„BROMSKIGATE” W GDYNI. Kolizja kina z polityką
Nad tegorocznym Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni zdaje się ciążyć klątwa, psująca wizerunek i atmosferę wydarzenia. W pamięci mamy wciąż jeszcze świeżą, ledwo ostygłą lipcową sprawę niedopuszczenia do konkursu – wbrew rekomendacji Zespołu Selekcyjnego – Mowy ptaków Xawerego Żuławskiego. Tymczasem już podczas trwania gdyńskiej imprezy rozpętała się kolejna burza. W jej centrum znalazł się Jacek Bromski i jego nowy film Solid Gold, inspirowany aferą Amber Gold. Obraz na wniosek producenta został wycofany z Konkursu Głównego.
Za tym bezprecedensowym w historii festiwalu wydarzeniem stoi konflikt pomiędzy Bromskim a współfinansującą Solid Gold Telewizją Polską. Poszło o ostateczną wersję montażową filmu, która nie przeszła kolaudacji, co było warunkiem dopuszczenia do premiery i dystrybucji obrazu. Chociaż zarówno TVP, jak i współprodukujące film Bromskiego Akson Studio zaakceptowały pierwszą wersję, przyjętą przez Komitet Organizacyjny do rywalizacji o główną nagrodę, wrześniowy kształt filmu, który miał zostać zaprezentowany w Gdyni, spotkał się ze sprzeciwem telewizji. W oficjalnym komunikacie padają dwa uzasadnienia tej decyzji: wycięcie przez Bromskiego kluczowych scen nawiązujących do Amber Gold oraz wydłużenie trwania produkcji o około 30 minut. W efekcie, zdaniem TVP, film stał się „wyabstrahowany z realiów” oraz stracił artystyczną jakość.
Sam reżyser twierdzi, że nagła decyzja o odwołaniu festiwalowych pokazów jest efektem jego niezgody na przemontowanie filmu w taki sposób, by mógł on zostać wykorzystany propagandowo przez aktualnie rządzącą formację polityczną przez zbliżającymi się wyborami. Jednocześnie wyraził on ubolewanie nad decyzją uderzającą w jego opinii przede wszystkim w publiczność, pozbawioną szansy samodzielnej oceny dzieła, oraz zdziwienie postępowaniem producenta, kwestionującego jego decyzje jako twórcy.
Mamy więc do czynienia z niespotykanym jak na okoliczności sporem, którego osią jest polityczny wymiar filmu. Z jednej strony, państwowa telewizja zarzuca reżyserowi uleganie naciskom lobby chcącego zatuszować aferę Amber Gold (która w sposób otwarty, również przez Bromskiego, jest wskazywana jako bezpośrednia inspiracja scenariusza) i zatrzeć ślady powiązań niesławnej spółki z rządzącą do 2015 roku opcją polityczną. Z drugiej strony, twórca odpiera zarzuty, twierdząc, że to właśnie decyzja o wycofaniu jego filmu z gdyńskiego konkursu jest efektem nacisków politycznych oraz jego niezgody na polityczne wykorzystywanie filmu.
Temperatura sporu jest wysoka – w oficjalnym komunikacie TVP właściwie wprost oskarża Bromskiego o służalczość wobec wrogich rządowi grup interesów, wskazuje je bezpośrednio oraz stosuje w wersji tekstowej druk wielkimi literami, podnoszący emocjonalny wydźwięk oświadczenia. Bromski i stający w jego obronie koledzy oraz koleżanki z branży również nie przebierają w słowach, oskarżając z kolei obecny obóz rządowy o naruszające wolność artystyczną naciski polityczne i zapędy propagandowe. Czy prawda leży znów pośrodku? Trudno powiedzieć bez znajomości filmu i wiedzy o tym, co tak naprawdę zostało wycięte oraz dodane przez Bromskiego. Wiedzy, której zdobycie decyzja o wycofaniu filmu z festiwalu utrudnia.
Choć pewnie łatwo byłoby uznać całą aferę za przepychanki przeciwnych ideowo obozów (nie jest chyba tajemnicą, że znaczna część środowiska filmowego do sympatyków obecnego rządu nie należy), to ocena sprawy Solid Gold wykracza poza pryzmat politycznych sympatii i antypatii. Przede wszystkim weto i późniejsze oświadczenie TVP – wbrew odwoływaniu się do artystycznej odwagi i etyki – jest działaniem w otwarty sposób politycznym, przedkładającym interes partyjny i środowiskowy nad aspekt jakościowy filmu. Telewizja stwierdza to praktycznie wprost, gdy wskazuje, że ich sprzeciw budzi rzekome pozbawienie Solid Gold scen wskazujących otwarcie na powiązanie inspirującej scenariusz afery (będącej punktem odniesienia filmu niezależnie od metrażu i montażu) z konkretną frakcją polityczną. Trudno sobie przy tym wyobrazić, aby w ten sposób Bromski nagle odwrócił znaczenie filmu o 180 stopni, by z thrillera politycznego, ukazującego korupcję i brak zasad, uczynił apoteozę aferzystów.
Chodzi więc zatem (prawdopodobnie) o rozłożenie akcentów, brak odpowiednio mocnej krytyki albo zaburzanie wyrazistości moralnej. Takie zarzuty to jednak już chyba domena weryfikacji przez krytyków, a nie powód do wstrzymania premiery gotowego już filmu. Oczywiście, producent daje pieniądze na film i daje mu to prawo do kontroli dzieła, alle kino wciąż funkcjonuje w modelu, w którym to jego bezpośredni twórcy ponoszą artystyczną i etyczną odpowiedzialność za kształt dzieła. Zmiany reżysera mogły być faktycznie złe i działające na niekorzyść filmu; o ile jednak nie doszło do pogwałcenia prawa lub uniwersalnych wartości etycznych, powinna zadziałać zasada weryfikacji przez odbiorców, bo najgorsze, co może się stać na tym etapie, to wypuszczenie słabego, niespełniającego oczekiwań filmu. Tymczasem wygląda na to, że wobec nieodpowiedniej wymowy TVP autorytatywnie uznała film za niewartościowy (bo nieużyteczny?). Tak gwałtowne działanie jak to podjęte przez koproducenta w przypadku Solid Gold budzi zdziwienie, a także może być powodem zaniepokojenia potencjalnym wpływem władzy na finansowaną publicznie kulturę.
Całe zamieszanie wywołane zostało też przy użyciu dosyć cynicznej retoryki, odwołującej się do hołdowania obiektywnym wartościom, ale równocześnie zaprzeczającej własnemu usytuowaniu podmiotu. Bo nawet jeśli Jacek Bromski przemontował film pod wpływem takich czy innych inspiracji politycznych, to przecież rugająca go za to instytucja sama jest w sposób jawny – ze swojej definicji – powiązana ze sferą polityki i władzy, a jej działanie w co najmniej równym stopniu wypływa z konkretnych idei i interesów. W świetle strukturalnej organizacji przestrzeni mediów i kultury trudno jest znaleźć przesłanki, które stałyby za uznaniem obiektywnie wyższej kompetencji telewizji do oceny etycznej dzieła niż jury, widzowie czy branża filmowa.
Z dystansu sprawa Bromskiego i Solid Gold dobitnie pokazuje, że żyjemy w społeczeństwie, w którym wszystko ma wymiar polityczny, a tak zwana artystyczna swoboda jest relatywna, zależna od kontekstu ekonomicznego i społecznego. Kluczowym problemem, który całe to zamieszanie obnaża, jest traktowanie filmu instrumentalnie przez grupy wpływów, które dostając do tego narzędzia ekonomiczne, zarządzają kulturą w sposób autorytatywny, nie cofając się przed łamaniem dobrych obyczajów przemysłu filmowego (a czymś takim jest wstrzymanie premiery wyprodukowanego już filmu – to metoda nieprzyjemnie analogiczna do słynnego odkładania na półki). Tak naprawdę nie chodzi tu o samo Solid Gold, ale o precedens w sprawie brutalnej ingerencji politycznej i podporządkowywania twórców rywalizacji ideowej przy użyciu instrumentów demokratycznego państwa. Bo czym innym jest decyzja kreatywna reżysera (nawet motywowana ideowo), a czym innym odgórny zakaz.
Na ten moment finał zamieszania nie jest jasny, możliwe jest, że film „wróci” na festiwal, prawdopodobnie ostatecznie trafi do widzów, być może kosztem skomplikowanego procesu (związanego na przykład z żądaniem zwrotu kosztów). Nie zmieni to społecznego kalibru konfliktu Jacka Bromskiego z TVP, który można uznać za jeden z największych skandali o podłożu politycznym we współczesnym kinie polskim.