Artyści NIE SĄ nadludźmi. Życie prywatne POWINNO MIEĆ wpływ na odbiór ich pracy
Takie postępowanie niesie za sobą konsekwencje w postaci rozgrzeszania artystów. Ileż to razy można było przeczytać, że “on na pewno tego nie zrobił, pewnie tamta chce od niego wyciągnąć kasę”. Z niewiadomych przyczyn istnieje predyspozycja w społeczeństwie do wiary w zdanie “Mistrza” aniżeli do zaufania nikomu nieznanej ofierze. Oczywiście żyjemy też oblepieni przez hipokryzję, więc często zdarza się tak, że dla “naszych” twórców odnajdujemy okoliczności łagodzące, podczas gdy dla “ich” twórców nie odnajdujemy w sobie choćby odrobiny zrozumienia. Wszystko jednak jest płynne, zależne od splotu różnych okoliczności, podczas gdy w przypadku pielęgniarki czy stolarza nie mielibyśmy już takich wątpliwości.
Wypaczenie hasła “evviva l’arte!” prowadzi do chęci obcowania z ulubionymi twórcami bez wyrzutów sumienia, bez jakiegokolwiek obowiązku krytycznego podejścia, bez gorzkich refleksji podmywających pomnik, jaki zdążyło się już wybudować dla swojego idola. Można byłoby w tym momencie wymieniać zdarzenia i nazwiska potwierdzające tezę o pełnym zakłamania podejściu do przewinień artystów, ale nie na tym powinna polegać debata. Nie chodzi o tłuczenie kijem jednego czy drugiego nazwiska. Powinno się wypracowywać pewne uniwersalne, nikogo nieomijające mechanizmy, dzięki którym nikt nie czułby się bezkarny, nie mógłby schować się za parawanem wzniosłych tez o “artystycznej duszy” i specjalnym statusie wykonywanego zawodu.
Wróćmy zatem do kluczowego zagadnienia – mało kto postuluje totalne wyrugowanie twórczości przestępców z przestrzeni publicznej. Sztuczne zapominanie o produkcjach reżysera czy muzyce gwiazdy nigdy nie przyniesie większych efektów. Nie powinno jednak być tak, że zapoznawanie się z ich twórczością będzie bezkarne. Jak mantra powinny być powtarzane zdania o ich winie, by widz doskonale wiedział, czym są okupione ich późniejsze prace i jaki fałsz może się w nich znajdować. Trudno bowiem zawierzyć komuś prawiącemu komunały o sprawiedliwości i uczciwości, gdy sam nie poniósł odpowiedzialności za popełnione czyny; trudno bujać się do rytmu zaproponowanego przez wokalistę, który po występach krzywdził ludzi.
Co do kwestii prawnych – oczywiste jest, że istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności. Nie należy od razu rzucać anatemy na wszystkich ludzi, wobec których ktoś wytoczył oskarżenia. Pamiętajmy jednak, że w sądzie często nie liczy się prawda obiektywna, lecz prawda na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego uzupełnionego przez kompetencje pełnomocników stron. Z tego też względu wyroki nie zawsze odzwierciedlają to, co się naprawdę wydarzyło. Należy ich kategorycznie przestrzegać, ale w trudnych sprawach, zwłaszcza z zakresu przestępstw na tle seksualnym, należy zawsze mieć na uwadze, że często sprowadza się to do słowa przeciwko słowu.
Pozbądźmy się zatem “higieny” sumienia na rzecz prawdy. Jeżeli ktoś swoimi działaniami przyczynia się do zarobku nieuczciwych osób, to niech ma tego pełną świadomość. Skoro nawet przy zwykłych zakupach zwraca się uwagę na kraj pochodzenia czy sposób wytworzenia produktu, unikając w ten sposób np. niewolniczej pracy dzieci czy bestialskiego traktowania zwierząt, to pójdźmy za ciosem i bądźmy też sprawiedliwi w tym aspekcie życia społecznego. Możemy oglądać, słuchać, czytać, a następnie rozmawiać o pracach oprawców, ale miejmy z tyłu głowy, że nawóz pod te “artystyczne uprawy” wcale nie musiał być pierwszej jakości. Może to utopia, ale czasami warto wspólnie powalczyć choćby o wywołanie wstydu i wyrzutów sumienia u katów, skoro macki sprawiedliwości po nich nie sięgnęły.