„Ukrywaj, nie przeżywaj”. NAJGORSI RODZICE ze współczesnych animacji DISNEYA
Filmy produkowane przez wytwórnię Walt Disney Pictures zawsze miały na celu bawić, uczyć i wychowywać. Płynący z nich przekaz zmieniał się oczywiście na przestrzeni lat. Z dzisiejszej perspektywy wiemy już, że dawne baśnie o księżniczkach Disneya dostarczały negatywnych wzorców, z których nie powinna czerpać żadna współczesna dziewczynka. Na szczęście wie to także Disney, który odcina się od wielu głoszonych wcześniej tez. I co istotne, nie poprzestaje na przepraszaniu za to, co było. W ostatnich latach wraz z podległym mu Pixarem przenosi na ekran niezwykle mądre, wartościowe i inspirujące historie, z których nauki mogą czerpać nie tylko mali widzowie, ale także ich rodzice.
W marcu 2022 roku na ekrany polskich kin trafiła najnowsza produkcja Pixara o tytule To nie wypanda. Film o dwunastolatce, która w efekcie rodzinnej przypadłości zmienia się w czerwonego zwierza, to tylko z pozoru animacja dla dzieci. Głównymi adresatami tej opowieści zdecydowanie są rodzice. Krzywda, jaką nadopiekuńcza matka głównej bohaterki nieumyślnie wyrządza swojej córce, nie jest tu przedstawiona przy okazji głównego wątku, lecz stanowi centrum całej historii.
Rodzice, nie tylko ci na ekranie, lecz także ci w życiu, rzadko dostrzegają swoje błędy. Większość z nas ma szczere intencje, a nasze zakazy i nakazy wynikają zwykle z miłości i poczucia, że wiemy najlepiej, co jest dobre dla naszego potomstwa. Chcemy chronić nasze dzieci przed całym złem tego świata, często nawet wtedy, gdy odbywa się to kosztem ich wolności i podmiotowości. Niestety, kolejki do gabinetów psychoterapeutycznych pokazują, że nie zawsze wychodzi im to na dobre. Dlatego naprawdę warto dostrzec i docenić fakt, że filmy animowane Disneya, które trafiły na ekrany w ostatniej dekadzie, oferują cenne życiowe lekcje nie tylko dzieciakom. Są lustrem, w którym mogą (i powinni) przejrzeć się także rodzice. A jeśli stać ich na odrobinę samokrytyki i autorefleksji, mają szanse wyciągnąć z nich naprawdę wartościowe wnioski na przyszłość.
W tym zestawieniu nie spodziewajcie się więc legendarnych złych macoch z baśni o Kopciuszku czy Królewnie Śnieżce. Nie będziemy też skupiać się na sędzi Frollo ani na żadnym innym antagoniście, który jawnie i z premedytacją szkodził głównemu bohaterowi bądź bohaterce. Dziś na tapet weźmiemy tych „normalnych” rodziców i opiekunów z animacji Disneya i Pixara, których słowa i czyny – wbrew najlepszym intencjom – wykrzywiają dzieci psychicznie i doprowadzają często do katastrofalnych skutków. Na szczęście, jak to w bajkach bywa, wszystko zawsze kończy się dobrze. By w prawdziwym życiu doczekać się podobnych happy endów, warto dobrze zastanowić się nad zachowaniami poniższych postaci.
Podobne:
Julieta i Agustin Madrigal – „Nasze magiczne Encanto”
Julieta i Agustin to kochający i wspierający rodzice, którzy bezustannie powtarzają nastoletniej Mirabel, że jest tak samo wyjątkowa jak pozostali, obdarzeni magicznymi mocami członkowie rodziny. W zasadzie nie można im niczego zarzucić. Poza faktem, że pozwalają matce Juliety na terroryzowanie swoich córek.
W Encanto najbardziej toksyczną osobą jest abuela Alma, która trzyma rodzinę Madrigalów twardą ręką, surowo upominając każdego jej członka, że otrzymane od losu magiczne talenty są po to, by służyć lokalnej społeczności. Pragnie w ten sposób zrewanżować się za cud, dzięki któremu mogła stworzyć swojemu potomstwu dom po śmierci męża. Jej cel jest szczytny, ale tym, w jaki sposób do niego dąży, unieszczęśliwia wszystkich domowników. Zmusza ich do nadludzkiego wysiłku, wyrzeczeń i całkowitego podporządkowania się jej wizji idealnej rodziny. Swoich bliskich traktuje jak narzędzia służące realizacji jej planów, a nie jak myślące i czujące istoty. Niezależnie od tego, jak bardzo starają się sprostać wymaganiom abueli, ona zawsze jest w stanie wymagać więcej. Świat Madrigalów musi się dosłownie zawalić, by dostrzegła w swoich dzieciach i wnuczętach ludzi z własnymi potrzebami, pragnieniami i słabościami.
Nietrudno zauważyć, że Julieta i Agustin sami żyją pod dyktando Almy, jednak jako rodzice trzech zaszczutych córek powinni dużo wcześniej i dużo bardziej stanowczo sprzeciwić się despotycznej matronie, by zadbać o zdrowie psychiczne Mirabel, Isabeli i Luisy.
Luisa i Enrique Rivera – „Coco”
Analogiczny model rodziny oglądamy w nagrodzonej dwoma Oscarami animacji Coco. Tam również nestorką rodu jest babcia, która za nic ma uczucia i potrzeby swoich bliskich. W szczególności nie szanuje zaś małego Miguela, który marzy o tym, by zostać muzykiem. Fakt, że dziadek Eleny, a więc prapradziadek głównego bohatera, porzucił niegdyś rodzinę dla kariery muzycznej, urósł tu do rangi rodzinnej traumy, która odciska swoje piętno na kolejnych pokoleniach.
Rodzice Miguela nie starają się nawet, tak jak opisani wyżej Madrigalowie, wspierać i pocieszać swojego syna. Luisa i Enrique są totalnie zdominowani przez abuelitę Elenę i stoją za nią murem nawet wtedy, gdy brutalnie wyżywa się na ich dziecku. Co gorsza, samej Elenie także daleko do opanowanej i powściągliwej bohaterki Encanto. Babcia Miguela to osoba agresywna i porywcza, która nie ma żadnych oporów przed tym, by bić zwierzęta czy niszczyć rzeczy należące do jej wnuka.
Daniela i Lorenzo Paguro – „Luca”
Co zrobić, kiedy dziecko chce odkrywać świat, którego my sami panicznie się boimy? Zakazać wychodzenia z domu, zmusić do posłuszeństwa, a jeśli to nie skutkuje – wysłać na odludzie, z którego nie wyrwie się na pewno, by mogło poczuć się ukarane za to, że miało czelność marzyć o lepszym życiu. Gdybyście zapytali Lorenza i Danielę Paguro o to, dlaczego traktują tak surowo własne dziecko, pozbawiony własnego zdania ojciec nie odpowiedziałby nic, matka zaś pewnie wyjaśniłaby wam, że boi się o życie i zdrowie swojego synka. Na powierzchni faktycznie roi się od niebezpieczeństw, szczególnie jeśli – tak jak Luca i jego rodzice – jest się podwodnym stworem, na którego polują ludzie. Niestety, nikt jeszcze nie zmądrzał od tego, że odcina się go od świata. Tak jak w animacji Pixara, zwykle tego typu zakazy odnoszą odwrotny skutek i jedynie podsycają ciekawość dziecka.
Twórcy Luki idą jeszcze o krok dalej i pokazują, że owa dziecięca ciekawość może prowadzić do pozytywnych odkryć. Mali ludzie, nieskażeni uprzedzeniami dorosłych, nie mają problemu z tym, że ktoś wygląda inaczej, mówi innym językiem czy modli się do innego boga. Jeśli spojrzymy na świat ich oczami, może się okazać, że po drugiej stronie są po prostu tak samo przerażone istoty, które ktoś wychował w strachu i nienawiści do obcych.