FESTIWAL FILMÓW KULTOWYCH. Tomasz Knapik czyta na żywo, czyli zabawa doskonała
Końcówka dwudziestego Festiwalu Filmów Kultowych była dla jego uczestników nie lada gratką. Na terenie gdańskiej stoczni, w klubie B90, odbyły się bowiem dwa wyjątkowe pokazy. Nie dość, że prezentowane w ich ramach filmy to dzieła, które na długo zapadają w pamięć – bynajmniej nie ze względu na ich wysoki poziom – to jeszcze czytał je na żywo najsłynniejszy polski lektor, żywa legenda – Tomasz Knapik. Już niedługo na stronie wywiad z panem Tomaszem, tymczasem postaram się chociaż po części oddać to, co działo się podczas projekcji.
Jeżeli ktoś nie miał okazji być nigdy na pokazach z cyklu VHS Hell, spieszę z wyjaśnieniem – widzowie są świadkami filmów do tego stopnia złych, że aż fascynujących. Wykonanych tak nieudolnie, że jest to wręcz fenomen, magnetyzujący i niepozwalający oderwać wzroku od ekranu. Sceny dramatyczne zamiast poruszać, bawią fatalnym wykonaniem. Podczas sekwencji akcji nie siedzimy na krawędzi fotela, a raczej, w pewnej formie szoku, jesteśmy wbici w oparcie, chłonąc wzrokiem wszystko to, co mogło nie wyjść i rzeczywiście nie wyszło.
Podczas festiwalu przeczytane na żywo zostały dwa takie filmy, oba przewijające się przez listy tych najgorszych w historii – Gliniarz samuraj i słynny The Room. Ten pierwszy to historia długowłosego policjanta i jego czarnoskórego partnera (brzmi znajomo?), którzy mierzą się z japońskim gangiem Katana, drugi zaś jest melodramatem opowiadającym o miłosnym trójkącie (i o kilku innych rzeczach niemających absolutnie żadnego wpływu na fabułę). Gliniarza samuraja Tomasz Knapik przeczytał już kiedyś na wydaniu VHS, o czym wspomniał, witając się z widzami przed pokazem, ubrany w koszulkę autorstwa MEDICINE everyday therapy, głównego sponsora festiwalu. Goście zgromadzeni na sali nie byli przypadkowi – po reakcjach nietrudno było stwierdzić, że to miłośnicy kina klasy B (i niżej), a głos tego właśnie lektora jest tym, który towarzyszył im już wielokrotnie podczas podobnych domowych seansów. Śmiech, oklaski i żywe reakcje na to, co dzieje się na ekranie, trwały nieprzerwanie podczas obu projekcji, następujących po sobie dzień po dniu.
Podobne wpisy
W Gliniarzu samuraju jest wiele czynników, które potrafią solidnie rozruszać przeponę. Nieudolnie napisane dialogi, koszmarnie sztywne aktorstwo, komiczne strzelaniny i brak ciągu przyczynowo-skutkowego to wady (a w tym przypadku – zalety) samego filmu, a wszystko to zostało jeszcze uwydatnione kiepskim tłumaczeniem wziętym wprost z pirackiego VHS. Tym sposobem bohaterowie mówią jedno, a lektor czyta zupełnie coś innego (przy czym obie wersje nie mają za wiele sensu; taki to film). Przednia zabawa. Wszystkie wyjątkowo złe sceny nagradzane były gromkimi brawami, a sam Knapik z całkowitym profesjonalizmem, bez zająknięcia, czytał te wszystkie absurdy, którymi upstrzona była lista dialogowa. Seans zleciał jak z bicza strzelił, a gdy na zakończenie padło “czytał Tomasz Knapik”, brawa wybrzmiały jeszcze głośniej niż do tej pory. Żegnając się z widzami, lektor zaprosił na kolejną projekcję, podczas której miał się zetknąć z inną legendą imieniem Tomasz.
Niewykluczone, że czytaliście gdzieś, iż The Room został nazwany Obywatelem Kane’em najgorszych filmów w historii, ale dopiero oglądając go, można w pełni zrozumieć dlaczego. Nakręcony za sześć milionów dolarów, rzekomo wyłożonych osobiście przez twórcę, Tommy’ego Wiseau, i liczący pierwotnie sześćset stron scenariusza (!) film zwala z nóg nieudolnością w podobnych aspektach, co Gliniarz samuraj. Tutaj jednak dialogi i aktorstwo mają być w założeniu poruszające. Dramatyczne. I owszem, śledzenie tego to w pewnym sensie dramat, bo scenariusz jest absolutnie fatalny (nie tylko na poziomie bezsensownych wymian zdań, lecz także scen całkowicie zbędnych dla fabuły), aktorstwo nie istnieje, a sceny erotyczne wyglądają jak wyjątkowo słabe porno i właściwie nie można powiedzieć o The Room nic pozytywnego poza tym istotnym faktem, że mimo wszystko dostarcza nieziemskiej frajdy. Widzowie zajmujący leżaki rozstawione w B90 oklaskami nagradzali każdą z kultowych już scen, a słynne “You’re tearing me apart, Lisa!” spotkało się z prawdziwym wiwatem. Całość dopełnił naturalnie głos ukrytego za ekranem Tomasza Knapika, dzielnie czytającego wszystkie złote myśli wygłaszane przez bohaterów.
Świetna zabawa i rewelacyjna inicjatywa. Sprawdził się repertuar, miejsce, a przede wszystkim gość specjalny. Dla miłośników specyficznej zabawy dostarczanej przez kino gorszej jakości, kinomanów poszukujących nowych filmowych doznań, ale też dla osób chcących się po prostu pośmiać i odprężyć, wydarzenie jak znalazł. Pozostaje z niecierpliwością czekać na kolejne edycje festiwalu – nie tylko na pokazy złych produkcji, lecz także cały szereg innych atrakcji przygotowanych przez organizatorów. Niech żyją filmy!
Autorem zdjęcia głównego jest Michał Szymończyk.
korekta: Kornelia Farynowska