search
REKLAMA
Ranking

Wstrząsające historie z XX wieku, które zasługują na ekranizację

Adam Gaafar

13 marca 2017

REKLAMA

Próba zamachu na Stalina

Ta akcja miała zapewnić Hitlerowi zwycięstwo. Niemcy przeciągnęli na swoją stronę radzieckiego jeńca i zlecili mu zamach na Józefa Stalina. Zaopatrzono go w szpiegowskie gadżety, których nie powstydziłby się sam James Bond – w jego arsenale znalazły się między innymi miniaturowy pistolet w kształcie długopisu i „kieszonkowy” granatnik, mogący przebić gruby pancerz limuzyny sowieckiego dyktatora.

Pomysł zabicia Stalina pojawił się w październiku 1943 roku. Na zamachowca wybrano byłego pułkownika Armii Czerwonej – Piotra Szyłę, pseudonim Tawrin. Szpieg miał się wcielić w postać oficera radzieckiego kontrwywiadu „Smiersz”. Przygotowania do tej skomplikowanej operacji wymagały dbałości o najdrobniejsze szczegóły. Aby nie wzbudzać podejrzeń Sowietów, sporządzono – oprócz sfałszowanych dokumentów – serię radzieckich odznaczeń wojskowych. Tawrin poddał się ponadto operacjom plastycznym, aby jego ciało wyglądało na okaleczone w walkach. Przeszkoleniem zamachowca zajął się natomiast słynny komandos Hitlera, Otto Skorzeny.

Gdy wszystko było już gotowe, jeniec zaczął nalegać, aby w akcji uczestniczyła też jego żona Sonia. Niemcy nie mieli wyboru – kobieta przeszła przyspieszony kurs na radiotelegrafistkę, po czym otrzymała dokumenty na nazwisko podporucznik Sziłowej. Plan zakładał, że para zaatakuje Stalina w drodze do Kuncewa.

Samolot z zamachowcami na pokładzie wyleciał w nocy z 5 na 6 września 1944 roku. Nad linią frontu Sowieci otworzyli ogień artyleryjski, przez co pilot musiał lądować awaryjnie na lotnisku oddalonym dziewięćdziesiąt km od celu. Po wylądowaniu Tawrinowie wyciągnęli z samolotu motocykl i udali się w kierunku Moskwy, gdzie mieli czekać na nich niemieccy agenci. W połowie drogi zostali jednak zatrzymani przez kontrolę drogową. Tawrin miał niebywałego pecha – w budce strażniczej znajdował się jego były dowódca. Niedoszły zamachowiec został zdemaskowany.

Mimo że zamach na Stalina zakończył się niepowodzeniem, może być on inspiracją dla reżyserów kina szpiegowskiego. Po odpowiednim zmodyfikowaniu tej historii – oczywiście w granicach rozsądku – otrzymamy znakomity scenariusz na film w stylu Orzeł wylądował.

Ucieczka z Auschwitz

Jest 20 czerwca 1942 roku. Z terenu kompleksu obozowego wyjeżdża czarny samochód Steyer 220. W środku znajduje się trzech oficerów SS i jeden więzień. Strażnik bez namysłu otwiera szlaban. Nie wie, że w rzeczywistości wypuścił trzech Polaków i jednego Ukraińca.

Pomysłodawcami tej brawurowej akcji byli Kazimierz Piechowski oraz Eugeniusz Bandera. Pierwszy z nich pracował w magazynach żywności, drugi – w pobliskich garażach samochodowych. Za pomocą dorobionych kluczy mieli otworzyć magazyny i przebrać się w mundury esesmanów. Bandera zobowiązał się dostarczyć samochód.

W swój plan wtajemniczyli jeszcze dwóch kolegów: księdza Józefa Lemparta i Gustawa Jastera. Było to konieczne dla powodzenia operacji. Piechowski wpadł na pomysł, aby „stworzyć” fałszywe komando, a zgodnie z zasadami najmniejsze z nich musiało liczyć cztery osoby. W ten sposób zamierzał uratować od śmierci pozostałych w obozie więźniów –  za ucieczkę z danego komanda Niemcy rozstrzeliwali bowiem dziesięć osób. Ucieczkę zaplanowano na sobotę, ponieważ w ten dzień esesmani wracali do swoich domów.

Wszystko przebiegło pomyślnie. W samo południe Piechowski i jego koledzy byli już wolnymi ludźmi. W okolicach Makowa Mazowieckiego uciekinierzy zniszczyli auto, po czym… przeprosili za to listownie komendanta obozu Rudolfa Hoessa. Niemcy wszczęli pościg, ale na szczęście nie udało im się złapać zbiegów. Jedyną osobą ukaraną za ten incydent był obozowy kapo Kurt Pachala.

W filmie dokumentalnym Uciekinier Piechowski wspominał:

Przez całe swoje życie uciekałem, ciągle uciekałem. Podczas wojny uciekałem przed Niemcami. W Auschwitz kilka razy uciekłem przed śmiercią. Po wojnie uciekałem przed czerwonymi. Teraz uciekam w świat.

REKLAMA