search
REKLAMA
Felietony

Afera o Margot Robbie w Pewnego razu… w Hollywood. Czy Tarantino NIE LUBI KOBIET?

Michalina Peruga

22 sierpnia 2019

REKLAMA

Melanie Ralston, grana przez Bridget Fondę, jest zblazowaną kochanką Ordella Robbiego (Samuel L. Jackson), która całe dnie spędza na fotelu przed telewizorem, paląc marihuanę w bikini. Jej codziennym towarzyszem staje się Louis Gara (Robert De Niro), wspólnik i przyjaciel Ordella, który dopiero co wyszedł z więzienia. Gdy zostaje im powierzone zadanie odebrania pieniędzy od Jackie Brown w centrum handlowym, na parkingu Louis nagle strzela do Melanie robiącej sobie żarty z tego, że zestresowany nie pamięta, gdzie zaparkował auto. Niespodziewane śmierci to ulubiony sposób pogrywania sobie z widzami w filmach Tarantino, ta jednak jest wyjątkowo wstrząsająca. Louis, który wcześniej palił z Melanie jointy i uprawiał z nią seks (a więc w jakiś sposób wykorzystywał ją do swojej przyjemności i dla swojej korzyści), teraz pozbywa jej się bez mrugnięcia okiem, tylko dlatego że go denerwuje. Biorąc pod uwagę, że taki rodzaj przemocy (wynikający z braku pewności siebie, z czegoś, co świat anglosaski nazywa fragile masculinity – „kruchą męskością”) jest częścią życia wielu wykorzystywanych przez swoich partnerów kobiet na całym świecie, takie uśmiercenie bohaterki i wykorzystanie tego w dodatku w sposób komiczny (rozmowa Louisa i Ordella w samochodzie: „Strzeliłeś do Melanie?!”) wydaje mi się szczególnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne.

UWAGA: SPOILER Z PEWNEGO RAZU… W HOLLYWOOD

W podobny sposób traktuje reżyser traktuje w swoim najnowszym filmie żonę Cliffa Bootha (Brad Pitt). W środowisku filmowym Booth znany jest z tego, że zabił swoją żonę i w dodatku uszło mu to na sucho. Sam bohater nigdy tej plotki nie potwierdza, ale także jej nie zaprzecza. Postać żony pojawia się dosłownie na chwilę, w retrospekcji, w kilkusekundowym ujęciu w scenie na łodzi, w której wymyśla Cliffa od życiowych nieudaczników. Booth wygląda na przybitego i zmęczonego zrzędzącą żoną, jednak film nie pokazuje dalszego rozwoju wypadków. Pomijając fakt, że Tarantino posługuje się seksistowskim stereotypem zrzędliwej sekutnicy (angielska nagging wife), po raz kolejny martwi mnie sankcjonowanie na ekranie przemocy domowej wobec kobiet i czynienia z tego elementu komicznego. Do końca filmu widz zastanawia się, czy ten poczciwy człowiek, lojalny przyjaciel i miłośnik zwierząt, zakochany w swojej suczce Brandy, mógłby zabić swoją żonę, a gdy dociera do jednej z ostatnich scen, patrząc na Cliffa uderzającego głową Patricii Krenwinkel o wszystkie sprzęty domowe, jakie ma pod ręką, z przerażeniem stwierdza, że tak. 

KONIEC SPOILERÓW

quentin tarantino

W przypadku większości pozostałych torturowanych i uśmiercanych u Tarantino bohaterów płeć raczej nie ma znaczenia (może z wyjątkiem śmierci dziewczyn w Grindhouse: Death Proof), a zabijający się mężczyźni i kobiety są równi sobie. Jednakże John Ruth i inni bohaterowie Nienawistnej ósemki bezpośrednio polegają na tym, że Daisy Domergue jest drobną i szczupłą kobietą, w dodatku niezdolną się bronić, bo przykutą kajdankami do łowcy głów. Chociaż film wielokrotnie podkreśla, że Daisy jest niebezpieczną przestępczynią, a tym samym równą wszystkim zbirom obecnym w gospodzie, bohaterka doświadcza bardzo brutalnego traktowania – od silnych uderzeń łokciem w nos, gorącej potrawki wylanej na twarz, postrzału w stopę, krwi brata rozbryzgniętej na twarzy aż po długą śmierć poprzez powieszenie. Nie da się odmówić Daisy złożonej, wielowymiarowej osobowości – kapitalna kreacja aktorska Jennifer Jason Leigh sprawiła, że to szalenie interesująca postać kobieca i to działa na plus Tarantino. Wydaje się to jednak niewystarczające, szczególnie że przemoc jej zadawana nie jest czymś specjalnie widowiskowym i interesującym do oglądania (jak w Kill Billu czy w Bękartach wojny), a patrzenie na to, co spotyka Daisy, jest szczególnie nieprzyjemne. Krytyk „New York Timesa”, Anthony Oliver Scott, napisał w recenzji filmu, że Nienawistna ósemka to pokaz „rozbudowanej, usprawiedliwionej mizoginii”.

Jeżeli takie traktowanie bohaterek połączymy ze świadectwem Umy Thurman, która na planie Kill Billa doświadczyła ogromnych obrażeń w wypadku samochodowym, a dla uzyskania odpowiedniego ujęcia była opluwana przez samego reżysera, Tarantino jawi się jako twórca i człowiek pozbawiony empatii. Patrząc jednak na całokształt jego filmografii, absurdem byłoby mu zarzucić brak rozbudowanych, ciekawych ról kobiecych, nawet jeśli jego fabularne i artystyczne wybory są moralnie wątpliwie. Pewnego razu… w Hollywood był początkowo promowany jako film o Sharon Tate, problem w tym, że w rzeczywistości to film o czymś zupełnie innym – o końcu pewnej epoki, której Sharon Tate była tylko symbolem. Tak właśnie traktuje swoją bohaterkę Tarantino – jako pewną efemeryczną, wyidealizowaną do granic możliwości metaforę. Trochę smutno się robi, kiedy przypomni się słowa aktorki z wywiadu z 1968 roku, który przeprowadziło z nią belgijskie czasopismo „Ciné Revue Magazine”: „Próbowali zrobić ze mnie symbol seksu, głupiutką gąskę. To był ich ulubiony pomysł. W Hollywood jest tylko kilka studiów filmowych i wszystkie są prowadzone przez starych facetów”. Nawet kilkadziesiąt lat później nikt nie był w stanie oddać Sharon Tate sprawiedliwości i uczynić z niej kogoś więcej niż tylko śliczną, słodką gąskę.

Michalina Peruga

Michalina Peruga

Filmoznawczyni, historyczka sztuki i miłośniczka współczesnego kina grozy i klasycznego kina hollywoodzkiego, w szczególności filmu noir i twórczości Alfreda Hitchcocka. W kinie uwielbia mieszanie gatunków, przełamywanie schematów oraz uważne przyglądanie się bohaterom.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA