Teksański międzygwiezdny wagabunda
Ostatnie kilkanaście miesięcy były bardzo pracowite zarówno dla Matthew McConaugheya, jak i Christophera Nolana. Ten pierwszy zaliczył udane występy w trzech filmach, kontynuując trwające już kilka lat konsekwentne próby zerwania z wizerunkiem uśmiechniętego lowelasa w hawajskiej koszuli. Ten drugi natomiast domknął swoją trylogię Mrocznego Rycerza, pomógł Zackowi Snyderowi w realizacji nadchodzącego “Man of Steel” oraz rozpoczął przygotowania do swojego najnowszego, autorskiego projektu.
A powodem, dla którego w ogóle wspominam o tej dość nietypowej parze, są plotki, jakoby ten pierwszy miał dostać propozycję wzięcia udziału w filmie tego drugiego. INTERSTELLAR Christophera Nolana zaczyna nabierać rozpędu po tym, jak na koniec przyszłego roku wyznaczona została data premiery i – według źródeł z Deadline – McConaughey miał otrzymać od Nolana propozycję głównej roli.
Jak ze wszystkimi filmami brytyjskiego jankesa, produkcja objęta jest tajemnicą. O samym projekcie nie wiadomo wiele, oprócz tego, że opowieść ma być “heroiczną, międzygwiezdną wyprawą do najdalszych granic naszego naukowego poznania”, a scenariusz napisany przez młodszego z braci Nolan – Jonathana – inspirowany był teoriami amerykańskiego fizyka Kipa Thorne’a, który uważa, że nieregularności czasoprzestrzeni (ang. wormholes) można wykorzystać do podróży w czasie. Scenariusz powstał już w 2006 roku i pisany był z myślą o Stevenie Spielbergu, jednak gdy ten zrezygnował z projektu po latach odkładania go “na później”, temat został podjęty (i nieco zmodyfikowany) przez starszego Nolana. Jonathan Nolan jest autorem opowiadania “Memento Mori”, na którym Christopher oparł swój świetnie przyjęty, kinowy debiut – “Memento”. Bracia współpracowali ze sobą również nad scenariuszami “Prestiżu” oraz dwóch ostatnich “Mrocznych Rycerzy”. Jonathan Nolan jest także jednym ze scenarzystów serialu “Person of Interest”.
Biorąc pod uwagę posuchę informacji, ciężko jest na tym etapie powiedzieć o filmie coś konkretnego. W tej chwili gdybania na temat “Interstellar” w większym stopniu opierają się na dotychczasowej filmografii Nolana i jego reżyserskich upodobaniach niż konkretnych informacjach o samym filmie. Są jednak powody, by być nastawionym optymistycznie. Czarne dziury, podróże w czasie, kosmos – ta soczysta tematyka, wydaje się skrojona pod Nolana. Piaskownica, która pozwali reżyserowi wykorzystać wszystkie swoje zabawki, bez ograniczania się pracą w medium tworzonym wcześniej przez dziesiątki innych autorów oraz zaprzątania sobie głowy oczekiwaniami fanów. Możemy spodziewać się oryginalnego blockbustera z nieliniową narracją, sugestywnymi, pobudzającymi wyobraźnię tematami i elementami sf wplątanymi w osobiste motywacje bohaterów. Poza tym, tego rodzaju rozgrywająca się w kosmosie, poruszająca hardcore’owe motywy science-fiction fabuła, utrzymana w atmosferze eksploracji i zadumy to coś, czego w dzisiejszej mainstreamowej fantastyce bardzo brakuje.
Wybór McConaugheya jako prowadzącego film był dla niektórych sporym zaskoczeniem i internet – będąc internetem – już podniósł rumor, naśmiewając się z nietypowego połączenia Nolanowskich klimatów i teksańskiej maniery aktora. Wielu najwyraźniej wciąż kojarzy McConaugheya głownie jako przystojniaka z loczkami i południowym akcentem, którego znakiem rozpoznawczym jest zdejmowanie koszuli w każdym filmie. Jednak ludzie ostro marudzili również wtedy, gdy Nolan rozpoczynał pracę z Ledgerem, Hathaway i Hardym, a wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Osobiście jestem entuzjastycznie nastawiony do wyboru McConaughey’a. Facet nieraz pokazał, że ma talent i czuje się dobrze w różnych konwencjach. Sprawdziłby się zarówno, gdyby miał przejąć pałeczkę od bohatera Leonardo DiCaprio, który w “Incepcji” skutecznie służył za przekaźnik melancholijnej fabuły i motywów filmu, jak i w przypadku, gdyby miał zagrać nieco bardziej charakterystyczną postać.
Jego ostatnie występy to przede wszystkim świetny obraz płatnego zabójcy w “Killer Joe” Williama Friedkina, ukrywającego się przed prawem skazańca w “Mud” Jeffa Nicholsa, czy chociażby założyciela klubu z męskim striptizem w ciepło przyjętym “Magic Mike” Soderbergha. Aktor nie stoi w miejscu i ciągle poszukuje nowych wyzwań. W tej chwili trwa postprodukcja aż czterech tytułów z udziałem McConaugheya, między innymi “Dallas Buyers Club”, na potrzeby którego aktor zrzucił blisko 20 kilogramów, by wcielić się w rolę chorego na AIDS. Zresztą, kto wie, może zdejmujący koszulę kowboj to właśnie ten element, którego filmom Nolana brakuje…
Wprawdzie na razie żadna umowa nie została podpisana, a sam zainteresowany nie odniósł się publicznie do informacji o udziale w projekcie, jednak wielu uważa, że jest to ubity interes. W końcu Deadline nie ma w zwyczaju publikowania tanich plotek, a na tym etapie mało kto odmówiłby Nolanowi. Jednak udział McConaugheya jest mniej oczywisty, niż może się wydawać. Aktor w czasach szczytu swej multipleksowej popularności sparzył się na kontaktach z mainstreamem, który przykleił mu łatkę mało poważnej “ładnej buzi”, desygnowanego leading mana w komediach romantycznych. I wprawdzie film Nolana to zupełnie inny kaliber niż dotychczasowe, hollywoodzkie projekty z McConaugheyem i oprócz dużych pieniędzy również spory prestiż, jednak aktor może ostrożnie podejść do idei podpisania kontraktu na blockbuster. I to nawet gdy oferuje tak duże możliwości.
Jeżeli McConaughey się nie zdecyduje, Nolan zawsze ma spadochron ratunkowy w postaci Michaela Caine’a, jestem pewien, że ten mu nie odmówi 😉 Jack Carter w kosmosie? Obejrzałbym.
Niezależnie od tego, czy w końcu dojdzie do współpracy miedzy tymi dwoma dżentelmenami, na każdy projekt Christophera Nolana czeka się z zaciekawieniem, a ten konkretny zapowiada się szczególnie soczyście. W miedzy czasie jest to dobra wymówka, by odświeżyć sobie “Kontakt”.