Najlepsze filmy roku według redakcji film.org.pl
5. Uciekaj
W swoim finansowo skromnym debiucie Jordan Peele odważył się straszyć widzów tym, czego być może jako członkowie hiperpoprawnego politycznie społeczeństwa, bezustannie dyskutującego o Innych, boją się najbardziej: oskarżenia o rasizm, który nie wynika z wrogości… a zazdrości. Oglądanie Uciekaj! w naszym zakątku świata jest doświadczeniem odświeżającym, bo początkowe poczucie zagrożenia i tajemnicy przypisane klasycznemu horrorowi stopniano wzbogacane jest elementami komedii i ewoluuje w stronę satyry społecznej. Natomiast dla postniewolniczej Ameryki, gdzie problemy rasowe oraz klasowe wciąż stanowią punkty zapalne, Uciekaj to film niebywale odważny, igrający z odbiorcami znajdującymi się pod dwóch stronach barykady. Jednak ani na moment reżyser nie porzuca swojej początkowej wizji, by poprzez drobne dziwności, elementy potencjalnie niepasujące do siebie, a czasem ocierające się o scenariuszową śmieszność (nim dojdzie do finału) mówić o pochodzeniu oraz kolorze skóry więcej niż wszystkie zaangażowane tytuły razem wzięte, zarazem bez szarżowania tymi tematami. Peele nie boi się odważnego spuentowania swojej historii i dzięki temu tak trudno porównać Uciekaj! do czegokolwiek innego. [Karolina Dzieniszewska]
Jeśli miarą najlepszego filmu roku jest to, w jak dużym stopniu potrafił zaskoczyć – nie tyle zwrotami akcji, co odwagą i oryginalnością – to tak, horror niegdysiejszego komedianta wypełnił tę rolę z nawiązką. Długo nie mogłem otrząsnąć się po seansie i z pewnością nieraz do Uciekaj! wrócę, by te emocje powtórzyć. Film igrający z konwencją, niedający się szufladkować, będący bardzo inteligentnym, socjologicznym komentarzem. Ręce same składają się do oklasków. [Jakub Piwoński] [RECENZJA]
4. The Square
Kontrowersje wokół Złotej Palmy w Cannes nie tylko przysporzyły temu filmowi licznej publiczności, ale przede wszystkim prowokowały niepewność, czy przypadkiem sami z siebie się nie śmiejemy, marząc po kryjomu o tytułowym magicznym kwadracie, tej wyklejonej na posadzce strefie komfortu. Östlund żongluje scenkami z życia codziennego, począwszy od ulicznych epizodów, przez uroki bycia singlem, na świecie sztuki współczesnej i PR-u ledwie poprzestając, a jego spostrzeżenia są tym bardziej trafne, iż ubrane w szaty komedii. The Square nie jest obciążone przesadnym dramatyzmem, jednak niekiedy śmiech grzęźnie w gardle, a granice tolerancji tego świata zaczynają trzeszczeć w szwach. Reżyser pozostaje wierny swojemu stylowi obserwacji, chociaż jest to spojrzenie gorzkiego ironisty, jak nikt inny znającego się na aktualnych snobizmach i małostkach. [Karolina Dzieniszewska]
Zasłużona Złota Palma. Film pełen niezwykle celnych spostrzeżeń nie tylko na temat sztuki współczesnej, która staje się punktem wyjścia dla opowieści o szwedzkim społeczeństwie i zupełnie międzynarodowych relacjach międzyludzkich. The Square zaludnia galeria osobliwości: pyszałkowaty dyrektor galerii sztuki, samozwańczy mistrzowie marketingu, kiepska dziennikarka o niskiej samoocenie i jeszcze kilka innych indywiduów. Östlund znowu celnie i słodko-gorzko opowiada o kondycji ludzkości. [Dawid Myśliwiec] [RECENZJA]
3. La La Land
Być może jest to najbardziej kontrowersyjny film tego roku, który nie tylko dzielił publiczność w czasie Oscarów, ale stał się także obiektem małych, towarzyskich wojen, kiedy to jedni wychodzili z kin w trakcie seansów z niesmakiem, podczas gdy inni oglądali La La Land nawet kilka razy, w międzyczasie żyjąc w rytmie jego soundtracku. Ostatecznie okazało się nieważnym, czy jest to musical czy nie (według procentowych obliczeń stosunku wykorzystywanej muzyki do całości trwania filmu), czy aktorzy w ogóle potrafią śpiewać/stepować i czy Chazelle nie postradał zmysłów, „znęcając się” nad swoim operatorem. La La Land to na pewno hołd dla kina, popis reżyserskiej wirtuozerii, niezwykłej wrażliwości na obraz, kolor, rytm opowiadania, a także bardzo prywatne wyznanie wiary w film jako specyficznego stanu życia i środka oddziaływania na innych (bo cóż gorszego mogło się Chazelle’owi zdarzyć od tak niewiarygodnego debiutu?). Jest w jego dziele jakaś podskórna dziecięca cząstka każdego z marzycieli, którzy jako dzieci śnili o wielkiej sławie; jest wiele z pierwszej, intensywnej miłości, która wówczas wydaje się tą ostateczną… a jednak ewoluuje i wygasa; wreszcie, jest najbardziej czułe „co by było gdyby”, na jakie bohaterowie sobie zasłużyli. La La Land to jednak nie naiwna bajka – jego siłą pozostaje gorzki posmak przemijania, dorastania i płacenia za spełnione oczekiwania, a także niejednoznaczność, ta mistyczna cząstka „czegoś”, która dotychczas poruszyła i wzruszyła tylu widzów. [Karolina Dzieniszewska]
Brawurowy musical, który porwał do tańca cały świat, musiał się znaleźć na podium. Damien Chazelle nie pozostawia swojej opowieści o marzycielach, uciekających w świat snów i fantazji, przesłodzonej ani sztucznej. Jest to w końcu film o gorzkim przebudzaniu się z amerykańskiego snu. La La Land urzeka jednak swą gracją i powabem. Wirującą kamerą, soczystą paletą barw, magiczną scenografią, eleganckimi kostiumami, dopracowaną choreografią, ale przede wszystkim – muzyką. Wszystkie te elementy współgrają tu ze sobą jak najlepsza orkiestra jazzowa – pięknie się dopełniają, jednak każdy ukradkiem stara się porwać film tylko dla siebie. [Maja Budka] [RECENZJA]
2. Manchester by the Sea
O czym przede wszystkim jest Manchester by the Sea? W największym skrócie, podsumowując jednym słowem – to film o cierpieniu. O tym, jak wiele ma odcieni, jak bardzo potrafi drążyć i przeszywać, jak bardzo jest niejednoznaczne, indywidualne, przeżywane przez pryzmat doświadczeń każdej jednostki. Ból można próbować tłumić, można spychać go do podświadomości. Nigdy jednak nie da się przewidzieć momentu, w którym powróci na powierzchnię i dorwie się do głosu – i jakie mogą być tego efekty. Nie ma odkupienia bez oczyszczenia. A oczyszczenie to proces dojmująco przykry, zwłaszcza jeżeli musi sięgnąć głęboko w przeszłość i postawić nas w obliczu takich prawd o nas samych, których wolelibyśmy nie znać. To film, który wciąga powoli, mobilizując koncentrację, zachęcając do skupienia i nieoczekiwanie angażuje stuprocentowo, wygrywając z wirtuozerią na emocjach. Ciche, kameralne, subtelne, wspaniałe kino. [Karolina Chymkowska]
W moim odczuciu to właśnie Manchester by the Sea najbardziej zasługiwało na oscarowy triumf, bowiem jest filmem tak dalece angażującym widza emocjonalnie, że jeszcze długo nie pozwala mu zapomnieć o wstrząsie, jakiego doznaje się podczas seansu. To nie są złe emocje, to emocje przenikające do wnętrza ludzkiej duszy, wstrząsające, pierwotne, inwazyjne. Emocje, których nikomu nie życzylibyśmy przeżywać w rzeczywistości, ale które czynią nas lepszymi ludźmi, gdy doświadczamy ich w kinie. Każda żywa istota powinna obejrzeć ten film. [Dawid Myśliwiec] [RECENZJA]