TAJEMNICE LAKETOP (TOP OF THE LAKE). Wiele hałasu o nic
Fabuła? Ocean wyrzuca na brzeg walizkę, w której zamknięto ciało dziewczyny, prawdopodobnie zamordowanej. Trzeba się dowiedzieć, kim była, co się stało i czy rzeczywiście została zamordowana. Detektyw Griffin musi dojść do tego sama, ale widzom pokazano to już w pierwszym odcinku. Tym bardziej frustrujące jest czekanie przez bite cztery odcinki, aż Griffin nareszcie odkryje tożsamość dziewczyny. A w tym czasie? Cóż, fabuła kręci się wokół przeszłości pani detektyw – przeszłości, która staje się jej teraźniejszością. Serial staje się raczej dramatem rodzinnym, sprawa kryminalna znów odchodzi w zapomnienie. Pojawia się co jakiś czas, owszem, ale wlecze się powoli, powolutku, powoluteńku…
Podobne wpisy
Bohaterowie? Nie. Wszyscy są denerwujący, nikt nie budzi sympatii, nikt nie jest ciekawy. Nie liczę Robin Griffin, choć i ona jakby nieco straciła urok. Ale z nowych postaci – a obsada jest właściwie całkowicie nowa – nie ma absolutnie jednej osoby, której chciałoby się kibicować. Jest grupa nerdów rzucających seksistowskimi komentarzami i żałośnie próbująca poderwać kelnerkę w lokalu, gdzie przesiadują; jest dysfunkcyjna rodzina z wyjątkowo irytującą nastolatką, matka swoją drogą w niczym jej nie ustępuje; jest jeszcze bardziej irytujący alfons, agresywny pozer, pseudoindywidualista; jest też niemożebnie drażniąca policjantka, nowa partnerka Robin, frustrująca swoim dziecinnym podejściem i głupimi zachowaniami. Już dawno nie widziałam zestawu tak nudnych bohaterów.
Aktorstwo? Otóż ciekawostka, także nie. Elisabeth Moss nadal jest dobra, ale nie błyszczy już tak, jak poprzednio. Pomyślicie pewnie, że Nicole Kidman na pewno pokazała, co potrafi. Otóż… nie za bardzo. Pokazała w pierwszym odcinku, w jednej scenie, a później odpuściła. I trudno ją winić – rola rozhisteryzowanej matki-lesbijki, jaka jej przypadła, nie stwarzała zbyt wielu możliwości. Prawdę mówiąc, mógłby zagrać tę rolę ktokolwiek, i nie odczułoby się większej różnicy. Zmarnowana szansa.
Tajemnice Laketop – a właściwie Sydney, bo tam przeniesiono akcję – przestały także ładnie wyglądać. Już nawet nie mówię, że operatorom udało się ani razu nie pokazać Sydney Opera House, a całość równie dobrze mogłaby się dziać w Helsinkach, Amsterdamie albo Warszawie. Znikł gdzieś ten rozmach, który było widać wcześniej. Bohaterka jeździ między jednym, drugim, trzecim domem, ewentualnie możemy ją oglądać w samochodzie. Znikły pomysłowe ujęcia, ładne, jakby przydymione barwy. Kadry są dość kolorowe, ale zwyczajne, przeciętne, nie przyciągają uwagi.
A głupot scenariuszowych, niewyjaśnionych historii albo porzuconych wątków jest tu jeszcze więcej. Na przykład, w świecie tego serialu, jeśli mężczyzna napada na Robin Griffin, próbuje ją udusić, a ona z nim walczy, zdobywa przewagę i w napadzie furii okłada metalowym prętem, podczas gdy całość nagrywają kamery, a strażnicy budynku śledzą wydarzenia na monitoringu, nie trzeba tego wątku ciągnąć. Mężczyzna po prostu znika z serialu bez słowa (choć na jego nadejście szykowano widzów przez dwa odcinki), a Robin wprawdzie z serialu nie znika, ale więcej na ten temat nie mówi. Nie wiemy nawet, czy którekolwiek z nich spotkały jakieś konsekwencje.
Nie mam problemu z powolnym prowadzeniem akcji, rezygnowaniem z szaleńczych pościgów i strzelanin na rzecz rozwijania postaci. Ale trzeba to robić z głową. Wątek kryminalny może być pretekstem fabularnym, ale musi być spójny. Tajemnice Laketop ignorują wszelkie prawdopodobieństwo, logikę, związki przyczynowo-skutkowe i podstawowe zasady prowadzenia narracji. Do tego w serialu zebrano wiele wątków, żadnemu z nich nie poświęcając więcej czasu. Mamy tutaj bowiem kazirodztwo, gwałt, handel narkotykami, handel kobietami, samobójstwa, chorych na raka, korupcję wśród policjantów, morderstwa oraz oczywiście sporo nagości i seksu – bo przecież, wybaczcie sarkazm, było za dużo scen dotyczących fabuły i trzeba było trochę wyciąć, żeby nie przytłoczyć widza galopującą akcją.
Nie spodziewałam się, że Tajemnice Laketop zrewolucjonizują telewizję albo gatunek kryminału. Spodziewałam się czegoś bardziej w rodzaju Broadchurch – które notabene bardzo lubię, a które o niebo lepiej poradziło sobie z oklepanym wątkiem małej społeczności poruszonej jakimś ważnym wydarzeniem oraz policjanta ze skomplikowaną przeszłością. Nawet po zmianie oczekiwań oglądało się z trudem. Temat, nawet jeśli trochę już zużyty i przerobiony na sto sposobów, naprawdę można było omówić lepiej, czego dowodem chociażby tegoroczne Wielkie kłamstewka (w których swoją drogą Nicole Kidman zagrała fantastycznie). Tymczasem Tajemnice Laketop to po prostu średni melodramat z cukierkowymi rozwiązaniami, ze wstawkami kryminalnymi, zdecydowanie niegodny tak wysokich ocen i pochwalnych recenzji.