ZMARŁ BOGDAN KALINOWSKI, legenda wśród polskich kinomaniaków
Autorem tekstu jest Michał Jasiński.
“Film to życie, z którego wymazano plamy nudy” – powiedział kiedyś Alfred Hitchcock. “Życie to film z przerwami pomiędzy kolejnymi projekcjami” mógłby powiedzieć Bogdan Kalinowski, legenda wśród poznańskich kinomaniaków. Niestety, już nie powie – pan Bogdan zakończył niezwykły seans swojego życia w dniu 10 listopada, pozostawiając w smutku swoją niestrudzoną towarzyszkę życia, żonę Marię, oraz rzesze kinofilów, dla których był ikoną i duchowym krewnym.
W Poznaniu małżeństwo Kalinowskich było jednym z pięknych symboli miasta – mijani na ulicy wzbudzali serdeczny uśmiech, spotykani na kinowej sali, nobilitowali każdy seans – a nie trudno było ich spotkać. Od dziesiątek lat nie opuścili żadnej premiery, skrzętnie dokumentując każdy obejrzany film na papierowych fiszkach, zbieranych w pudełkach po herbatnikach. Bywali na festiwalach, zapraszani honorowo przez organizatorów, ale nie opuszczali też przeciętnych filmowych produkcyjniaków, dając szansę każdemu, nawet najbardziej kuriozalnemu dziełu X muzy. Powiedzieć, że byli pasjonatami kina to wciąż za mało. Film był ich sposobem na życie. Ich chlebem powszednim i narkotykiem, natręctwem i największą, wręcz chorobliwą miłością. Spotykając ich, można było odnieść wrażenie, że nic innego dla nich nie istnieje – nie przywiązywali uwagi do wyglądu, ubioru, ledwie muskając swą obecnością tą nieceluloidową rzeczywistość.
Dziś w młodzieżowym slangu osoby takie można by wręcz nazwać “no-life”, “geekami” – zatopionymi bez reszty w świecie swej największej namiętności. Byli bohaterami reportaży i dokumentów – pamiętam, jak na jednym spotkaniu, przedstawieni przez prowadzącego jako “bohaterowie filmu”, oburzyli się. Pani Maria sprostowała – “Nie filmu, tylko reportażu! To dwa zupełnie różne gatunki i należy je rozróżniać!”. Tak, nie byli tylko pochłaniaczami światła bijącego z kinowego ekranu – ich zadziwiająca pasja pozostawała w pełni świadoma, filmy były tematem ich dyskusji, wnikliwie oceniali każdy kolejny obejrzany tytuł.
Piszę cały czas “oni”, bo zdawali się nierozłączni – “małżeństwo Kalinowskich” – tak funkcjonowali zawsze w świadomości poznaniaków – uwieczniani na plakatach, muralu, honorowani i odznaczani. Zawsze razem. Tym smutniej myśleć, że brutalna rzeczywistość jednak ich rozdzieliła, w mieszkanku nad poznańskim kinem Muza nastał ponury czas – zgasło światło niezwykłego projektora. Pan Bogdan pozostanie w naszej pamięci, stając się patronem wszystkich, dla których film to życie, a życie to film.