REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #71. Najdziwniejsze sceny w normalnych filmach
REKLAMA
Znacie to? Oglądacie jakiś film i nagle jesteście świadkami tak oderwanego i/lub nie pasującego do całej reszty momentu, że aż zaczynacie się zastanawiać, czy aby montażysta nie spłatał wam figla albo może operator projektora pomylił szpulę. Szybko okazuje się jednak, że to twórcy trochę za bardzo popłynęli ze swoim dziełem…
Jacek Lubiński
- Opętanie (1981) – owszem, cały film nie należy do normalniejszych, ale jego szaleństwo przez bardzo długi czas uwarunkowane jest obraną przez reżysera formą świata przedstawionego oraz jego atmosferą. Słowem: broni się, a w szaleństwie jest metoda. Zatem gdy w finale dochodzi nagle do mariażu psychologicznego horroru z czysto Hollywoodzkim… kinem akcji cała ta misternie budowana otoczka przepada. Sam Neill a la Jason Bourne, niezdarnie wybuchające auta i strzelaniny wyglądają tak, jakby twórcy musieli się jakoś rozliczyć przed producentami z budżetu. Ale ogląda się je koszmarnie.
- Butch Cassidy i Sundance Kid – wiadoma scena z piosenką zawsze wzbudzała u mnie poważne wątpliwości. Zwłaszcza, że to jedyna taka sekwencja w całym filmie, który pod każdym innym względem jest normalnym westernem przygodowym. Skąd zatem w ogóle pomysł, by wpleść do fabuły wstawkę czysto musicalową? Po Oscarowym sukcesie piosenki chyba nigdy się nie dowiemy.
- Lśnienie – jeszcze jedna produkcja nie wolna od dziwacznych pomysłów, które w większości są odpowiednio zakorzenione w fabule. Moment, w którym w jednym z pokoi natykamy się na dwóch mężczyzn w trakcie seksualnego aktu, a jeden z nich odziany jest w psi kostium, to dokładnie ta chwila, w której Kubrick odrobinę się zagalopował. Dziwaczny fragment, którego nie da się odwidzieć.
- Zdarzenie – ten nie do końca udany horror także zawiera w sobie kilka scen, na które zareagować można jedynie mocnym zdziwieniem. Shyamalan przeskoczył jednak rekina w momencie, w którym zebrani w barze, zdenerwowani i zdezorientowani wydarzeniami ostatnich godzin bohaterowie bez słowa sprzeciwu, jak jeden mąż zasiadają do oglądania na smartfonie jeszcze jednego kuriozalnego nagrania śmierci samobójczej, na którą składa się wejście faceta do klatki z lwami. Nawet pomijając tak zwane wyczucie, całość jest zmontowana i zapodana w wyjątkowo beznamiętny sposób, co tylko bardziej podkreśla jej dziwaczność.
- Adwokat – paradoksalnie retrospekcja miłosnej przygody z autem jednego z bohaterów, to najśmieszniejsza i zarazem najlepsza scena całego filmu. Sęk w tym, że pasuje do ogółem poważnej, mocno surowej fabuły jak pięść do nosa.
Tomasz Raczkowski
- Niebo nad Paryżem – francuski komediodramat z 2008 roku to klasyczny, nieekstrawagancki film skoncentrowany na obyczajowości przedstawionej w realistycznej konwencji. Treść ani formalny koncept filmu w żaden sposób nie uzasadniają dziwacznej (i paskudnej) sceny snu jednego z bohaterów, zrealizowanej przy użyciu topornej komputerowej animacji. Scena jest tym dziwniejsza, że wątek śniącego jest bardzo poboczny i dość szybko się kończy, przez co właściwie jedynym jego wyróżnikiem jest właśnie ta wprawiająca w osłupienie scena.
- Killing Them Softly – film Andrew Dominika nie jest być może najbardziej konwencjonalnie zrealizowanym obrazem, ale generalnie trzyma się leniwej, surowej estetyki kryminalnej akcji w “brzydkiej Ameryce”. Bardzo szybko jednak australijski reżyser raczy widza odjechaną wizualnie sceną w której dwójka bohaterów oddaje się narkotykowej ekstazie. Scena wydaje się tym dziwniejsza, że w momencie, gdy ją widzimy, spodziewamy się jeszcze bardziej mięsistej kryminalnej intrygi i przełamanie realistycznego tonu wprawia w niemałe zakłopotanie.
- Pula śmierci – OK, ostatni film z porucznikiem Callahanem jest już najmniej posępny i posiada wyraźne wątki ironiczne, ale wciąż jest to Brudny Harry – sensacyjna historia o twardzielu walczącym z przestępczością. Bohater Clinta Eastwooda przywykł do tego, że złoczyńcy nastają na jego życie, ale chyba nawet on nie spodziewał się, że w pewnym momencie postanowią zabić go za pomocą bomby ukrytej w zdalnie sterowanym aucie-zabawce. Ten moment to najdziwniejszy, absurdalny moment Puli śmierci, w którym weteran policji San Fransisco w dziwacznym hołdzie klasykom z lat 70. ucieka stromymi ulicami miasta przed rzeczonym samochodzikiem. Dźwięk napędu morderczego autka na długo zapada w pamięć i wzmaga tylko nierzeczywistość całej sytuacji.
- Zabójcza broń 3 – o tym, że grany przez Mela Gibsona Martin Riggs do końca normalny nie jest, Richard Donner przekonywał nas od samego początku pierwszej części kultowej serii. Jednak pod koniec pierwotnej trylogii Zabójczej broni wydawało się, że Riggs swoje szaleństwo oswoił i prawdziwy obłęd w jego zachowaniu zastąpiła przekora. Jednak gdy w trzeciej części cyklu Riggs zaczyna negocjować z rottweilerem i dzielić się z nim psimi chrupkami ciężko uwierzyć, w to, co się ogląda. Nawet wpisane w postać Riggsa szaleństwo nie do końca usprawiedliwia to zachowanie, które dodatkowo ucięte jest w mocno dwuznacznym momencie.
- Zapomniani – łatwo dziś wpisywać spektakularną, oniryczną i balansującą na granicy obsceniczności scenę snu młodego Pedro z Zapomnianych Luisa Buñuela w reprezentowany przez niego surrealizm i konsekwentną strategię twórczą. Jednak gdy w 1950 roku hiszpański reżyser pokazywał poruszający i brutalny portret meksykańskich slumsów jego renoma jako twórcy obrazów dziwacznych nie była tak ugruntowana (od ostatniego dzieła surrealistycznego jego autorstwa minęło dwadzieścia lat, a wcześniejsze filmy były interpretowane raczej w ramach realizmu). Wspomniana scena przełamuje przygnębiający naturalizm Zapomnianych, podkreślając głęboki dualizm wizji Buñuela, przy okazji nieprzygotowanych widzów wprawiając w zdumienie nagłym i radykalnym zaburzeniem konwencji.
Janek Brzozowski
- Psychoza – absolutnie nikt w 1960 roku nie był gotowy na scenę morderstwa pod prysznicem. Psychoza wydawała się być jedynie kolejnym przyzwoitym dreszczowcem z repertuaru mistrza suspensu aż do mniej więcej czterdziestej siódmej minuty trwania filmu, czyli momentu, w którym brutalnie zamordowana zostaje główna bohaterka odgrywana przez Janet Leigh. Po dziś dzień to rewolucyjne rozwiązanie fabularne zaskakuje i skutecznie dezorientuje widza.
- Funny Games – niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto spodziewał się słynnej sceny z pilotem od telewizora w roli głównej. Owszem, film Michaela Hanekego zdradzał symptomy bycia czymś więcej niż tylko zwyczajnym thrillerem (m.in. poprzez notoryczne burzenie czwartej ściany), ale to dopiero epizod z cofnięciem czasu za pomocą elektronicznego przyrządu wywrócił cały film do góry nogami. Naprawdę ciężko się zbiera po jego obejrzeniu szczękę z podłogi.
- Opiekun (2016) – sympatyczny, udany komediodramat? Do czasu. Wszystko układa się świetnie aż do momentu, w którym twórcy zdecydowali się popuścić nieco wodze wyobraźni i uznali, że scena sikania Trevora do najgłębszej dziury na świecie jest dobrym pomysłem. Niestety, epizod ten nie tylko nie śmieszy i nie przynosi upragnionego katharsis, ale przede wszystkim wprawia w widza w potworne zakłopotanie oraz wywołuje uczucie zażenowania. Szkoda, bo cała wcześniejsza część filmu jest naprawdę zabawna.
- Zawrót głowy – kolejny film Alfreda Hitchcocka, który znalazł się na mojej liście. Jeżeli chodzi o jego dzieło z 1958 roku, to mowa tutaj oczywiście o scenie koszmaru sennego Scootiego Fergusona (w tej roli znakomity James Stewart), która jest zupełnie oderwana stylistycznie od reszty filmu. Dominują w niej psychodeliczne, pulsujące, jaskrawe kolory mogące przyprawić co wrażliwszych widzów o nagły atak epilepsji lub tytułowy zawrót głowy. Bardzo dziwna, aczkolwiek niesamowicie hipnotyzująca scena.
- The Florida Project – dawno nic mnie tak nie zaskoczyło w kinie jak niezwykle ironiczne zakończenie obrazu Seana Bakera. Zdecydowanie wyróżniająca się na tle pozostałej części produkcji sekwencja finałowa pozostawia widza w kompletnym osłupieniu i sprawia, że o The Florida Project nie sposób zapomnieć. Warto obejrzeć ten film chociażby z jej powodu.
REKLAMA