Czy po nowym SPIDER-MANIE czeka nas fala MULTIWERSÓW?
Niższa półka #16: (Jeden) świat to za mało
W 2012 roku kino rozrywkowe otworzyło się na zupełnie inną formę zabiegania o widza. Wraz z premierą filmu Avengers Jossa Whedona narodziła się idea dzielonych uniwersów. Marek filmowych, które łączą się ze sobą i wzajemnie przenikają. Wielki hit Marvela sprawił, że drogą tą próbowało pójść wielu, m.in. DC, Harry Potter, MonsterVerse. Czy dzisiaj – w dniu premiery filmu Spider-Man: Bez drogi do domu – wchodzimy w nowy etap? Kiedy dzielone uniwersum to za mało? Kiedy potrzebujemy całego multiwersum?
Jak może nie każdy wie, ale właśnie dziś na ekrany kin wchodzi film Spider-Man: Bez drogi do domu. Finał trylogii o przygodach Spider-Mana o twarzy Toma Hollanda, w którym na mocy magicznych zawirowań związanych z postacią Doktora Strange’a do „naszego” uniwersum trafią postaci z poprzednich filmowych serii o Spider-Manie, do tej pory niełączonych z Kinowym Uniwersum Marvela. Zobaczyć mamy – co wiemy już ze zwiastunów – Zielonego Goblina, Doktora Octopusa i Sandmana ze Spider-Manów Sama Raimiego oraz Lizarda i Electro z Niesamowitych Spider-Manów Marca Webba. Do ról powrócą także ich historyczni odtwórcy, czyli np. Willem Dafoe, Alfred Molina czy Jamie Foxx.
Marvel Studios podwaliny pod multiwersum szykowało już od początku tego roku. Najpierw w serialu WandaVision zobaczyliśmy w formie sprytnego żartu i mrugnięcia okiem do widza brata Wandy zagranego przez odwrócę postaci z serii filmów o X-Men, a potem w Lokim przedstawiono nam koncept wieloświatów. W przyszłym roku na ekranach zadebiutować ma z kolei film o wiele mówiącym tytule Doktor Strange i multiwersum obłędu, o którym już dziś plotkuje się, że pokaże nam ponownie bohaterów wspomnianej już marki X-Men nieistniejącego dziś (a wykupionego przez Disney) studia 20th Century Fox. Ciekawie zapowiada się też trzeci Deadpool, który przecież powstanie już pod kuratelą Kevina Feigego, a zatem zapewne będzie przeniesieniem tej postaci do uniwersum rozpoczętego filmem Iron Man.
Jak widać, Marvel mocno stawia na tego typu rozwiązania, a w tyle zanim nie chce zostać przecież DC. Przeciwnie, jeśli moje zapiski w kalendarzu są poprawne, to jeszcze przed Marvelem DC zapowiedziało film, który również postawi na wieloświaty. W zapowiedzianym na przyszły rok Flashu zobaczyć mamy przecież powrót Michaela Keatona do roli Batmana, a zatem Barry Allen trafi do świata znanego z filmów Tima Burtona. Już w zeszłym roku DC oficjalnie oświadczyło, że KAŻDY ich film i serial (czyli de facto produkcje powstające od lat 40. ubiegłego wieku) to część ekranowego multiwersum.
A zatem wszystko wskazuje na to, że na naszych oczach właśnie rodzi się nowy trend w kinie superbohaterskim, w którym dzielone uniwersum to już za mało. Teraz istotne będą multiwersa! A wszystko to z oczywistych powodów: nostalgia sprzedaje się doskonale. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że za tymi pomysłami stoją dobre i przemyślane historie. Bo nie sztuką jest zakontraktować podstarzałą gwiazdę i ubrać ją znowu w ten sam budzący dobre wspomnienia kostium. Trzeba jeszcze nadać temu powrotowi odpowiedni ładunek emocjonalny. Jak np. udało się to doskonale w X-Men: Przeszłości, która nadejdzie Bryana Singera.
***
Ach, na marginesie: w tzw. internetach natrafiłem ostatnio na komentarz, że NIKT nie czeka na Flasha we Flashu, tylko wszyscy na Batmana Keatona. No cóż, ja bardzo lubię postać Flasha, tak w komiksie, jak i w Lidze Sprawiedliwości Zacka Snydera, więc bez wątpienia bardzo czekałbym na film o nim, bez względu na to, czy pojawiłby się tam Michael Keaton, czy nie. A stawianie sprawy w ten sposób tylko ułatwi producentom pójście na łatwiznę!