search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Żyjemy w czasach ŁOWCY ANDROIDÓW. Które wizje przyszłości się sprawdziły?

Szymon Skowroński

18 listopada 2019

REKLAMA

Test Voighta-Kampffa

Filmowi i książkowi łowcy posługiwali się specjalną aparaturą wspomaganą testem do określenia, czy mają do czynienia z człowiekiem, czy z replikantem. Jak wspomniano, ci drudzy praktycznie nie różnili się od tych pierwszych, istniał jednak szereg przesłanek stanowiących o człowieczeństwie – ukrytych w drobnych reakcjach psychologicznych, grymasach twarzy, spojrzeniach i zachowaniu. Replikanci mieli sztuczne wspomnienia (czy androidy śnią o elektrycznych owcach?) i na tej podstawie można było stwierdzić niekonsekwencje w ich zachowaniu czy myśleniu. Ekwiwalentem filmowego testu Voighta-Kampffa może być test Turinga, czyli sposób określenia umiejętności maszyny do posługiwania się językiem ludzkim. Najlepiej wyjaśnić to na przykładzie: istnieje wiele botów opartych na sztucznej inteligencji, w tym programy konwersacyjne. Można je bez problemu znaleźć w sieci i przetestować. Założeniem testu jest to, czy rozmówca – człowiek – będzie  w stanie odgadnąć w danym czasie, czy rozmawia z innym człowiekiem, czy z maszyną. Testy Turinga przeprowadzono między innymi na CleverBocie. W 2011 roku bot przekonał ponad 59% rozmówców, że jest człowiekiem. Nie oznacza to jednak zdanego testu, ponieważ w ramach tych samych „zawodów” prawdziwego człowieka rozpoznało nieco ponad 63% rozmówców.

Sukces nadszedł jednak w 2014 roku – test zdała maszyna, która w rozmowie z czterema sędziami podawała się za trzynastoletniego chłopca z Ukrainy. Zgodnie ze słowami samego Turinga: jeśli człowiek jest w stanie uwierzyć, że rozmawia z innym człowiekiem, a nie z maszyną, to termin „myśląca maszyna” przestaje być zasadny. Brzmi to wszystko groźnie, ale istnieje szereg wątpliwości co do stopnia rozwoju sztucznej inteligencji. Inteligencja językowa nie jest tożsama z myśleniem, maszyny nadal odwołują się do ograniczonej ilości reguł i schematów, nie są w stanie tworzyć dzieł sztuki, jest też bariera teologiczna i szereg uspokajających badań, które dowodzą, że na razie nie musimy się martwić, że maszyny nas opanują. Na razie.

Wyginięcie zwierząt

Dickowska wizja obejmowała apokalipsę, o której w filmie nie było ani słowa. Z oryginalnego scenariusza usunięto informacje o wyginięciu zwierząt, jednak zostało kilka szczegółów, które sugerowały rolę zwierząt w tym świecie. „Czy ta sowa jest sztuczna?” – zapytuje Deckard podczas pierwszego spotkania z Rachael. „Oczywiście, że tak” – odpowiada replikantka. Nieco później przebieg śledztwa przyspiesza odnalezienie sztucznej łuski węża. Zresztą sowa jest też wizualną wskazówką – w jej oczach widzimy błysk charakterystyczny tylko i wyłącznie dla sztucznych organizmów. Jak na razie masowe wyginięcie zwierząt nie grozi naszej planecie. Naukowcy nie są jednak dobrej myśli – jeśli nic nie zrobimy, za kilkaset lat to my możemy być zagrożonym gatunkiem. W 2019 roku ekosystem jest zagrożony, ale planeta Ziemia przeżywała gorsze katastrofy niż efekt cieplarniany wywołany antropogenicznie.

Sztuczne życie

„Szkoda, że nie będzie żyć. Ale z drugiej strony – kto z nas będzie?” Słowa Gaffa rozbrzmiewają echem w finale filmu, dobitnie wyrażając motyw przewodni całości. Problemem, do którego Dick wracał niemal obsesyjnie w swojej twórczości i który w Łowcy androidów wysuwa się na pierwszy plan jest to, kto tak naprawdę może o sobie powiedzieć, że jest człowiekiem i że żyje naprawdę. Mimo sztucznych wspomnień replikanci mają prawdziwe emocje. Kochają, pragną, boją się. Czym się różnią od samych ludzi? Tak naprawdę – niczym. Choć nienachalnie, film przemyca też teologiczne kwestie, ukazując Boga Stwórcę, Tyrella, i jego syna, Roya Batty’ego, który w mesjańskim geście pod koniec życia przebija swoją dłoń gwoździem, upodabniając się do Jezusa. Jeśli Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo, a Tyrell stworzył replikantów bardziej ludzkich niż sami ludzie, to czy wszyscy nie jesteśmy dziećmi tego samego Stwórcy, równymi sobie? Ten problem można odnieść do obecnego od lat konfliktu wokół zapłodnienia in vitro. Kościół katolicki zdecydowanie przeciwstawia się tej metodzie, sugerując, że jest ona nienaturalna, sprzeczna z planem Boga. Mówi się często, że osoby tak poczęte nie mają duszy, ponieważ nie zostały poczęte w świętym akcie współżycia mężczyzny z kobietą. Pierwsze in vitro przeprowadzono zaledwie kilka lat przed premierą filmu, w roku 1978. Nie twierdzę, że istnieje jakikolwiek związek fabuły Łowcy androidów z problematyką sztucznego zapłodnienia (lub nawet klonowania), jednak warto zwrócić uwagę, że w listopadzie 2019 roku mówi się na głos o tym, że niektórzy nie zasługują na miano ludzi, ponieważ „stworzono” ich w laboratorium.

Warto zauważyć, że w pierwszych wydaniach książkowego oryginału akcja rozgrywała się w 1992 roku. Życzę wszystkim czytelnikom – i sobie – byśmy mogli w ten sam sposób zastanowić się nad słusznością wizji zawartych w sequelu filmu, osadzonym w roku 2049.

REKLAMA