REKLAMA
Ranking
NAJLEPSZE role w polskim kinie
REKLAMA
Szybka piątka #94
Jan Dąbrowski
- Janusz Gajos – Jasminum. Sympatyczny zakonnik dbający o to, by wszyscy mieli co jeść, a obejście było wysprzątane. Postać brata Zdrówko przewija się przez cały film ze swoimi prozaicznymi obowiązkami, kiedy wszyscy inni skupiają się na zagadnieniach metafizycznych. Najlepsza scena: Zdrówko podnoszący świnki do góry tak, by każda z nich mogła popatrzeć na niebo. Janusz Gajos nigdy nie był tak kochany, opiekuńczy i zarazem zabawny, a jego rola to jeden z wielu argumentów, by zobaczyć Jasminum.
- Jan Nowicki – Wielki Szu. Pierwsze skojarzenie – Jan Nowicki w eleganckim garniturze i kapeluszu, z brodą i ciężkim bagażem przeszłości. Ikoniczna dla tego aktora rola karcianego oszusta zawsze była mi bliska z dwóch powodów. Po pierwsze, film powstawał w pobliżu moich rodzinnych stron, a po drugie, zacząłem po nim bardziej zwracać uwagę na strój. Postać Szu łączy w sobie bogartowski cynizm i rdzennie polską przebiegłość. Szczególnie lubię sceny szkolenia młodego taksówkarza (Andrzej Pieczyński). Relacja mistrz – uczeń rozkwita, ale bohaterowie nie zostają przyjaciółmi. Szu do końca trzyma dystans do wszystkich, ceni sobie swoją prywatność i spokój, ale siadając do karcianego stolika, potrafi przemienić się w wilka w owczej skórze.
- Bogusław Linda – Psy. Ubek o dobrym sercu to kontrowersyjny pomysł na postać, tymczasem Bogusław Linda zagrał Franza tak, jakby nie było nic łatwiejszego na świecie. Od pierwszych scen – przesłuchania komisji i palenia akt – dostajemy o nim wystarczająco dużo informacji, by zdecydować o naszej sympatii względem Maurera. To wykształcony, doświadczony przez życie mężczyzna z zasadami, choć ma też swoje za uszami. Jest przy tym bardzo wrażliwy, choć skrzętnie ukrywa to pod maską twardziela. Chodź Psy kojarzą się przede wszystkim z „męskim kinem” kryminalnym i polityką, dla mnie to w dużej mierze historia o lojalności, przyjaźni i poszukiwaniu miłości. Zarówno twardego ubeka, jak i wrażliwego mężczyznę Linda zagrał bezkonkurencyjnie.
- Gustaw Holoubek – Lawa. O ile geniuszem Konwickiego było nadanie Wielkiej improwizacji współczesnych kontekstów, o tyle mistrzostwem Gustawa Holoubka była interpretacja Mickiewicza tak, by każde słowo miało swoją wagę. Twarz aktora w półmroku i jedno oko wpatrzone w widza wystarczą, by wywołać piorunujące wrażenie. Holoubek właściwie samym głosem i mimiką oddaje każdy niuans złożonej poezji Mickiewicza, a słowa wwiercają się w głowę z siłą udarowego wiertła. Tak proste sceny o tak dużej sile oddziaływania częściej zdarzają się w teatrze, za to w kinie sporadycznie. Tym cenniejszy jest nieodżałowany Holoubek w Lawie.
- Piotr Fronczewski – Konsul. Wskazanie najlepszej roli Piotra Fronczewskiego jest chyba niemożliwe, tak wiele świetnych występów ma na swoim koncie. W Konsulu fantastyczne jest to, jak płynnie przechodzi ze śmiertelnej powagi w rozbawienie. Filmowemu Wiśniakowi łatwo przychodzi żerowanie na ludzkiej naiwności i łatwowierności, a Fronczewski uosabia tę filozofię. Robi to z taką wprawą, a przy tym z takim urokiem, że nawet po zdemaskowaniu trudno go nie lubić, kiedy z rozbrajającą szczerością do wszystkiego się przyznaje.
Łukasz Budnik
- Andrzej Seweryn – Ostatnia rodzina. Rola dogłębnie przejmująca. Cała trójka aktorów wcielająca się w rodzinę Beksińskich wspina się tu na wyżyny (nie mam zarzutów do tego, jak pokazał się Dawid Ogrodnik), ale to właśnie Seweryn zachwyca najbardziej. Bawi, gdy rzuca komentarzami i jak dziecko cieszy się swoją kamerą, przykuwa całą uwagę, kiedy wypowiada się w ramach wywiadów, wprawia w smutek, gdy oglądamy jego cierpienie. Film Matuszyńskiego to bomba emocjonalna, a jej zapalnikiem jest właśnie Seweryn.
- Eugeniusz Bodo – Piętro wyżej. Charyzma, urok osobisty, znakomity śpiew, dystans do siebie i wyczucie komediowe. Cudownie sportretowane zakochanie, tak naturalnie i z wdziękiem. Od pierwszej do ostatniej chwili wierzyłem w jego uczucia. Czysta przyjemność płynąca z oglądania go na ekranie.
- Marian Dziędziel – Wesele. Niezmiennie mój ulubiony film Smarzowskiego, bardzo prosty w konstrukcji, ale dzięki temu niezwykle wciągający (zamknięcie fabuły w ciągu jednej weselnej nocy to strzał w dziesiątkę). Śledzenie poczynań bohatera Dziędziela i kolejnych porażek przez niego ponoszonych jednocześnie bawi i przeraża, również dzięki fenomenalnej kreacji aktora, do którego z jednej strony czuje się obrzydzenie, z drugiej pewną dozę współczucia. Kolega Maciek pisał w kontekście roli Dziędziela w Domu złym, że wręcz nie wygląda, jakby aktor grał – tu jest dokładnie tak samo.
- Janusz Gajos – Żółty szalik. Za najbardziej sugestywne ukazanie uzależnienia od alkoholu, jakie widziałem na ekranie. Perfekcyjna, przejmująca rola, absolutnie niosąca całość filmu. Trudno oderwać wzrok, trudno nie współczuć.
- Agata Kulesza – Róża. Kolejny film Smarzowskiego w tym zestawieniu i nic dziwnego, bo jeśli można być pewnym jednej rzeczy w jego filmografii, to właśnie świetnego aktorstwa całej ekipy. Czasem trafi się rola wybitna i taką właśnie jest ta Agaty Kuleszy w Róży, filmie cholernie trudnym i ciężkim w odbiorze. Ileż ta kobieta potrafi przekazać jednym tylko spojrzeniem! Nie potrzeba wielu słów, gdy cały ból, cierpienie i doświadczenia wyrażane są oczami. Ogromny szacunek.
REKLAMA