search
REKLAMA
Ciekawostki

Rzeczy, których NIE WIESZ o DETEKTYWIE. NIEZNANE oblicze serialu!

Mikołaj Lewalski

28 stycznia 2019

REKLAMA

Detektyw rozpala wyobraźnię i motywuje do główkowania. Pozostawione przez twórców w każdym odcinku tropy i poszlaki zachęcają fanów do samodzielnych śledztw, czego świadectwem są rozliczne teorie na temat serialowych wydarzeń. Najnowszy sezon i jego poszatkowana narracja dają szczególne pole do popisu w kwestii rozwikływania nieodkrytych tajemnic, a każdy kolejny odcinek zmusza nas do ewaluacji domysłów. Jeśli zaś chodzi o sam serial, to zarówno historia jego powstawania, jak i fabuła obfitują w ciekawostki, które powinien znać każdy fan. Zapraszam do poszerzenia swojej wiedzy na temat Detektywa!

Inspiracja prawdziwymi zdarzeniami

Lata 90. ubiegłego wieku były w Stanach Zjednoczonych czasem prawdziwej paniki związanej z mniej lub bardziej realnymi zagrożeniami ze strony sekt satanistycznych. Na początku nowego tysiąclecia wyszły na jaw skandaliczne fakty dotyczące Hosanna Church w parafii Tangipahoa w Luizjanie. Wsparcie dla szkół i cała działalność kongregacji okazały się przykrywką dla chorego kultu łączącego pedofilię z satanistycznymi rytuałami. Pastor ze wspomnianego kościoła przyznał się do gwałtów, picia kociej krwi i polewania nią swoich ofiar. Nie wypierał się znęcania się nad dziećmi oraz zmuszania ich do aktów zoofilii. Elementem rytuałów były także czarne szaty i pentagramy namalowane krwią. To wszystko brzmi nieco znajomo, prawda?

Alejandro González Iñárritu prawie wyreżyserował pierwszy sezon

Jeden z bardziej uznanych współczesnych reżyserów Alejandro González Iñárritu poważnie rozważał udział w pracy nad pierwszym sezonem Detektywa. Po przeczytaniu scenariusza był zachwycony i przekonany o tym, że będzie to coś wyjątkowego. Po namyśle uznał jednak, że chce się zająć własnym projektem, czymś, co będzie jego od początku do końca. Chyba wszystkim wyszło to na dobre – trudno sobie wyobrazić, żeby pierwszy sezon mógł wyglądać lepiej, a autorski film Iñárritu – Birdman – przyniósł mu worek nagród i powszechne uznanie.

Matthew McConaughey miał grać rolę Marty’ego Harta

Zauważony przez Fukunagę i Pizzolatto dzięki roli w Prawniku z lincolna McConaughey początkowo miał się wcielić w postać Marty’ego – nadużywającego alkoholu męża i ojca, który coraz bardziej oddala się od swojej rodziny. Aktor dostrzegł pewne podobieństwa między Hartem a swoimi poprzednimi postaciami i chcąc spróbować czegoś nowego, zaczął zabiegać o rolę nihilistycznego Rusta. Pomysł, by zaproponować udział w produkcji Woody’emu Harrelsonowi, wyszedł również od McConaugheya – mężczyźni są wieloletnimi przyjaciółmi i przed Detektywem współpracowali na planie dwukrotnie. Gdyby ktoś miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości co do zaangażowania McConaugheya w swoją rolę, dodam, że aktor napisał 450 stron na temat życiorysu Rusta; szczegółowo opisał charakter swojego bohatera i jego perypetie z przeszłości, które miały miejsce w trakcie jego pracy w wydziale antynarkotykowym oraz w trzech ramach czasowych ukazanych w pierwszym sezonie.

Detektyw był planowany jako powieść

Twórca serialu, Nic Pizzolatto, początkowo miał znacznie więcej wspólnego z literaturą niż ze światem telewizji. Przed wyruszeniem na podbój Hollywood scenarzysta Detektywa wykładał literaturę na trzech uniwersytetach! Mając już na swoim koncie jedną powieść kryminalną – Galveston – Pizzolatto planował przedstawienie historii Rusta i Marty’ego na kartach kolejnej książki. Tak się jednak złożyło, że pisarz w tym samym czasie zastanawiał się nad zawojowaniem świata telewizji. W 2012 roku, po przerobieniu swojego pomysłu na potrzeby kilkuodcinkowej serii, udało mu się nim zainteresować HBO – resztę wydarzeń znamy dość dobrze.

TO długie, 6-minutowe ujęcie udało się już za czwartym razem

Kulminacja gangsterskich porachunków z czwartego odcinka pierwszego sezonu to niezwykle ambitne przedsięwzięcie od strony produkcyjnej. Strzelaniny w pomieszczeniach i na zewnątrz, przekradanie się między domami podczas zamieszek, bijatyka i ucieczka – a wszystko to na jednym, nieprzerwanym ujęciu. Nie była to sztuka dla sztuki, co potwierdzi każdy, kto widział ten odcinek. Napięcie i stopniowo gęstniejąca atmosfera porażają nawet przy kolejnych seansach, a brak cięć montażowych potęguje poczucie podążania za bohaterami nagle znajdującymi się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. To, że do nakręcenia idealnego materiału wystarczyły cztery próby, jest niezwykle imponujące – wymagało to jednak nie lada wysiłku. Zaangażowani byli praktycznie wszyscy biorący udział w produkcji: w domach chowali się charakteryzatorzy, którzy pospiesznie pracowali nad poszczególnymi postaciami, kiedy kamera była skupiona na czymś innym, zespoły kaskaderów i kaskaderzy kierowcy byli w nieustannym kontakcie, żeby zsynchronizować swoje poczynania, a spece od efektów specjalnych rzucali cegłami na zewnątrz i strzelali ostrą amunicją. Na wielu etapach kręcenia tej sceny coś mogło pójść nie tak, ale efekt końcowy był wart wszelkich trudów.

Serial początkowo miał nosić tytuł… Mordercze ballady (The Murder Ballads)

Ten nieco kuriozalny tytuł podobał się zarówno Nicowi, jak i reżyserowi pierwszego sezonu (Cary Joji Fukunaga). Ostatecznie zadecydował jednak głos Pizzolatto, którego bardziej ujęła propozycja True Detective (Detektyw). Obaj panowie uznali ten drugi tytuł za bardziej uniwersalny i pozostawiający więcej swobody przy wyborze tematyki kolejnych sezonów.

REKLAMA