The Shadow Line (krótka piłka)
“Krótka piłka” to debiutująca na stronie KMF nowa forma recenzji, która niekoniecznie jest recenzją 🙂 Nie jest też artykułem, ani analizą na temat. Czym więc jest?
Na naszym Forum, na które zagląda regularnie kilkaset osób dziennie, pojawiają się przeróżne wątki na temat filmów, seriali, zjawisk – i z tej bazy chcemy regularnie korzystać, tym bardziej, że są to często ciekawe opinie o nietuzinkowych produkcjach, które zasługują na rozgłos. “Krótka piłka” to więc swego rodzaju podsumowanie dyskusji, zebrane w jednym miejscu różnego typu spostrzeżenia, opinie, oceny.
Przed Wami pierwsza odsłona cyklu, który będzie pojawiał się na stronie co jakiś czas, w miarę regularnie. O “The Shadow Line”, serialu prosto z BBC, w Polsce znanym pod tytułem “Na granicy cienia”.
BezcelowyAlbatros:
Nie pamiętam już gdzie, na jakiejś stronie, pośród komentarzy skupiających się głównie na psioczeniu na zakończenie sezonu pierwszego “The Killing” natrafiłem na rekomendację serialu produkcji BBC, pod tajemniczo brzmiącym tytułem “The Shadow Line”. Nie była to rekomendacja, ot tak z kosmosu, wytrzaśnięta, bo jest to również serial kryminalny, różniący się od “The Killing” przede wszystkim tym, że jest historią zamkniętą w siedmiu około godzinnych epizodach, czyli mamy tu do czynienia z tradycyjną brytyjską mini-serią.
Po pierwszym epizodzie wygląda to tak: gruba ryba, albo jak kto woli, szef wszystkich szefów światka przestępczego, wychodzi na wolność w dość nietuzinkowych okolicznościach, mianowicie zostaje królewskie ułaskawienie. Jest to rzecz wręcz bezprecedensowa, bo wcześniej taki zaszczyt kopnąć mógł niemal tylko i wyłącznie były więźniów politycznych. Boss wychodzi, ale ma pecha, bo od razu dostaje kulkę w łeb i w takich okolicznościach poznajemy jego, początek “The Shadow Line” i zajebistego konstabla, który prawie całą zagadkę rozgryza w zajawce. I gdyby chciał, to sam by śledztwo pewnie ze trzy razy szybciej skończył. No, ale on ma inne plany…
A więc punkt wyjściowy jest taki – wychodzi boss (dlaczego za ułaskawieniem?), dostaje kulkę w łeb (od kogo?). Sprawców szuka nie tylko policja, ale i druga strona, czyli cała reszta podziemnej braci, która została nagle pozbawiona głowy, podpory, czy czego tam jeszcze. Z jednej strony mamy szurniętego bratanka zamordowanego, z drugiej policjanta, cierpiącego na zanik pamięci, który wraca do służby po jakimś tajemniczym zdarzeniu, o którym nie wie widz, ani najwyraźniej sam poszkodowany…
Pierwszy epizod urzekł mnie surowym, gęstym, a przy tym niemal sterylnym klimatem, świetnie się zapowiadającą intrygą – ci, co widzieli całość chwalą jeszcze bardziej i mówią, że to jedno z najlepszych rozwiązań w historii tego typu, ja wiem?, seriali? kina? – nietuzinkowymi, charakterystycznymi postaciami i bardzo dobrymi dialogami, które mogą się niektórym nie podobać, ale ja na przykład lubię, kiedy np. dwóch przedstawicieli światka przestępczego rozmawia półsłówkami, o tym, o czym tylko oni wiedzą a widzowi nic do tego, jak chce, to niech się domyśla (oczywiście z czasem i tak się dowiemy, nie?).
Zabiegi, które w jakiś sposób mają zaskoczyć widza, opierają się na dość prostych schematach, ale realizacja poszczególnych scen, w których dochodzi do kluczowych wydarzeń, budowanie napięcia, dialogi i dopięty do ostatniego szczegółu scenariusz, sprawiają, że człowiek siedzi i dosłownie chłonie to, co stworzyli twórcy “The Shadow Line”. Końcówka mocno pesymistyczna (to nie spojler). Zresztą, czy mogło się to inaczej skończyć? Raczej nie. Jednej tylko rzeczy żałuję: że serial był tak krótki (7 godzinnych odcinków).
Mental:
Nie będę się tu wielce produkował, powiem tylko, że serial TRZEBA OBEJRZEĆ, bo jest fenomenalny. 7 odcinków po 60 minut o tym, jak brytyjska agencja ochroniarska zwana The Police ustawia narkotykowe biznesy i przy okazji pierze gigantyczną forsę. Seria stanowi zamkniętą całość, bez happy endu: to strasznie ponura i mroczna historia, rewelacyjnie nakręcona i zagrana. Jak bedziecie oglądac, zwróćcie uwagę na kolesia o ksywie Gatehouse – facet jest trill ass nigga, nie do za***, jak powiedział o nim jeden z detektywów “od czasu Borgiów nie było w Europie takiego skurwiela”. 10/10
Glut:
Żeby sobie ktoś nie pomyślał, serial nawet nie siedział obok słowa “realizm” w autobusie. Niektóre akcje są nieomal prison-brejkowe, ALE pomijając to – WOW. Został mi jeden odcinek do końca i jestem absolutnie zmasakrowany. Bohaterowie, którymi można by obdzielić 10 pełnometrażowych produkcji, pieczołowicie przygotowana intryga, masa twistów i cliffhangerów, wszystko wizualnie na dyszkę. No i to co mnie najbardziej zaskakuje – to chyba jedyna (obok „The Sopranos”) produkcja sensacyjno/policyjno/gangsterska, w której ogląda się tak dobre wątki obyczajowe. Kilka scen z chorą na alzheimera żoną bossa narkotykowego podnosi ciśnienie bardziej niż akcje z broczącymi krwią mafiozami.
Jarod:
A propos „realizmu”. Bo i ten serial nie jest realistyczny – on jest “komiksowy”. Jeżeli za komiksowość przyjmiemy żonglerkę określonymi, przerysowanymi nieco motywami – z tym, że tutaj nie popada to w pastisz ani żadną zabawę konwencją. W sumie moje najbliższe skojarzenie to „Payback” z Melem Gibsonem. Widać że reżyser i scenarzysta w jednej osobie jest pasjonatem gatunku (gatunków) i buduje historie z ulubionych przez siebie klocków – “na poważnie”, ale często wyczuwałem swoisty uśmiech porozumienia zza kadru – najbardziej chyba w scenie konfrontacji w sklepie zegarowym.
desjudi:
BBC. Brytyjska telewizja publiczna. Jak oni to robią?! Klimat niczym dobra, gęsta czernina. Mistrzowsko budowane napięcie, niejednoznaczna narracja, ciągły niepokój w powietrzu, niepewność co do chyba wszystkiego i wszystkich. Jest w tym serialu coś fascynującego, jak w żadnym innym. Już dawno nie widziałem produkcji tak odmiennej, tak innej. Cholernie dziwny serial. Jakbym miał go do czegoś porównać to już raczej do „Twin Peaks”, nie do „The Wire”. Wybitny? Tego oczekiwałem po dość dużym hajpie. Tego nie ma, ale to dobry, wyjątkowej urody serial. Nie podejdzie każdemu, ale czy musi?
Wujo444:
WOW. Czy to najlepsza premiera roku? „Gra o tron” była zajebista, ale to raptem wstęp do właściwej jazdy, „American Horror Story” i „Homeland” dopiero przede mną, ale…Brytyjczycy postawili poprzeczkę tak wysoko, że wątpię w jej pokonanie. Serial jest genialny, gęsty jak smoła i tak samo ciemny. Gatehouse, Jay Wratten, Glickman i Bede – to kwartet nie tylko genialnie napisanych ale i zagranych postaci, które napędzają uniwersum. Świetna fabuła, kapitalne, szybkie dialogi. Co mi się niezmiernie podobało to zdjęcia: często skupiające się na detalach, na rękach bohaterów, którzy w stresie gdzieś coś ruszają, czegoś szukają – zachowują się jak ludzie, a nie jak grający aktorzy. Najlepszy odcinek? Szósty. 10/10
Dillu:
Mocny, oleisto mroczny, wciągający, smutny. Warto.