INFORMACJA ZWROTNA. Gdy serial przyjmowany w zbyt dużych ilościach może zaszkodzić [RECENZJA]
Netflix jako platforma streamingowa zawodzi mnie już od bardzo dawna. Z tego względu do najnowszego miniserialu z genialnym Arkadiuszem Jakubikiem na pokładzie podchodziłam z dużą dozą dystansu i nie nastawiałam się absolutnie na nic szczególnego ani tym bardziej wybitnego; szczególnie że jest on adaptacją prozy Jakuba Żulczyka, z którym nie jest mi jakoś szczególnie po drodze. Czy mimo początkowych uprzedzeń z mojej strony mogę z czystym sercem powiedzieć, iż jest to twór udany i warty poświęcenia tych kilku godzin wolnego czasu?
Genialny punkt wyjścia… i nic poza tym
Zacznę od tego, iż nie będę serialu oceniała z punktu widzenia tego, czy jest to dobra adaptacja książki, czy nie. Nie czytałam bowiem pierwowzoru i byłabym nierzetelna, gdybym udawała, że wiem, o czym ona jest, przez co nie mogę zestawić tych dwóch dzieł. Wiem za to, iż nie jest to dobra produkcja z kilku bardzo ważnych powodów; choć większość moich kolegów i koleżanek po fachu zachwyca się serialem praktycznie od samego początku, czego nie jestem w stanie im zabronić.
Zacznę chyba od tego najważniejszego, czyli faktu, że serial porusza niezwykle istotną problematykę: alkoholizmu wśród lepiej sytuowanych finansowo osób i absolutnie nic z tym nie robi, starając się iść w meandry bycia dramatem kryminalnym z zagmatwaną intrygą i potencjalnym morderstwem w tle. Największą bolączką tejże produkcja jest właśnie brak jasno wyznaczonej ścieżki, przez co dostajemy szereg mało rozbudowanych wątków, gdzie każdy z nich dużo lepiej funkcjonowałby jako faktyczna oś fabuły, a nie tylko dodatek do całej historii. Coś, co absolutnie uwielbiam, czyli przemieszanie różnych gatunków (dramat, kryminał itd.) tutaj drażni, wpadając w niepotrzebną manierę. A to właśnie ten element niejako powinien stanowić o sile tegoż serialu; coś, co powinno intrygować widza, a nie go irytować.
Cała historia jest bowiem opowiedziana z perspektywy głównego bohatera, Marcina Kanii, alkoholika, który nie pije od dwóch lat, a który szuka zaginionego syna. Jak się dowiadujemy, obaj spotykają się kilka godzin wcześniej, jednak nasz protagonista nie zdaje sobie z tego sprawy, gdyż na skutek tychże wydarzeń i alkoholu we krwi nic nie pamięta. Widz razem z nim krok po kroku odkrywa kolejne elementy układanki, próbując się dowiedzieć, co takiego faktycznie się wydarzyło. Tyle że finalnie to wyłącznie oszukiwanie widza, tak jak Marcin sam oszukuje siebie od samego początku. Twórcy w dość nieudolny sposób próbują zachęcić potencjalnego odbiorcę wielopiętrową intrygą, w którą uwikłane są poszczególne osoby, jednak finalnie do niczego to nie prowadzi.
Niestety sprawia to, iż poszczególne postaci zostały potraktowane po macoszemu, wliczając w to głównego bohatera. Brak jest pogłębionej charakterystyki, gdzie poznajemy ich przez pryzmat jednej bądź dwóch cech; ktoś jest alkoholikiem, ktoś jest tym złym, a ktoś tym dobrym. I to niestety jeden z dwóch największych problemów tejże produkcji. Dziwi to tym bardziej, iż sam autor książki prawie od dekady nie pije i to właśnie on powinien wiedzieć najlepiej, jak wygląda życie osoby uwikłanej w romans z butelką. Trudno w związku z tym sympatyzować z kimkolwiek albo przejmować się jego losami – w tym rodziną zaginionego chłopaka – kiedy tak naprawdę nic o nich nie wiemy.
Niewykorzystany potencjał dramatu społecznego
Już na tym etapie wspomnę o drugim problemie, który jest z tym powiązany, a mianowicie: bohaterowie uwikłani są w ogromny dramat rodzinny wynikający z tego, że Marcin pije. Jednak tak naprawdę zupełnie w nim się nie zanurzamy. Ot, twórcy jakby od niechcenia wspominają, iż ten czasem uderzył któreś ze swoich dzieci czy zrobił awanturę domową, gdzie konieczna była interwencja policji. Jak już wspominałam, byłby to dużo bardziej interesujący punkt wyjścia dla opowiedzenia całej historii, gdyż autentycznie chciałam zobaczyć dramat rodziny, która ma dom, kilka mieszkań, pieniądze, a która musi mierzyć się z alkoholizmem ojca zapewniającego tak naprawdę tenże wysoki status społeczny. Dowiadujemy się tylko, iż córka głównego bohatera ma PTSD (ang. Post-traumatic stress disorder – Zespół Stresu Pourazowego), ale nigdy nie widzimy niczego, co faktycznie do tego doprowadziło, ani późniejszych konsekwencji z nim związanych. Zabrakło mi pogłębienia relacji na linii ojciec–dzieci, gdzie każde z nich musi mierzyć się z odmiennym zestawem problemów wynikających z tego, iż jeden z członków rodziny pije.
Jestem zdania, że skoncentrowanie się wyłącznie na aspekcie alkoholizmu głównego bohatera, jego „walce” o siebie i rodzinę, oszustwach, kłamstwach itd., byłoby dużo ciekawsze, aniżeli śledzenie zagadki kryminalnej. To temat niezwykle ważny, aktualny i tak naprawdę nie zawsze poruszany przez medium, jakim jest kino i telewizja. Dużo prościej jest pokazać alkoholizm przez pryzmat menela, aniżeli dobrze sytuowanej osoby – w tym przypadku byłego rockmana – która kupuje drogie trunki, chodzi na imprezy z bogatymi ludźmi i wozi się po Warszawie taksówkami. Odnoszę ostatnimi czasy wrażenie, iż dużo osób jest przekonanych o tym, że skoro nie zgonuje codziennie na ulicy i przykładnie każdego poranka idzie do pracy, to nie implikuje to tego, iż mają poważny problem alkoholowy. Ja wiem, że produkcja to adaptacja książki, ale nie ma przecież wymogu kurczowego trzymania się tekstu zapisanego na jej kartach. Twórcy mogliby bowiem pogłębić tenże wątek i stworzyć coś naprawdę unikatowego i wyjątkowego; nie mówiąc już o tym, że pojawia się wiele nieścisłości w pokazywaniu tego, jak alkoholik faktycznie funkcjonuje, co jest tym bardziej zaskakujące, ale to wyłącznie moje czepialstwo.
Jak już wspomniałam wcześniej, Arkadiusz Jakubik to fenomenalny aktor, który w tym przypadku daje absolutny popis swoich umiejętności. Do jego występu nie mogę się przyczepić na żadnym poziomie. Martwi mnie jednak, iż przyćmił on występy pozostałych osób, choć tak naprawdę to nie miały one zbyt wiele do pokazania na szklanym ekranie; wielka szkoda, że scenarzysta wolał skupić się na zagmatwanej intrydze kryminalnej, a nie pogłębionym rysie psychologicznym postaci.
Twórcy mieli szansę zabrać głos w niezwykle ważnej sprawie, a niestety postawili na nijakość. Jest to jedna z tych typowych Netflixowych produkcji do zapomnienia, która rozczarowuje na każdym możliwym poziomie. Nie jest jej w stanie uratować nawet genialne aktorstwo Arkadiusza Jakubika. Totalne pomieszanie z poplątaniem, gdzie absolutnie nic z tego nie wynika, a szkoda. Nadmiar wątków, nadmiar papierowych bohaterów upchanych w pięciu odcinkach, tak najprościej można scharakteryzować całą produkcję. Nie do końca rozumiem zachwyty moich koleżanek i kolegów po fachu, ponieważ Informacji zwrotnej daleko do najlepszych skandynawskich kryminałów, nie mówiąc już o dramatach opowiadających historię osób uzależnionych. Chciałam się autentycznie pozytywnie zaskoczyć, ale – jak widać – w życiu nie można mieć wszystkiego.