Connect with us

Publicystyka filmowa

WAMPIRY, DUCHY I SEKS. Historia POLSKIEGO horroru

WAMPIRY, DUCHY I SEKS to fascynująca podróż przez polski horror, odkrywająca zjawiska grozy sprzed lat, które wciąż intrygują.

Published

on

Horror, jak zresztą w ogóle kino gatunkowe, nie jest tym, co przychodzi nam do głowy, kiedy myślimy o filmie polskim. Jednak wbrew pozorom filmy grozy, choć nie tak powszechne jak w kinematografiach anglosaskich, były obecne już w polskiej kinematografii przedwojennej.

Advertisement

Pierwsze polskie horrory powstały w dwudziestoleciu międzywojennym, chociaż w niewielkiej ilości. Pierwszym polskim filmem grozy był Syn Szatana (1923) w reżyserii Brunona Bredschneidera, dzieło o wpływach niemieckiego ekspresjonizmu, opowiadające o szalonym profesorze, znającym się na czarach i hipnozie, który porywa i hipnotyzuje córkę zegarmistrza, pragnąc ją seksualnie wykorzystać. Rok później reżyser Henryk Bigoszt tworzy film Atakualpa (zwany także w niektórych opracowaniach Atalmalpa), o którym wiadomo jedynie, że był erotycznym horrorem okultystycznym.

Erotyzm i okultyzm to zresztą bardzo popularne w ówczesnej Polsce tematy, nierozerwalnie łączące się także w polskiej literaturze grozy tego okresu. W 1927 roku Leon Trystan reżyseruje Kochankę Szamoty – film oparty na utworze Stefana Grabińskiego, opowiadający o redaktorze zakochanym w pięknej kobiecie, która okazuje się duchem zmarłej przed dwu laty kobiety. Żaden z trzech filmów nie zachował się do dzisiaj. Z tego okresu wspomnieć można jeszcze Pana Twardowskiego (1936) Henryka Szaro oraz kultowego i uznanego Dybuka (1937) Michała Waszyńskiego – choć to bardziej dramat oparty na żydowskim folklorze, którego głównym bohaterem jest tytułowy dybuk, duch, który nie mogąc zaznać spoczynku, wstępuje w ciało żywego człowieka.

Advertisement

Kadr z filmu Dybuk (1937), reż. Michał Waszyński

Na pierwsze filmy grozy po wojnie przyszło Polsce czekać aż dwadzieścia dwa lata. W latach 1967-1968 Telewizja Polska stworzyła cykl Opowieści niesamowitych, w ramach którego powstało pięć filmów opartych na opowiadaniach polskich autorów: Ja gorę! (1967, reż.

Janusz Majewski), Szach i mat! (1967, reż. Andrzej Zakrzewski), Ślepy tor (1967, reż. Ryszard Ber), Mistrz tańca (1968, reż. Jerzy Gruza), Pożarowisko (1968, reż. Ryszard Ber). To taki polski, gorszy odpowiednik amerykańskiej Strefy mroku (The Twilight Zone) z lat 50.

i 60. – każdy film (z wyjątkiem Pożarowiska) rozpoczyna się w mieszkaniu pisarza, do którego przychodzą duchy i opowiadają mu swoją historię. Podobnie jak w przypadku Strefy mroku, nie wszystkie opowieści są czysto gatunkowymi filmami grozy – przewijają się w nich wątki sensacyjne, czasem ocierają się nawet o komedię czy romans. Podobnie nieczyste gatunkowo były inne krótkometrażowe horrory, które w mniej więcej tym samym czasie pojawiły się w telewizji: „Awatar”, czyli zamiana dusz (1964, reż.

Advertisement

Janusz Majewski), Błękitny pokój (1965, reż. Janusz Majewski), Pierwszy pawilon (1965, reż. Janusz Majewski), Wenus z Ille (1967, reż. Janusz Majewski), Upiór (1967, reż. Stanisław Lenartowicz) oraz Zmartwychwstanie Offlanda (1967, reż.

Jerzy Zarzycki). W 1968 roku transmitowano również Świat grozy – serię filmów opartych na klasycznych opowieściach grozy: Ducha z Canterville i Zbrodnię Lorda Artura Savile’a na podstawie opowiadań Oscara Wilde’a oraz Przeraźliwe łoże na podstawie opowiadania Williama Collinsa.

Advertisement

Pierwszymi pełnometrażowymi filmami grozy po wojnie są dopiero dwa filmy z lat 70.Lokis. Rękopis profesora Wittembacha (1970) w reżyserii Janusza Majewskiego, który w latach 60. wyreżyserował większość ze zrealizowanych przez telewizję krótkometrażowych horrorów, oraz Diabeł (1972) w reżyserii Andrzeja Żuławskiego. W filmie Majewskiego tytułowy profesor Wittembach wyjeżdża na Litwę na Żmudź, aby prowadzić badania historyczne.

Zatrzymuje się u hrabiego Michała Szemiota, którego dziwne zachowanie wzbudza podejrzenia profesora. Pojawienie się ukochanej hrabiego i tajemnicza legenda o porwaniu jego matki przez niedźwiedzia stają się początkiem tragedii… Majewski oparł swój film na francuskim opowiadaniu fantastycznym z nutką grozy autorstwa Prospera Mérimée o tym samym tytule. Z powodzeniem zawarł w Lokisie dramat psychologiczny, thriller i film grozy. Jeśliby porównywać film do kina amerykańskiego, najbliżej mu chyba do Ludzi-kotów (1942) Jacques’a Tourneura ze względu na animalistyczną tematykę, motyw przemiany człowieka w zwierzę i pewną poetyckość wyrazu zamiast obrazowej dosłowności.

Advertisement

Raczej pozytywne recenzje filmowi wystawili Andrzej Kołodyński, i Zygmunt Kałużyński. Janusz Głowacki, twórca znanego powiedzonka „Strzeż się ciąży, Lokis krąży”, napisał, że Majewski „ukulturalnił film grozy i fantastyki, gdzie szczególnie łatwo jest ulec pokusie i ześlizgnąć się na manowce, przestraszyć, zaskoczyć albo zabawić [1].

Kadr z filmu Lokis. Rękopis profesora Wittembacha (1970), reż. Janusz Majewski

Diabeł Żuławskiego to drugi pełnometrażowy film reżysera, osadzony w czasach rozbiorów, w 1793 roku – do Wielkopolski właśnie wkraczają wojska pruskie. Jakub wychodzi z więzienia dzięki Nieznajomemu, będącemu tak naprawdę diabłem (w tej roli świetny Wojciech Pszoniak), który na drogę powrotną do domu wręcza mu brzytwę.

Diabeł to przede wszystkim kino grozy, ale o wydźwięku filozoficznym, analizujące genezę zła. Dzięki historycznemu osadzeniu w czasie można różnorako go interpretować. Postrzegany jako aluzja do wydarzeń z 1968 roku, film został zakazany przez cenzurę PRL, a na ekrany dopuszczono go dopiero po szesnastu latach, w 1988 roku, a więc w czasie, gdy polskie kina przeżywają prawdziwy wysyp filmów grozy. W swojej karierze Żuławski stworzył jeszcze jeden horror, mający w światowej kinematografii status kultowy – kontrowersyjne Opętanie z 1981 roku, zrealizowane we Francji z Isabelle Adjani i Samem Neillem w rolach głównych.

Advertisement

Film o problemach małżeńskich i romansie żony, mający zupełnie nieoczekiwane rozwiązanie, wielokrotnie analizowano jako metaforę sytuacji politycznej w Polsce. Jeśli spojrzeć więc na ogólny pejzaż kina grozy w kraju nad Wisłą w latach 60. i 70., jedynym dziełem pełnometrażowym tego gatunku dostępnym dla szerszej rzeszy widzów był Lokis Janusza Majewskiego. Choć sam reżyser odżegnywał się od nazywania swojego filmu horrorem, z pewnością był twórcą bardzo zainteresowanym kinem popularnym i rozrywkowym. Zygmunt Kałużyński w recenzji właśnie Lokisa pisał, że Majewski jest „jednym z nielicznych, którzy utrzymują, że kino powinno być dobrym widowiskiem dla ludzi” [2].

Kadr z filmu Diabeł, (1972) reż. Andrzej Żuławski

Polskie kino powojenne, będące zawsze w służbie większym ideom, najpierw dzięki filmom szkoły polskiej, a potem Kinu Moralnego Niepokoju, skutecznie wypierało kino gatunkowe, tworząc miejsce jedynie dla filmu artystycznego, krytykującego współczesność i poruszającego ważkie zagadnienia moralne i etyczne. Dramat czy dramat psychologiczny były przez lata dominującymi gatunkami w kinie polskim, czasem dopuszczając do głosu komedię czy film historyczny. Kino grozy, tak popularne na Zachodzie, nigdy nie było przedmiotem zainteresowania polskich twórców. Głównym powodem była oczywiście sytuacja polityczna powojennej Polski, lecz co poza tym?

Kadr z filmu Wilczyca (1982), reż. Marek Piestrak

Groza nigdy nie była w kraju nad Wisłą głównym nurtem kultury, tylko raczej zjawiskiem z jej pogranicza. Groza często jest jedynie środkiem wyrazu w fantastycznej literaturze polskiej, choć nie brak przecież u nas literackich przykładów osadzonych w tajemniczych sceneriach, ewokujących w czytelniku uczucia niesamowitości i baśniowości (tak popularne chociażby w literaturze romantycznej). Brak w tradycji polskiej kultury straszenia, tak ważnej dla chociażby kultury anglosaskiej. To z niej przecież, a przede wszystkim z powieści gotyckiej, nieobecnej w kulturze polskiej, wywodzi się filmowy horror.

Advertisement

To literatura, a za nią kino anglosaskie stworzyły nasze wyobrażenie o najpopularniejszych, nadprzyrodzonych potworach wczesnego kina – wampirze (w postaci Draculi w ślad za powieścią Brama Stockera z 1897 czy archetypu przepełnionej seksualną chucią i erotyzmem wampirzycy rodem z Carmilli Sheridana Le Fanu z 1871) i Frankensteinie (powieść Mary Shelley z 1818). Jednak przecież także w naszej kulturze, szczególnie ludowej, nie brakowało nigdy nadprzyrodzonych stworów i straszydeł, które fantastycznie wykorzystał chociażby Andrzej Sapkowski w Wiedźminie – strzyg, utopców, rusałek, biesów i diabłów, bazyliszków, wąpierzy i wilkołaków.

Niektórzy badacze tematu zwracają uwagę na dość oczywisty wniosek – w obliczu tak potwornej, krwawej historii Polacy nie potrzebowali fikcyjnej grozy, a wyimaginowane potwory mogły budzić tylko uśmiech politowania. Recenzje w przedwojennej prasie nierzadko podchodziły do filmów grozy z dystansem, a nawet pogardą. Również sami twórcy filmów, które nazwać możemy horrorami, z dużą ostrożnością i niechęcią odnosili się do takiego nazewnictwa. Janusz Majewski bronił przed takim określeniem Lokisa, mówiąc: „Wolałbym nie używać tego określenia. Chciałbym budować klimat grozy, ale bez uciekania się do tradycyjnej rekwizytorni czy postaci nadprzyrodzonych” [1]. Jasne jest, że w kinematografii polskiej wszystko, co rozrywkowe, postrzegane było jako gorsze, a przede wszystkim niegodne artysty-filmowca.

Advertisement

Szalone spojrzenie Iwony Bielskiej z filmu Wilczyca (1985), reż. Marek Piestrak

Można się kłócić, że zarówno Lokis Majewskiego i Diabeł Żuławskiego są horrorami opowiedzianymi przez pryzmat polskiej historii lub przynajmniej osadzonymi w jej realiach.

Dopiero w latach 80. coraz szerzej reprezentowany na ekranach polskich kin staje się film popularny, a więc rozrywkowy (choć nierzadko z podtekstem politycznym). W 1981 roku powstaje Vabank, a w 1983 – Seksmisja Juliusza Machulskiego.

Obok komedii w tym samym rzędzie stoi film sensacyjny – Wielki Szu Sylwestra Chęcińskiego (1982) i Zabij mnie, glino Jacka Bromskiego (1987) z pierwszym bad boyem polskiego kina, Bogusławem Lindą. Po transformacji ustrojowej do gry wchodzi kapitalizm, a filmowcy czują na plecach oddech hollywoodzkich produkcji. Zmienia się rynek, a wraz z nim pojawiają się filmy sensacyjne, jak Kroll (1991), Psy (1992) czy Dług (1999) Krzysztofa Krauzego oraz pierwsze polskie superprodukcje historyczne – Ogniem i mieczem (1999) Jerzego Hoffmana i Pan Tadeusz (1999) Andrzeja Wajdy.

Advertisement

Kadr z filmu Lubię nietoperze (1985), reż. Grzegorz Warchoł

Nieprzypadkowo więc w kinie polskim obserwujemy nagromadzenie filmów grozy właśnie w latach 80. To wówczas powstają najbardziej znany i kultowy polski horror, Wilczyca (1982) w reżyserii Marka Piestraka (i jej kontynuacja Powrót wilczycy w 1990), Widziadło (1984) Marka Nowickiego, Medium (1985) Jacka Koprowicza, Lubię nietoperze (1985) Grzegorza Warchoła, Dom Sary (1985) Zygmunta Lecha czy Klątwa doliny węży (1987) Marka Piestraka.

Jednym z najczęściej pojawiających się wątków w tych filmach jest kobieta „seksualnie niebezpieczna” – piękna, seksowna femme fatale o dużym apetycie na seks, lecz z pewnymi problemami i morderczymi zapędami. Piękna jasnowłosa Iza z Lubię nietoperze (filmu kręconego między innymi w polskim Hogwarcie, jak zwie się Zamek w Mosznej w województwie opolskim) jest wampirzycą, chce jednak się swojej przypadłości pozbyć, leczy się więc u przystojnego doktora Rudolfa Junga (zbieżność nazwisk ze słynnym psychiatrą Carlem Gustawem Jungiem nie może być przypadkowa). Do całkowitego wyleczenia pacjentki doprowadza dopiero… pierwszy kontakt fizyczny między kochankami.

Advertisement

Kadr z filmu Lubię nietoperze (1985), reż. Grzegorz Warchoł

W Domie Sary główna bohaterka, Sara Braga, jest niebezpiecznym, ale pięknym i pociągającym potworem, który do spółki z demonicznym służącym uwodzi kochanków i zabija ich. W Widziadle główny bohater Piotr (w tej roli Roman Wilhelmi) nieustannie wspomina i fantazjuje o ekscentrycznej, pełnej pasji i seksu femme fatale – byłej żonie Angelice, która zmarła śmiercią samobójczą.

Ludzie ze wsi widują często tzw. widziadło – nagą kobietę galopującą na koniu. W filmie erotyki jest dużo – rubaszny wuj nie stroni od kochanek, ma romans z obecną żoną głównego bohatera, syn Piotra przeżywa pierwsze doświadczenia seksualne, a w samym głównym bohaterze podkochują się inne kobiety. W Wilczycy straszy duch Maryny, który podąża za swoim mężem i wciela się we frywolną hrabinę Julię, aby go zwieść.

Kadr z filmu Widziadło (1984), reż. Marek Nowicki

Trudno traktować poważnie w polskich horrorach lat 80. wątki erotyczne i romantyczne, które w połączeniu z kiepską raczej realizacją sprawiają, że filmy te postrzega się jako kino klasy B. Politowanie budzi też Klątwa doliny węży reżysera Wilczycy, Marka Piestraka – połączenie kina grozy z próbą przeniesienia na grunt polski amerykańskiego Kina Nowej Przygody w stylu Indiany Jonesa.

Spośród tych dzieł, z których większość stoi na granicy kampu, pozytywnie wyróżnia się Medium Jacka Koprowicza – dzieło, które przetrwało próbę czasu i świetnie ogląda się po dziś dzień. Pozytywnie zaskakują świetne kreacje aktorskie (Jerzy Stuhr, Grażyna Szapołowska, Michał Bajor, Władysław Kowalski). Akcja filmu rozgrywa się w 1933 roku w Sopocie, gdzie dziwne rzeczy przytrafiają się kilku bohaterom – komisarz budzi się nad ranem w koszu plażowym, nauczycielka w trakcie lekcji kradnie z muzeum zabytkową suknię, pewien mężczyzna przyjeżdża z Warszawy, a drugi z Berlina i obydwaj nie wiedzą, jak się w Sopocie znaleźli.

Advertisement

Medium, uznawany za pierwszy film okultystyczny i parapsychologiczny, jest połączeniem horroru i filmu kryminalnego.

Kadr z filmu Medium (1985), reż. Jacek Koprowicz

Do dzisiaj najbardziej znanym polskim horrorem pozostaje jednak Wilczyca, nawet pomimo niedociągnięć fabularnych w warstwie logicznej filmu. W przeciwieństwie do większości podobnych sobie filmów charakteryzuje się czystością gatunkową i umiejętnym, efektywnym wykorzystaniem elementów właściwych filmowi grozy.

Jest przerażający demoniczny uśmiech Iwony Bielskiej w dwóch rolach, ekspresjonistyczne zdjęcia, budujące atmosferę grozy, i dobre efekty specjalne (krew, trupy, widma, wyjące wilki, wilcza łapa, srebrna kula). W przeciwieństwie do Janusza Majewskiego, Marek Piestrak nie bał się stworzyć filmu gatunkowego. Wilczyca to wzorcowy polski horror. Jest nawet osadzona w polskiej historii – akcja filmu rozgrywa się w 1848 roku w zaborze austriackim. Patriotyzm i romantyzm są częścią estetyki Wilczycy.

Advertisement

Kadr z filmu Wilczyca (1982), reż. Marek Piestrak

Po płodnym okresie lat 80. w polskim horrorze przez następne dwie, trzy dekady nie dzieje się nic wartego odnotowania. Powstają przeciętne, bazujące na rozwiązaniach znanych z amerykańskiego kina grozy Legenda (2005) Mariusza Pujszo, o młodych dziewczynach spędzających wieczór panieński w zamku w Sudetach, Pora mroku (2008), przypominająca Piłę czy Hostel, oraz Silent Lake (2013) – polskie Blair Witch Project.

W 2015 roku pojawił się pierwszy promyk nadziei – Demon tragicznie zmarłego Marcina Wrony. To horror z żydowskim dybukiem, dramat psychologiczny, chwilami nawet humorystyczna satyra będąca ukłonem w stronę Wesela Smarzowskiego. W tle Demona oczywiście polska historia i wątek odpowiedzialności Polaków za los Żydów.

Wątek historyczny to główny surowiec niedawnego Wilkołaka (2018) Adriana Panka, opowiadającego o dzieciach uwolnionych z obozu koncentracyjnego i ukrywających się w willi w lesie. Jak każdy dobry horror, Wilkołak zasadza się na niedopowiedzeniach. Widz niejednokrotnie waha się, co tak naprawdę zagraża dzieciom – nadprzyrodzony potwór, tytułowy wilkołak czy może prawdziwe, dzikie zwierzęta? Wilki to jednak tylko metafora większej idei – wszechobecnego zła, a dla widzów prawdziwym straszakiem jest w tych filmach polska historia.

Advertisement

Kadr z filmu Wilkołak (2018), reż. Adrian Panek

Nie sposób na sam koniec nie wspomnieć o Jagodzie Szelc – jej dwa jedyne filmy pełnometrażowe są przesiąknięte niesamowitością, niepokojem i nieustannie rosnącym napięciem. Wieża. Jasny dzień (2017) i Monument (2018) wymykają się łatwym interpretacjom, sprawiają, że trudno je zamknąć w obrębie jednego gatunku, a obydwa filmy sytuują się na pograniczu horroru i psychologicznego dramatu.

Ten brak jednorodności polskiego horroru wydaje się jego charakterystyczną cechą na przestrzeni lat, lecz czy to źle? Trzeba pamiętać, że pisząc o polskim filmie grozy, nieustannie odnosimy go do dokonań zachodnich. Ale przecież u nas jest inaczej. Nigdy pewnie nie doczekamy się polskiego Piątku trzynastego czy Paranormal Activity, w zamian dostajemy jednak solidne, oryginalne kino grozy rozwijające się z dala od głównych nurtów i wypracowujące własną, samodzielną ścieżkę. Obserwując dokonania polskich twórców tworzących w stylistyce filmu grozy, wierzę, że zupełnie nie mamy się czego obawiać.

Advertisement

Kadr z filmu Wieża. Jasny dzień (2018), reż. Jagoda Szelc

______

[1] J. Głowacki, Strzeż się ciąży, Lokis krąży, „Kultura”, 1970, nr 42.

[2] Z. Kałużyński, Pierwszy polski wampir, „Polityka”, 1970, nr 41.

Advertisement

 

Advertisement

Filmoznawczyni, historyczka sztuki i miłośniczka współczesnego kina grozy i klasycznego kina hollywoodzkiego, w szczególności filmu noir i twórczości Alfreda Hitchcocka. W kinie uwielbia mieszanie gatunków, przełamywanie schematów oraz uważne przyglądanie się bohaterom.