Jeśli istniałaby kategoria oscarowa za najlepsze pojedyncze ujęcie, to powyższy kadr z filmu Larsa Von Triera, powinien nie tylko dostać złotego rycerza w roku 2019, ale i nagrodę specjalną za najpiękniejsze… sam nie wiem, ujęcie dekady? Co by nie mówić o Domu, który zbudował Jack, że kontrowersyjny, niepotrzebnie i przesadnie brutalny, że Lars Von Trier skończył się na Kill 'Em All… (zapędziłem się), ujęcie w slow motion przedstawiające wędrówkę przez piekło to małe dzieło sztuki i jak dla mnie jedna z najpiękniejszych palet kolorystycznych, jakie widziałem w kinie w ogóle. Powyższe ujęcie to filmowa wariacja na temat obrazu Barka Dantego z 1822 roku, autorstwa Eugène’a Delacroix, przedstawiającego Dantego i Wergiliusza wędrujących przez piekło; Lars Von Trier w miejsce Dantego wstawił odzianego w czerwoną szatę Jacka. A poniżej rzeczony obraz Barka Dantego.
Było w historii X muzy kilka prób wiarygodnego przedstawienia eksplozji termonuklearnej. Wrażenie robiła robota ekipy Jamesa Camerona z Terminatora 2, wybuchu nuklearnego cudem unikał John Connor w Terminatorze: Ocalenie, niezgorszą zagładę ludzkości mogliśmy oglądać w prologu Terminatora: Genisys, a swoją wizję wielkiego grzyba zaprezentował także Steven Spielberg w czwartej odsłonie przygód Indiany Jonesa. I choć wszystkie powyższe eksplozje robiły niezłe wrażenie (Indy w lodówce już mniejsze), w roku 2017 przyszedł David Lynch ze swoim nadwornym operatorem Peterem Demingiem (Martwe zło II, Zagubiona autostrada, Dom w głębi lasu) i dosłownie zmiótł konkurencję z powierzchni ziemi genialnymi zdjęciami do trzeciego sezonu Twin Peaks. Wisienką na torcie pozostaje powyższy kadr, jedyny w tym zestawieniu powstały komputerowo, ale nie mogłem się oprzeć, by go tu nie wyróżnić. Mamy tu powolny najazd kamery na rosnący atomowy grzyb, piękne kontrasty między jasnością eksplozji a roztaczającym mrok dymem i kurzem, wspaniałą grę światłocieni, a wszystko to w czarno-białej tonacji, która odzierając czerwono-pomarańczowy ogień eksplozji z koloru, paradoksalnie dodała przerażającemu spektaklowi dawki nieokreślonej grozy, tajemnicy i niepokoju. Znakomity przykład na to, że kreatywnie zastosowane CGI wciąż potrafi zapierać dech w piersiach.
Kino Andrieja Tarkowskiego, podobnie jak dzieła Stanleya Kubricka, charakteryzuje się przemyślanymi i dopieszczonymi kadrami. Można by długo wymieniać niezapomniane i niesamowite ujęcia z takich filmów Tarkowskiego jak Zwierciadło, Nostalgia, Andriej Rublow czy Ofiarowanie. W 2020 roku przerobiłem od deski do deski całą filmografię radzieckiego mistrza kina, niektóre filmy sobie przypominając, inne oglądając po raz pierwszy (Dzieciństwo Iwana, Nostalgia, Andriej Rublow), i pozostaję pod ogromnym wrażeniem większości tytułów. Nie podszedł mi jedynie Solaris, który jest w moim odczuciu najmniej… tarkowski. Wracając do tematu, czyli najpiękniejszych ujęć, najlepszym przedstawicielem genialnego oka reżysera oraz operatora Aleksandra Knyazhinskiy’ego jest powyższe ujęcie ze Stalkera, jak dla mnie filmu najpiękniej sfotografowanego spośród wszystkich tytułów z filmografii mistrza. Gra światłocieni na niepokojąco uformowanych kupach piasku, centralne kadrowanie i trzy postacie umieszczone w centrum – proste, a jakże piękne! Nawet nie znając enigmatycznej fabuły Stalkera, każdy stwierdzi, że z tego kadru wyziera niesamowitość i czająca się gdzieś poza ekranem niezgłębiona tajemnica. Ciekawostką jest, że przy Stalkerze pracowało aż trzech operatorów, jednak zdjęcia wykonane w roku 1977 przez Georgya Rerberga uległy w większości zniszczeniu (choć jak wieść niesie, to sam Tarkowski niezadowolony z efektu miał zniszczyć taśmy), a zatrudniony na miejsce Rerberga Leonid Kalasznikow nie został nawet wymieniony w napisach końcowych.
Zakochałem się w tym kadrze już w momencie, gdy zobaczyłem go na jednym z pierwszych teaserów Blade Runnera 2049, i od tej chwili byłem spokojny o sequel mojego ukochanego klasyka z 1982 roku. Postać głównego bohatera ukryta jest w cieniu, a kontury jego sylwetki rysują padające z tyłu światła futurystycznych pojazdów. Choć nie widzimy twarzy antagonisty, wiadomo, że to tytułowy łowca, świadczy o tym płaszcz 3/4 oraz wysoki, postawiony kołnierz. Skojarzenia z ubiorem Ricka Deckarda z oryginalnego Łowcy androidów nasuwają się same. Doceniam zdjęcia Rogera Deakinsa z takich filmów jak To nie jest kraj dla starych ludzi, Droga do zatracenia, Sicario (tu szczególnie!) i wielu wielu innych, ale jego praca przy BR2049, gdzie wspiął się na wyżyny swojego kunsztu, zrobiła na mnie największe wrażenie, no i przyniosła Deakinsowi (po 13 nominacjach!) upragnionego Oscara. No dobra, przyznaję, że biłem się z myślami, czy bardziej podoba mi się powyższe, czy poniższe, jakże minimalistyczne ujęcie, w swojej prostocie równie wspaniałe.
Stanley Kubrick chciał, aby jego Barry Lyndon przypominał XVIII-wieczne malarstwo. Reżyser wraz z operatorem Johnem Alcottem inspirowali się obrazami Thomasa Gainsborougha i Williama Hogartha. Film, który za zdjęcia zasłużenie nagrodzono Oscarem, w całości nakręcony został przy wykorzystaniu naturalnego światła, co możliwe było dzięki wykorzystaniu niezwykle jasnych obiektywów stworzonych dla… NASA. I choć z Barry’ego Lyndona w pamięci najbardziej pozostają słynne sceny gry w karty oświetlone tylko płomieniami świec, nie należy zapominać o cudnej urody ujęciach plenerowych, tych w pałacowych wnętrzach, oraz o pięknie skomponowanej sekwencji pojedynku tytułowego bohatera z Lordem Bullingdonem. Przyznacie jednak sami, że powyższe ujęcie Barry’ego Lyndona, śpiącego w towarzystwie równie co on zmęczonych uczestników przyjęcia, jest najpiękniejszym, najbardziej malarskim kadrem z historycznego fresku twórcy Mechanicznej pomarańczy. Piękne, żywe kolory, pieczołowicie rozplanowane usadzenie bohaterów ujęcia, kompozycja według zasady złotej spirali, no i to niesamowite światło boczne wpadające przez okno. Całość wygląda jak żywcem wyjęta z XVIII-wiecznego obrazu. I nie dziwne, wszak inspiracją do tego właśnie ujęcia był obraz wspomnianego powyżej Williama Hogartha pt. The Tête à Tête.
Zestawienie zamyka bodaj najpiękniejszy detal w historii kina (tylko zbliżenie na pierścień na łapie Saurona może tu stanowić konkurencję), czyli ujęcie oka wypełniającego cały kadr, z otwarcia mojego ukochanego Łowcy androidów. Ostrzenie na oko, o którym wspominałem we wstępniaku, nabiera tu zupełnie nowego znaczenia! Zbliżenie kamery graniczące z przesadą, odbijające się w źrenicy światła Los Angeles A.D. 2019 i ogień buchający z kominów to małe arcydzieło, jeden z najbardziej charakterystycznych kadrów w historii kina i – jak dla mnie – wizualna wizytówka kultowego klasyka, czy jak kto woli klasycznego kultowca Ridleya Scotta, pełnego na każdym kroku równie pięknych ujęć. Brak choćby nominacji do Oscara dla genialnych zdjęć Jordana Cronenwetha (Odmienne stany świadomości, Stan łaski) to jedna z największych wtop Akademii Filmowej. W tamtym rozdaniu Oscara za zdjęcia otrzymał Gandhi, a zaszczytu nominacji dostąpiły m.in. E.T., Okręt oraz Wybór Zofii i Tootsie. O ile zdjęcia do Okrętu naprawdę dawały radę, a jedno z ujęć z E.T. stało się ikoniczne, to niech mi ktoś wskaże równie pamiętne, kultowe, piękne ujęcia w Wyborze Zofii, Tootsie czy Gandhim.
A jakie ujęcia Was zachwyciły i szczególnie zapadły Wam w pamięć?