CANNES 2018. Podsumowanie festiwalu
Kolejna edycja festiwalu filmowego w Cannes za nami. Najbardziej prestiżowe wydarzenie w świecie kina odbyło się już po raz 71. i choć nie brakowało głosów, iż poziom festiwalu w tym roku nie zachwyca, to większość rezultatów spotkało się z uznaniem uczestników tegorocznej edycji. Oto krótkie podsumowanie festiwalu przygotowane przez redaktorów reprezentujących Film.org.pl w Cannes.
Maciej Niedźwiedzki
Tegoroczny festiwal nie należał do najmocniejszych. Niemniej jury pod przewodnictwem Cate Blanchett potrafiło nagrodzić to, co w głównej sekcji było rzeczywiście najlepsze. Złota Palma dla Shoplifters jest jak najbardziej zasłużona. Hirokazu Koreeda swój rozpoznawalny reżyserski styl dopracował do perfekcji i Shoplifters wydaje mi się jak dotąd jego najlepszym filmem. Japończyk kolejny raz traktuje o rodzinie, opowieść oparta jest na mikroscenkach i psychologicznych niuansach. Fabuła ewoluuje pomału i w spokojnym rytmie zmierza do emocjonującego, przewrotnego finału. Jestem przekonany, że Shoplifters przekona nie tylko do fanów Koreedy. To więcej niż dobry film, godny Złotej Palmy.
Jeśli jednak ja wręczałbym główną nagrodę, to trafiłaby ona w ręce Nadine Labaki i jej Capharnaum (ostatecznie film otrzymał Nagrodę Jury). Reżyserka opowiada o dwunastoletnim Zainie, wychowującym się w slumsach Bejrutu. Chłopaka poznajemy w momencie, gdy, stojąc przed sądem, pozywa swoich rodziców o to, że pojawił się na świecie. Nabaki nie interesują konsekwencje tej decyzji, ale jej przyczyny. Retrospektywna opowieść o Zainie to kino wypełnione twórczą energią i fenomenalnym aktorstwem młodego Zaina Alrafeei. Capharnaum jest filmem smutnym, wciskającym w ziemię i nieunikającym nawet najtrudniejszych pytań. Nabaki opowiada o poszukiwaniu tożsamości i o destrukcyjnej/konsolidującej sile rodziny. Nie ma w Capharnaum ani koloryzowania, ani sztucznego forsowania dramaturgii. W wiarygodny i kompleksowy sposób daje obraz ludzi żyjących w najcięższych warunkach. W niejednej sytuacji zachowanie Zaina może imponować, a chłopak ze swoją determinacją mógłby przenosić góry. Już teraz wróżę, że Capharnaum będzie jednym z głównych kandydatów do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
Patriotyzm patriotyzmem, polskie kino polskim kinem, ale nie kibicowałem Zimnej wojnie. Paweł Pawlikowski otrzymał nagrodę za reżyserię. Dla mnie to jednak kino powierzchowne, prześlizgujące się po temacie powojennej Polski, stawiające na kostium, a nie miłosny dramat. Ponadto Zimna wojna jest filmem ilustracyjnym i podręcznikowym, któremu charakter i wyjątkowość dają czarno-białe zdjęcia i niepopularny format obrazu. Dla mnie to leniwe kino, na którego artyzm łatwo się nabrać. Zupełnym przeciwieństwem jest tu Ash is Purest White Jia Zhangke. Brawurowy moralitet chińskiego twórcy, łączący w sobie kino gangsterskie, kino drogi, melodramat i… science fiction. Ash is Purest White był jednym z najbardziej intrygujących filmów festiwalu, gwarantującym wręcz metafizyczne doświadczenia. Jia Zhangke zdecydowanie bardziej zasłużył na nagrodę za reżyserię. Jego film wymagał bowiem znacznie większego wyczucia i wrażliwości, zapanowania nad skomplikowaną narracyjną strukturą i gatunkową niejednorodnością. Zhangke postawił sobie poprzeczkę znacznie wyżej, więc i końcowy rezultat zdecydowanie bardziej mi imponuje.
Co jeszcze zapamiętam z 71. festiwalu w Cannes? Niezwykle dobre The House that Jack Built. Czarną komedię i traktat o przemocy w jednym od Larsa von Triera. Wyjątkowe kino od wyjątkowego reżysera. Dwa świetne włoskie filmy: parabolicznego Lazzaro Felice (zasłużona nagroda za scenariusz) i przygnębiającego, depresyjnego Dogmana. W obu filmach reżyserzy sięgają po zupełnie inne konwencje, ale wyciągają z nich maksimum. To nie wybitne filmy, ale w swoich założeniach spełnione. Piękna wizytówka europejskiego autorskiego kina.
Na długo zapamiętam też dwie produkcje z sekcji Un Certain Regard. Słusznie nagrodzone główną nagrodą Border, o romansie dwóch… trolli. Paradoksalnie to jednak kino realizmu społecznego, traktujące o inności (tej fizycznej i mentalnej), któremu znacznie bliżej do dzieł braci Dardenne niż kina fantasy. Wypatrujcie również filmu Girl, o chłopaku przechodzącym terapię hormonalną. To niewygodne, ale zrobione z czułością i psychologiczną wnikliwością kino.
Mimo, że w tym roku w Cannes nie było aż tylu objawień, to logo festiwalu na plakatach wciąż będzie znakiem kina jakości. Wypatrujcie więc premier w polskich kinach. Drogie Cannes, do zobaczenia za rok!
Jacek Lubiński
Piękne gwiazdy, wytworne stroje, czerwony dywan i ogólny blichtr. Ale też i nieprzespane noce, niekończące się kolejki, brak tłumaczenia języka gospodarzy na wszelkich galach oraz tanie jedzenie na szybko. To dwie strony Cannes, festiwalu którego w całości ogarnąć po prostu nie sposób. Stąd osobiście przegapiłem i zwycięskiego Koreedę, i nagrodzonych Dogmana, Sofię, Se rokh, jak i świadomie odpuściłem dziadka Godarda. Trudno mi więc wypowiedzieć się na temat tych właśnie wyborów szacownego jury. O wiele bliższe wydaje mi się pod tym względem Un Certain Regard, w trakcie którego miałem nawet możliwość spojrzeć w oczy Benicio del Toro czy z bliska popatrzeć na twórców konkursowych dzieł, których obejrzeć udało mi się o wiele więcej.
Trudno nie przyznać zatem słuszności w nagrodzeniu Border, który to film ma w sobie nie tylko sporo oryginalności oraz świeżości, ale też dużo bezkompromisowości i charakteru. Podobnie i Donbas Łoźnicy wydaje się prawdziwym reżyserskim popisem kunsztu i dosadności w poruszaniu niełatwego tematu, mocno nam przy tym bliskiego z wielu powodów. Emocjonalnie jednak prawdziwą petardą było tu dla mnie Little Tickles (org. Les Chatouilles), które poraża wspaniałą realizacją i zarazem tak niekonwencjonalnym podejściem do kwestii pedofilii i piętna, jakie odciska na człowieku. Prawdziwy popis Andréi Bescond, mimo iż w kwestii aktorskiej debiutant Victor Polster z Girl nie miał sobie jednak równych. Innymi wartymi uwagi produkcjami w tej sekcji są także: apokaliptyczne In My Room Ulricha Köhlera oraz zwariowany, oparty na faktach The Angel Luisa Ortegi. Cała reszta konkurencji wpisuje się już niestety w stany średnie, a kilka z nich w ogóle nie powinno znaleźć się w takim konkursie.
Wracając jednak do głównej rozgrywki, to, podobnie jak Maćka, dziwi mnie nagroda dla Pawlikowskiego. Zimna wojna jest co prawda niezwykle piękna pod względem formy, ale nie oferuje nic nowego względem okrzyczanej Idy. Zdecydowanie było tu kilku poważniejszych kandydatów do tej nagrody – chociażby i Spike Lee, który co prawda otrzymał za swój film Grand Prix, ale jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to bardziej w ramach wciąż męczonej przez Zachód politycznej poprawności niż za faktyczną jakość BlacKkKlansman, który bywa mocno nierówny. Trudno mi także pojąć, co było takiego niezwykłego w Ayce – jednej z niewielu pozycji, które na swoim pokazie prasowym praktycznie nie doczekały się braw, gdyż widownia pragnęła jedynie opuścić czym prędzej salę. Samal Yeslyamova zagrała tu co prawda dobrze, lecz jej wiecznie umęczona mina zdecydowanie ustępuje na przykład równie smutnej twarzy Golshifteh Farahani z Les filles du soleil, czy wspaniałym występom nieletnich w przywołanym już wyżej, porażającym Capharnaum, jak i zupełnie pominiętym w laurach Yomeddine. Ten ostatni to zrealizowane w iście hollywoodzki sposób kino mocno poprawiające nastrój, ale też i chwytające za serce bez większych problemów.
Co jeszcze? Tradycyjnie najbardziej porwało kino z ogólnopojętego mainstreamu, pokazywane poza konkursami – w tym wypadku czysto rozrywkowy, ale dający dużo satysfakcji Solo z uniwersum Gwiezdnych wojen oraz Le grand bain, czyli basenowe Goło i wesoło. Nie można zapomnieć także o Jeszcze dzień życia – na poły animowanej adaptacji książki Ryszarda Kapuścińskiego. Fani giallo powinni zainteresować się też tytułem Un couteau dans le coeur z Vanessą Paradis. To wespół z nie do końca udanymi Tajemnicami Silver Lake naprawdę wysmakowane wizualnie kino, na którym w pierwszej kolejności będziemy się dobrze bawić. Ale czyż nie o to głównie chodzi w ruchomych obrazach?
Paradoksalnie zresztą i tak najbardziej rozpalającą pozycją 71. festiwalu filmowego w Cannes były dla mnie nie najnowsze produkcje poszczególnych reżyserów (którzy w większości zawieli oczekiwania), lecz puszczany w ramach plażowych pokazów, obchodzący właśnie okrągłe trzydzieści lat Wielki błękit. Z różnych względów nie udało mi się niestety na niego załapać, ale z nawiązką wynagrodziło mi to uczestnictwo w seansie odrestaurowanej kopii 70 mm 2001: Odysei kosmicznej, na którym obecny był m.in. Christopher Nolan oraz nieliczni żyjący jeszcze członkowie załogi filmowego statku Discovery. Jeśli jednak o sile tak prestiżowego festiwalu świadczyć mają podobne wydarzenia dodatkowe, to chyba można pisać o niejakim rozczarowaniu tegoroczną edycją, która – zamiast na solidnym repertuarze – wolała się skupiać na feministycznych problemach. Oby za rok było lepiej.
LISTA ZWYCIĘZCÓW 71. FESTIWALU FILMOWEGO W CANNES
KONKURS GŁÓWNY
Złota Palma
Manbiki kazoku, reż. Hirokazu Koreeda
Grand Prix
BlacKkKlansman, reż. Spike Lee
Reżyseria
Paweł Pawlikowski – Zimna wojna
Aktor
Marcello Fonte – Dogman
Aktorka
Samal Yeslyamova – Ayka
Nagroda Jury
Capernaum, reż. Nadine Labaki
Scenariusz (ex aequo)
Lazzaro Felice, reż. Alice Rohrwacher
Se rokh, reż. Jafar Panahi
Nagroda specjalna
Le livre d’image, reż. Jean-Luc Godard
UN CERTAIN REGARD
Najlepszy film
Ali Abbasi – Border
Najlepszy reżyser
Siergiej Łoźnica – Donbass
Najlepszy występ aktorski
Victor Polster – Girl
Najlepszy scenariusz
Meryem BenmBarek – Sofia
Nagroda specjalna jury
João Salaviza i Renée Nader Messora – The Dead and the Others
KONKURS FILMÓW KRÓTKOMETRAŻOWYCH
Złota Palma
All These Creatures, reż. Charles Williams
Wyróżnienie
On The Border, reż. Wei Shujun
Złota Kamera za najlepszy debiut (wszystkie filmy z oficjalnej selekcji)
Girl, reż. Lukas Dhont