search
REKLAMA
IMAX

Lara Croft na wyciągnięcie ręki w IMAX

Radosław Pisula

11 kwietnia 2018

REKLAMA

Świat leci na złamanie karku, czasu jest coraz mniej, więc i trudno wybrać mi się do kina kilka razy na ten sam seans. W ciągu ostatniego roku dwukrotnie – w 2D i IMAX® – udało mi się obejrzeć tylko Gwiezdne wojny: Ostatniego Jedi.

I to był blockbuster pełną gębą – znakomicie wyglądający w dwóch wymiarach, ale docelowo zrodzony na rzecz gigantycznego ekranu IMAX®. To właśnie na nim te kosmiczne harce są naładowane mocą jak Yoda na sterydach, dźwięk pokazuje uszom, że jeszcze nic w życiu nie słyszały, a głębia ekranu wymazuje z istnienia mgliste seanse w zwykłym 3D, gdzie na ekranie więcej nie widać niż widać. Jestem fanem IMAX® – to dosyć uzależniająca sytuacja znamienna dla technologii, gdy człowiek przesiada się na coś lepszego; najpierw powoli się z tym dociera, a potem nie może sobie bez tego wyobrazić życia. Teraz w sumie tak mam z kinem 3D w domu, którego kiedyś unikałem, a teraz jak opętany próbuję wyłapać w dobrych cenach płyty Blu-ray w wersji „okularowej”.

Ale wracając do meritum. Miałem okazję wyjść na seans nowego Tomb Raidera w dwóch wersjach – znowu w normalnym 2D i IMAX®. Sam film zaskoczył mnie bardzo pozytywnie i uważam go za taką czystą rozrywkową petardę, która napchana jest niedociągnięciami, ale nadrabia wady konsekwencją narracji, wszechobecnym poczuciem uczestnictwa w intensywnej przygodzie i FENOMENALNĄ Alicią Vikander w roli tytułowej. Jest tu może zbyt dużo sekwencji przypominających oglądanie gameplaya na streamie obcej osoby (gdy chce się złapać za pada, ale nie ma takiej możliwości) i mozolnego odhaczania mechaniki znanej z gry, ale dzięki temu zabiegowi samo filmowe przeżycie jest na swój sposób unikalne, szczególnie na ekranie IMAX®.

Tomb Raider jest zaskakująco przemyślanym wizualnie filmem, gdzie sceny akcji, mimo iż widowiskowe, nie zamieniają się w blockbusterową padaczkę, z kamerą tańczącą tak, jakby zaraz miał się skończyć świat. Brakowało mi takiej trochę staroszkolnej przygodówki, gdzie efekty specjalne mają swoje miejsce, ale równie ważne miejsce przypada w udziale krajobrazom, a gonienie się po dżungli, growe quick time eventy i omiatanie starych katakumb światłem latarki dobrze współgra z bardziej wyciszonymi scenami – a te mają tu swoje miejsce, chwytają za nerwy, uderzają w serduszko. I bardzo dobrze – nie było tu przesadnego kombinowania, dzięki czemu film nie męczy oczu, pozwala na skupienie, a dzięki temu w 2D wygląda naprawdę dobrze – szczególnie że nawet nocne sceny są tu przejrzyste. Polecam ten flirt z Larą – nie jest to żadne arcydzieło, ale ładnie ustawia postać pod sequel, Vikander gra znakomicie i przy tym czuć tutaj ducha Indy’ego Jonesa.

Ale, ale, było miło, żyleta, jednak dwa dni później odwiedziłem IMAX® na drugą rundę z Larą i okazało się, że wchodzimy na następny poziom. Te jej susy na tym gigantycznym ekranie robią wrażenie – ale przy tym jest to subtelniejsze, niż w takich rozwałkach, jak np. Pacific Rim: Rebelia. Akcja nie jest tutaj tak chaotyczna, ale dzięki temu wyróżnienie kolejnych planów zachwyca ostrością, a IMAX®-owy czar ma nie tyle odciągnąć widza od niedoskonałości filmu (co często ma miejsce w jakichś transformerowych dziwadłach), ile efektywnie wzmocnić to doświadczenie, przywodzące na myśl oglądanie gry. A chyba pierwszy raz tak miałem, że czułem się, jakbym podłączył PS4 do najlepszego możliwego ekranu.

A jeszcze lepsza jest tutaj zabawa dźwiękiem. Nie będę ukrywał, że strasznie fetyszyzuję audio IMAX® i te ich „upadające szpilki” i „startujące samoloty”, ale Croftówna naprawdę dobrze korzysta z przywilejów tej technologii – szczególnie w sekwencjach „zagadkowych”, gdzie istotny jest dźwięk każdego wysuwającego się ze ściany narzędzia mordu.

Ciężko mi nie polecić seansu w obu konfiguracjach – oczywiście z naciskiem na IMAX®, bo Tomb Raider to naprawdę przyjemna odtrutka na wszelkie mordercze roboty czy Player One’ów – mocno przygodowa, z charyzmatyczną bohaterką, a przy tym bez przekombinowania korzystająca z dobrodziejstw rozwiniętej techniki, takich jak głośniki z kosmosu czy ekran wielki jak Teksas.

REKLAMA