TEORIA WIELKIEGO PODRYWU – jedna z najdroższych produkcji telewizyjnych w historii!
Gdy mowa o najdroższych serialach w historii, na myśl przychodzą nam raczej wielkie produkcje kostiumowe, serie napakowane gwiazdami bądź te, przy których stworzeniu potrzebna była cała armia grafików komputerowych – i tak poniekąd jest. Na liście zobaczylibyśmy zapewne takie tytuły jak Rzym, Przyjaciele, Ostry dyżur czy Gra o tron, jednak w czołówce jest też pewien niepozorny sitcom – Teoria wielkiego podrywu.
Podobne wpisy
Mogłoby się wydawać, że w dobie zmasowanego ataku platform streamingowych na nasze umysły nie da się już stworzyć serialu, który przyciągnąłby przed telewizory takie rzesze fanów, jak robili to choćby kultowi Przyjaciele. I jest to po części prawda: w końcu teraz telewizor zupełnie nie jest nam do oglądania potrzebny (taki tam żarcik), jednak większym problemem w tym przypadku zdaje się nagromadzenie produkcji serialowych, których po prostu nie jesteśmy w stanie obejrzeć. Mamy do czynienia z prawdziwym boomem na tę formę wizualnej rozrywki. Ilość seriali przekracza możliwości przeciętnego człowieka, a to zmusza nas do wybierania. Efekt? Nawet tak popularna Gra o tron, nie jest w stanie przekroczyć liczby dziewięciu milionów widzów*. Na całym zjawisku tracą także starsze tytuły, które na rynek wchodziły jeszcze przed wybuchem epidemii binge-watching. Nie dotyczy to jednak wszystkich…
6 maja 2004 roku telewizja NBC wyemitowała ostatni odcinek serialu Przyjaciele, kończąc tym samym piękną, trwającą niemal dekadę epokę. Sitcom, którego średnia oglądalność na przestrzeni lat wynosiła dwadzieścia pięć milionów widzów, miażdżył konkurencję i właściwie po dziś dzień cieszy się olbrzymią popularnością na całym świecie. Zakończenie jego emisji pozostawiło jednak olbrzymią wyrwę, którą usilnie starały się zapchać inne serie. Najbliżej (w sensie tematycznym) zdawała się być produkcja konkurencyjnej stacji CBS – Jak poznałem waszą matkę – której emisję rozpoczęto rok później. I poniekąd spełniła ona swoje zadanie, jednak na przestrzeni dziewięciu sezonów jej oglądalność wahała się gdzieś między siedmioma a trzynastoma milionami widzów. Nieoczekiwanie jednak pojawił się ktoś inny, kto osiągnął znacznie lepszy wynik – Teoria wielkiego podrywu.
Serial o grupie naukowców z Uniwersytetu w Pasadenie wszedł na rynek z przytupem – średnio 8 310 000 milionów widzów pierwszego sezonu było dla twórców dużym zaskoczeniem. Teoria wielkiego podrywu jest bowiem produkcją, która opiera się na specyficznym poczuciu humoru, o próbie przemycania naukowych zagadnień nie wspominając. Za jej powstanie odpowiadają: scenarzysta Chuck Lorre (Roseanne, Dharma i Greg, Dwóch i pół) i producent Bill Prady (Dharma i Greg, Kochane kłopoty) oraz cała masa reżyserów, którzy przewinęli się przez plan zdjęciowy przez ostatnie dziesięć lat. Jeszcze większy szok może wywołać fakt, że wspomniany wynik jest jak dotąd najgorszym osiągnięciem TBBT. Z biegiem lat audytorium znacząco się poszerzało, a ostatnie trzy serie niemal dobrnęły do – zdawałoby się nieosiągalnej – granicy dwudziestomilionowej widowni, jaką cieszyli się Przyjaciele!
Także obecnie trwający, dziesiąty sezon, cieszy się dużą popularnością. Tym bardziej zaskakiwał fakt, że Warner Bros. Television (notabene: ten sam producent, co w przypadku Przyjaciół) nie informuje o planach kontynuacji serialu. Podczas gdy fani z niecierpliwością wyczekiwali dziewiętnastego odcinka (z dwudziestu czterech), w końcu pojawił się komunikat: Teoria wielkiego podrywu zostanie przedłużona! Zdaje się więc, że twórcy i – przede wszystkim – producenci postanowili nie popełnić tego samego błędu, który trzy lata temu, między siódmym a ósmym sezonem, zakończył się sporem z aktorami i opóźnieniem w produkcji.
*WSZYSTKIE DANE NA TEMAT OGLĄDALNOŚCI POSZCZEGÓLNYCH SERIALI DOTYCZĄ RYNKU AMERYKAŃSKIEGO