search
REKLAMA
Festiwal

BERLINALE 2016 – Uchodźcy, wojna i miłość

Dawid Myśliwiec

15 lutego 2016

REKLAMA

Dawid Myśliwiec prosto z międzynarodowego festiwalu filmowego w Berlinie. Dzisiaj pierwsza odsłona – 3 niezwykle ciekawe filmy, w tym głośny obraz o uchodźcach.

Fuocoammare (reż. Gianfranco Rosi)

Trudno o bardziej aktualny temat niż kwestia uchodźców. W mediach, na salonach politycznych, podczas spotkań towarzyskich i rodzinnych obiadów – dyskusje na temat wciąż przybierającego na sile napływu imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu są wszechobecne. Są jednak miejsca takie, jak Lampedusa, gdzie problem uchodźców urasta niemal do rozmiarów kataklizmu. I o tym miejscu w swym najnowszym filmie opowiada Gianfranco Rosi.

Zdobywca weneckiego Złotego Lwa za Sacro GRA nie rezygnuje ze swego wyróżnika, którym jest dokumentalna poetyka. Wręcz przeciwnie – porzucając nieco impresyjność obrazu (nieco, gdyż wciąż znajdziemy tu wiele symbolicznych, całkowicie autonomicznych kadrów), wzmacnia reporterski wydźwięk swego dzieła, stawiając przed kamerą ludzi na co dzień zmagających się z problemami wynikającymi z napływu imigrantów.

Drugim, o wiele lżejszym w odbiorze wątkiem jest historia rezolutnego Samuele, chłopca wkraczającego w okres dorastania, ale wciąż beztroskiego i po dziecięcemu ciekawskiego. Jego życie, choć niepozbawione złych wiadomości, skontrastowane jest z sytuacją uchodźców, z których wielu to właśnie dzieci. Kłopoty zdrowotne Samuele wydają się błahostką wobec gehenny, jaką przechodzą kilkuletni Afrykanie na statkach, które często stają się ich grobowcami.

Rosi bardzo udanie balansuje pomiędzy komizmem zachowania młodego mieszkańca Lampedusy i tragizmem sytuacji uchodźców. Ukazuje skromne życie rybackiej społeczności, o którym jedynie marzyć mogą ci, którzy w nieludzkich warunkach usiłują dostać się do Europy. Reżyser nie ocenia ich postępowania, wierzy jednak w humanitarną postawę, której emisariuszem czyni jednego z lekarzy – jedyną postać, która wprost wyraża swoją opinię przed kamerą.


 

Cartas da guerra (reż. Ivo M. Ferreira)

Cartas da guerra

Jeśli narzekaliście na brak dobrych filmów z antywojennym przesłaniem, film Ivo M. Ferreira jest skierowany właśnie do was. Któż mógłby się spodziewać, że ratunek dla konwencji kina wojennego nadejdzie z Portugalii? Carta da guerra to dzieło z niesamowitą atmosferą, na poziomie wizualnym nieodbiegające od fenomenalnej Idy. Bo choć tematycznie obu tym filmom do siebie daleko, to pod względem kunsztu artystycznego są niemal bliskimi krewnymi.

Ferreira przenosi na ekran wydarzenia z początku lat 70-tych ubiegłego stulecia, kiedy to Angola była jednym z terytoriów objętych portugalską wojną kolonialną. Jednym z żołnierzy wysłanych do Afryki Północnej był António Lobo Antunes, którego listy do żony i narodzonej podczas jego nieobecności córki zostały opublikowane w postaci książki w 2005 r. Czułość i tęsknota zawarta w korespondencji żołnierza są dojmujące, a coraz bardziej obezwładniająca samotność widoczna jest w każdej kolejnej wiadomości do ukochanej. Co ciekawe, poznajemy jedynie perspektywę António – tylko z jego pozakadrowej narracji dowiadujemy się o tym, że otrzymuje listy od żony, jednak ich treść najczęściej pozostaje tajemnicą.

Cartas da guerra to film o wojnie, w którym działań wojennych jest niewiele – brutalna natura konfliktów zbrojnych ujawnia się na ekranie jedynie kilkukrotnie, podczas gdy przez większość czasu mamy do czynienia z narracją wewnętrzną bohatera. Ferreira dojmująco przedstawia skrajnie samotnych żołnierzy, ubierając ich cierpienie w zapierające dech w piersiach kadry. Nakręcony całkowicie w czerni i bieli film oszałamia dzikością angolskich krajobrazów, wzmagając poczucie odosobnienia i daremności działań wojennych.


 

L’avenir (reż. Mia Hansen-Løve)

Gdyby nie Isabelle Huppert, najnowsze dzieło znanej u nas głównie z zeszłorocznego Edenu Mii Hansen-Løve byłby całkowicie nie do zniesienia. To kolejny film tej reżyserki, w którym zamożni przedstawiciele mieszczańskiej inteligencji zmagają się z problemami, których nie ma.

Zmieniła się tylko perspektywa – dotychczas Hansen-Løve, która 5 lutego skończyła dopiero 34 lata, opowiadała o perypetiach ludzi młodych, dopiero wchodzących w dorosłość. Tak było we wspomnianym Edenie czy w Żegnaj, pierwsza miłości, tymczasem w L’avenir bohaterką jest kobieta dojrzała, ponad 50-letnia, która niczego nie musi już szukać ani niczego planować. Wszystko zmienia się jednego dnia, kiedy to Nathalie w krótkim czasie traci niemal wszystko, co w jej życiu było pewne.

I to wtedy Hansen-Løve zaczyna fałszować. Nie jest to może Jedz, módl się, kochaj, ale przemiana bohaterki przeprowadzona jest w L’avenir co najmniej pretensjonalnie. Huppert w głównej roli błyszczy i urzeka, ale nie jest w stanie zniwelować mieszczańskiego bełkotu zaserwowanego nam przez autorkę filmu. Gdzieś pomiędzy cytatami z Rousseau i Foucault a przeintelektualizowanym aktywizmem gubi się urok, który Huppert mogła roztoczyć nad całym filmem – gdyby tylko jej pozwolono.

lavenir-the-upcoming-berlinale-2016-800x600

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA