla nich również dubbing może okazać się lepszym wyjściem niż nawet szeptanka. Dla zdrowego człowieka jednak, nawet nastolatka, który nauczył się czytać i pisać oraz uważa się za inteligentnego odbiorcę kultury, dubbing jest niepotrzebny, ograniczający, a wręcz szkodliwy, bo rozleniwia zarówno korę mózgową, jak i wrażliwość na zgodną z prawdą ocenę aktualnie postrzeganego dzieła filmowego. Dubbing więc może przyczyniać się do pogłębiania wtórnego analfabetyzmu, którego przyczyny tkwią w szukaniu łatwych i skrótowych rozwiązań tekstowych dosłownie wszędzie wokół, w każdym kanale informacyjnym. Na separowaniu się od aktywności wymagających większej uwagi i analizy danych wypływających jednocześnie z wielu kanałów sensorycznych.

Generalnie więc, łatwiej słuchać i wyłączać pewne części mózgu odpowiedzialne za analizę semantyczną postrzeganych znaków, niż patrzeć, czytać, rozumieć oraz w trybie „na żywo” łączyć znaczenie napisów z tym, co stricte dzieje się „w obrazie” filmu. Jeśli więc mamy taką możliwość, nie idźmy na łatwiznę, tylko zrezygnujmy z dubbingu, a jeśli nie możemy, to przynajmniej bądźmy świadomi, że to wyjście dla leniuchów. Przyznaję się, czasem wolę dubbing, zwłaszcza gdy oglądam i robię coś innego.

Seria bajek o Shreku – jeden z najlepszych polskich dubbingów, chociaż konkurentów wielu nie było. Na twarzach oryginalnych postaci jednak nie widać osobowości dubbingujących je w polskiej wersji aktorów.

Paradoksalnie to wcale nie jest prawdą, że dubbing najlepiej wychodzi w filmach animowanych, przynajmniej pod względem formalnym. W animacjach dla młodszego widza jednak dubbingu nie sposób pominąć z czysto praktycznych względów. Są takie połączenia dubbingu z tłumaczeniem, które stały się już w naszym kraju kultowe, jednak to w niczym nie zmienia sytuacji technicznej i estetycznej. Bajki są chyba najlepszym przykładem tego niedopasowania między aktorem a głosem na poziomie niemal elementarnym. Często stosowanym zabiegiem w bajkach animowanych jest nadanie osobowości postaciom poprzez cechy, które posiada aktorka/aktor podkładający głos w tzw. oryginale produkcyjnym. Rozbieżność więc następuje już u podstawy, kiedy jakikolwiek inny twórca głosowy dubbinguje daną postać w innym języku. Na tym polega słabość dubbingu – na wtórnym artyzmie, który nie dość, że musi podporządkować się już nadanej graficznie osobowości postaci wziętej od oryginalnego aktora, to jeszcze musi spełnić obowiązek przekazania, np. w naszym, polskim języku, całego tego ulokowania kulturowego, jaki zaplanowali sobie mniej lub bardziej mądrze tłumacze. Wypada nieraz płasko i bezdusznie. Na tym przykładzie więc może lepiej widać kuriozalność dubbingu w filmach aktorskich, w bajkach o wiele mniej, no bo przecież animowane postaci i tak były w oryginale zdubbingowane.

Dubbing jest udawaną grą aktorów, którzy nie zdają sobie sprawy, co mogli wiedzieć i czuć oryginalni artyści. Przez to każda działalność głosowa tych pierwszych będzie zawsze w pewnym sensie pozorem, mistyfikacją artystyczną, która obarczonym nią filmom nie przyda wartości, a wręcz oddzieli widza od tego fikcyjnego, lecz jednak prawdziwego, dzięki głosom źródłowych aktorów świata przedstawionego.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA