search
REKLAMA
News

Twórcy się z nami dzielą

Jacek Lubiński

1 sierpnia 2016

REKLAMA

Znacie ich odpowiednio jako dziwacznego, fajnego i niepokornego.

Ten pierwszy – Guillermo Del Toro – twórca Hellboya i Labiryntu Fauna, zaprosił właśnie ekipę Conana O’Briena na małą wizytę w swoim legendarnym Bleak House, czyli drugim domu służącym za przechowalnię różnego rodzaju filmowych pamiątek, artów, książek, figurek i innych rzeczy, niekiedy pochodzących wprost z planu. Warto zerknąć okiem na to, co w jakiś sposób definiuje nie tyle styl, co charakter reżysera.

Drugi filmowiec – znany jako kreator trylogii Cornetto i niedoszły reżyser Ant-Mana – Edgar Wright postawił z kolei na internet, podając do wglądu listę swoich ulubionych filmów, czyli także coś, co niejako jego i jego karierę napędza. Nie byłoby w tym nic niezwykłego (wszak takich list widzieliśmy już sporo), gdyby nie fakt, iż Wright nie ograniczył się do jakichś marnych dziesięciu lub dwudziestu tytułów, tylko zapodał ich aż… tysiąc. Wszystkie opatrzone odpowiednimi zdjęciami i ułożone chronologicznie można zobaczyć TUTAJ. Miłej lektury!

Z kolei Werner “Grizzly Man” Herzog w swoim stylu wypowiedział się na temat niezwykle popularnego ostatnio Pokemon Go. Poniżej wyciąg z wywiadu dla The Verge:

Słyszał pan o Pokemon Go?

Nie.

To jest…

Nie wiem co to Pokemon Go i wszystkie te inne rzeczy…

No więc to…

Gadasz z kimś, kto po raz pierwszy użył telefonu w wieku 17 lat. Z kimś, kto nie posiada komórki, chociażby ze względów kulturowych.

Jasne.

To powiedz mi o tym Pokemon Go. Co tam się dzieje?

To tak naprawdę pierwszy mainstreamowy program rzeczywistości rozszerzonej. Gra, w której cały świat jest zaznaczony na mapie i poruszasz się w niej za pomocą GPSa w telefonie. Chodzisz po prawdziwym świecie i usiłujesz złapać takie małe stworki, które kolekcjonujesz. Wszyscy w to grają.

Czy ta gra ci mówi, że jesteś tu, w San Vicente, blisko Bulwaru Zachodzącego Słońca?

Taa, to coś na modłę Google Maps.

Ale co ten pokemon robi na tym rogu?

Możesz go złapać. To całkowicie wirtualne. I proste, ale zarazem składające się z informacji zakorzenionych w świecie rzeczywistym, ale egzystujących jakby nad nim.

Więc kiedy dwie osoby poszukujące pokemona wpadną na siebie na rogu Sunset i San Vicente dochodzi do przemocy? Morderstwa?

Walczą, ale wirtualnie.

A czy walczą naprawdę?

Nie…

Czy odgryzają sobie wzajemnie ręce? Dochodzi do rękoczynów?

Pomiędzy ludźmi czy…

Tak, jeśli dochodzi do spotkania z kimś innym, muszą w tym uczestniczyć prawdziwi ludzie.

Cóż, to interesujące, ponieważ jest już mnóstwo anegdot o ludziach, którzy grając w grę wpadli na przykład na swoich sąsiadów, których nigdy wcześniej nie spotkali. Kiedy wyszli na zewnątrz łapać pokemony okazało się, że łączy ich podobne zainteresowanie i zaczęli ze sobą rozmawiać.

Musiałbyś dać mi komórkę, której i tak nie będę używał, i choć nie mam pojęcia o co chodzi i tak nie odczuwam potrzeby rozgrywki.

Nie, ale można sporo poczytać na ten temat… Koniec końców wydaje się to być dowodem na to, jak łatwo ludzie akceptują rzeczywistość rozszerzoną w swoim życiu, w przeciwieństwie do tej wirtualnej.

Taa, ale takie rzeczy są bardzo efemeryczne, pojawiają się i znikają.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA