YELLOWSTONE vs SUKCESJA. Dwie silnie działające sagi rodzinne. Która lepsza?
Jednemu serialowi bliżej do roli współczesnego westernu. Drugi z kolei zamienia otwarte plenery na ciasnotę biur i zanurza się w mrokach wielkiego miasta. Oba seriale opowiadają jednak o wielkich pieniądzach i rodzinach, które dysponują niebywałymi wpływami. Przywileje w sposób znaczący wpływają na rodzinne relacje. W obu serialach głowa rodziny nie bardzo wie, któremu z dzieci przekazać pałeczkę. Yellowstone i Sukcesja, sagi rodzinne, którym daleko do bladości oper mydlanych, to tytuły, które mając elementy wspólne, bardzo silnie na nas działały i działają (ten pierwszy wciąż czeka na swój finał). Który serial robi większe spustoszenie w naszych emocjach? Wyznaczyłem pięć kryteriów i przeanalizowałem seriale, patrząc przez ich pryzmat. Oto wyniki.
Ojciec
Pojedynek – John Dutton kontra Logan Roy – nie wyłania jednoznacznego wygranego. Te charaktery bowiem drastycznie się od siebie różnią, choć zachowują kilka kluczowych cech wspólnych. Dutton w wykonaniu Kevina Costnera to postać stojąca na czele swej rodziny, charakteryzuje się wyczuwalnym emocjonalnym chłodem, bardzo konsekwentnym działaniem, silną osobowością. W stosunku do swych dzieci da się w Duttonie odczuć dużo miłości i szacunku, choć są to uczucia okazywane raczej wstrzemięźliwie. Dutton, co warto podkreślić, pełni funkcję strażnika rodzinnego dorobku, konserwatysty, dla którego ranczo, jako spuścizna po przodkach, jest najważniejszą wartością, której utrzymanie nie mieści się jednak w definicji progresu. Co warto podkreślić, Dutton, choć reprezentuje postawę stoicką, jest bezwzględny dla swych wrogów i w ramach obrony nadrzędnej wartości jest w stanie zrobić dosłownie wszystko, niczym wilk broniący swego stada.
Logan Roy z kolei jest o wiele bardziej ekspresyjną, wręcz wybuchową postacią ojca rodziny. Brian Cox, który wciela się w tę postać, zostanie zapamiętany przez widzów Sukcesji jako wyjątkowy gnojek, który do samego końca trwania czterosezonowego serialu dawał do zrozumienia, że choć ceni sobie swój dorobek życiowy i firmę, którą powołał, to kompletnie nie jest zadowolony ze swej latorośli, nie widząc pośród swych dzieci nikogo, kto mógłby go zastąpić. Jest wobec nich agresywny, co obnaża jego frustrację i niemoc oraz braki wychowawcze popełnione w stosunku do swych dzieci. To jednak zbieżna z Duttonem wizja postaci chłodnej, wyrachowanej, autorytarnej, nieakceptującej sprzeciwu. Roy nie daje jednak możliwości do sympatyzowania z nim, a już o identyfikowaniu się z nim należy kategorycznie zapomnieć – w przeciwieństwie do Duttona, niejednokrotnie z sympatią mrugającego do widza.
Zwycięzca: Yellowstone
Rodzina
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, mawia słynne porzekadło. Wszystko, co dzieje się poza kadrem, jest już pasmem nieporozumień, bolączek, rywalizacji i braku miłości. Mam wrażenie, że tak mniej więcej brzmi motyw przewodni omawianych seriali, bo są to historie o rodzinach, które starają się żyć w relacji, ale ich członkom kompletnie to nie wychodzi. Która rodzina przekonująco odzwierciedla swój dramat? Myślę, że rodzina Royów jest pod tym względem znacznie bardziej zniuansowana, poszczególni członkowie miewają podwójne osobowości i podwójne motywacje, co obrazuje rozdarcie, w jakim tkwią. Nikt nie potrafi równać się z potęgą ojca, ale każdy – na swój nikczemny sposób – stara się podkopać pod nim dołek, jednocześnie zabiegając o jego względy. Zakładanie na twarz maski podczas porannej toalety jest dla członków rodziny Royów czymś oczywistym, pomagającym w skrywaniu swych prawdziwych emocji. Natomiast kompletnie inaczej wyglądają członkowie rodziny Duttonów – to postacie znacznie czytelniejsze. Reprezentują wizerunki, którym aktorzy są wierni od samego początku do samego końca, brak tu jakichś ciekawych ewolucji, mało zaskakujące są zachowania postaci w konfrontacji z rzucanymi wyzwaniami. Niestety, ale Yellowstone ma też postacie, które są też bardzo źle rozpisane – niechlubnym przykładem jest tu Jamie, który z sezonu na sezon staje się coraz bardziej irytującą postacią, ponieważ w sposób bierny przyjmuje na siebie fundowane mu przez własną siostrę pomyje i w sposób nienaturalny rezygnuje się z reakcji obronnej. Generalnie da się zauważyć, że tak jak w Sukcesji każda postać w sposób sprawiedliwy dostaje określoną przestrzeń działania, tak w Yellowstone niektóre postacie po prostu bezcelowo błądzą po scenie, robiąc miejsce „rekinom” tej historii.
Zwycięzca: Sukcesja
Lokacje
Yellowstone to oddech, Sukcesja to ścisk. Tak pokrótce można scharakteryzować działanie przestrzeni podczas seansu omawianych seriali. Ich akcja rozgrywa się w różnych miejscach. Yellowstone, jako współczesny western, kręci się wokół wielkiego rancza i parku krajobrazowego, jest tu zatem wiele cudownych widoków przyrody, a bohaterom bardzo zależy na tym, by dawała im ona siłę i pozostawała nienaruszona. Inaczej ma się sprawa w przypadku Sukcesji, która jest serialem urbanistycznym, na swój sposób postindustrialnym (bo ukazującym efekty oddziaływania miasta i przemysłu na życie jednostki), bohaterowie są niczym mrówki żyjące w wielkim mieście-molochu. Miasto jest tu źródłem motywacji i zarazem wszelkich frustracji bohaterów, bo to właśnie w wielkich wieżowcach i nowoczesnych biurach toczy się walka o wpływy i władzę w korporacji. Ranczo Duttonów z kolei także jest źródłem rodzinnych wielkich pieniędzy, ale trudno nie odnieść wrażenia, że miejsce to jest pozytywną częścią tej historii, bo koi i łączy zagubione dusze bohaterów. Co ważne, właśnie dzięki temu Yellowstone ma swój niepowtarzalny klimat, a Sukcesja jest go pozbawiona.
Zwycięzca: Yellowstone
Dialogi
Niewątpliwą zaletą serialu Sukcesja są jego dialogi, rozpisane na kartach niezwykle skrupulatnie przygotowanych scenariuszy. Zawsze będę to podkreślał, że z puntu widzenia filmowych „dobrych praktyk” i czysto artystycznego wrażenia, jako krytyk filmowy muszę podkreślać, że ten serial to scenariuszowe złoto najwyższej próby. Dialogi, ich siarczystość, niejednokrotna spontaniczność i zaskakujący przebieg, to coś, co w ustach niezwykle zróżnicowanego grona aktorów jest narzędziem silnego oddziaływania na widzów i magnesem zachęcającym do ślęczenia bezwiednie przed ekranem. Niedawny Złoty Glob dla Kierana Culkina na zakończenie przygody z serialem jest dla mnie nagrodą symboliczną, właśnie podkreślającą fakt, że ten serial dał możliwość do zadziania się magicznych rzeczy w przypadku mięsistości dialogów i dawania swobody aktorom, którzy – założę się – niejednokrotnie improwizowali swoje kwestie. Czyniąc tę długą historię krótką, Yellowstone stoi pod tym względem w totalnej opozycji do Sukcesji, bo dialogi w tym pierwszym serialu są deklamowane i nie mają w sobie nawet pierwiastka spontaniczności. Taki jest jednak styl Taylora Sheridana, twórcy serialu, który uwielbia, jak słowa wypowiadane przez aktorów mają swój ciężar. Czasem jednak – trzeba to przyznać – brzmi to sztucznie.
Zwycięzca: Sukcesja
Przesłania
Yellowstone to historia, której rozwój bardzo łatwo przewidzieć. Mam wrażenie, że nie jest to wada serialu, przeciwnie, w ten sposób czujemy się w jego objęciach bardzo bezpiecznie. Zgodnie z konwencją współczesnego westernu w iście szekspirowskim wydaniu, bo fabuła toczy się wokół majątku, z którym nie wiadomo, co zrobić i komu przekazać, Yellowstone opowiada o tradycji i spuściźnie przodków, jako wartości, której bardzo trudno jest bronić w obliczu agresywnego progresu społecznego. Niezwykle ciekawym komunikatem, który przemyca ta historia, jest refleksja o białej supremacji, o tym, czy majątek, ziemia, która z całym swym pięknem przynależy pewnej rodzinie, jest jednocześnie czymś, co zostało nadane w wyniku, nie bójmy się tych słów, przemocy oraz zasad, które z punktu widzenia rdzennego mieszkańca amerykańskich ziem nie są w żaden sposób wiążące. Według mnie Yellowstone to zatem trochę historia paraboliczna, o Ameryce, której potęga z jednej strony fascynuje, z drugiej ma bardzo wątpliwe moralnie podwaliny. Jest tu także miejsce na refleksję o naturze człowieka nierozerwalnie związanego z naturą, jako przeciwwaga dla politycznych rozgrywek. Podczas gdy Yellowstone niejednokrotnie (także poprzez swoje prequele) uderza w rozliczeniową nutę, Sukcesja jest historią znacznie bardziej przyziemną, powiedziałbym: wręcz psychologiczną, ponieważ jej finał nie prowadzi w gruncie rzeczy do faktycznych i pożądanych przez postacie rezultatów korporacyjnej rozgrywki, tylko ukazuje w pełnej krasie emocjonalne blokady bohaterów, które stają się przyczyną ich upadku. Skwitować można też serial w sposób prosty, jako przestrogę przed chciwością. Nie twierdzę, że to, z czym pozostajemy po Sukcesji, jest mniej ważne, twierdzę jednak, że Yellowstone jest w swym wydźwięku znacznie bardziej misyjny, znacznie bardziej konkretny i według mnie – refleksyjny.
Zwycięzca: Yellowstone
Yellowstone – współczesny western z przesłaniem. Krótko o zwycięscy pojedynku w stosunku 3:2.
Czy Yellowstone jest faktycznie lepszą sagą rodzinną niż Sukcesja? To dwa różne style wypowiedzi i wskazanego przeze mnie zwycięzcę należy traktować umownie. Yellowstone jest serialem, który ma swoje niedociągnięcia, ale jednocześnie jest serialem z o wiele głębszym, znacznie bardziej pociągającym klimatem, któremu przyświecają dość istotne w debacie publicznej przesłania. To także opowieść opowiedziana w sposób konserwatywny i tycząca się konserwatyzmu. Sukcesja to kolei oblicze dekadencji osiągnięte progresem. To serial z punktu widzenia artystycznego znacznie lepiej poprowadzony, napisany i zagrany. Wydaje mi się jednak, że jest złożony z postaci, które bardzo trudno lubić, a co za tym idzie, trudno również sam serial darzyć sympatią, gdyż okazuje się obrazem ewidentnego rozkładu, niepozostawiającego żadnej nadziei. Mimo wszystko wolę ułudę zaproponowaną przez Kevina Costnera, jego zdawkowy uśmiech, oszczędne słowa i obserwowanie na ganku pięknego krajobrazu, które to momenty mają mnie zachęcać do myślenia, że istnieją siły, które rozdzierają, ale są też siły, które mogą dawać ukojenie. Uznajmy ich wyższość.