search
REKLAMA
Ranking

Filmy, które TRUDNO nam było obejrzeć DO KOŃCA

REDAKCJA

19 sierpnia 2018

REKLAMA

Mikołaj Lewalski

  1. Botoks – nie wiem nawet, od czego zacząć. To jeden z dwóch najbardziej żenujących seansów, jakich doświadczyłem w kinie. Niewiarygodna prymitywność tego gniota i zanosząca się śmiechem po byle bluzgu widownia kompletnie mnie zszokowały – połowę czasu spędziłem z twarzą ukrytą w dłoniach. Fatalny scenariusz oraz montaż sprawiający wrażenie, jakby był dziełem przypadku, sprawiły zaś, że te dwie godziny z okładem dłużyły się bardziej niż leczenie kanałowe. Pierwszy raz w życiu chciałem wyjść z sali kinowej przed napisami końcowymi, a zostałem tylko dlatego, że nie chciałem narzucać decyzji o wyjściu swojemu kompanowi. Po filmie byłem po prostu wściekły.
  2. Kobiety mafii – to drugi ze wspomnianych wcześniej seansów. Do dziś nie potrafię pojąć poważnych recenzji, w których uznano ten paszkwil za nie najgorszy i lepszy niż Botoks. Czy jest to film mniej szkodliwy? Oczywiście, tutaj nikt nie wyjdzie z kina przekonany o tym, że do polskiego szpitala najlepiej się wybrać, jeśli chce się umrzeć. Ale co z tego, skoro to jeszcze głupszy i bardziej prostacki zlepek nie do końca powiązanych ze sobą scen niż poprzednie “dzieło” reżysera? Miałem kompletnie dość już w połowie, a na sali zatrzymał mnie recenzencki obowiązek. Owocem tej katorgi stał się najbardziej negatywny tekst, jaki kiedykolwiek napisałem – mam tylko nadzieję, że wspominani na plakatach filmu gangsterzy z grupy mokotowskiej nie połamią mi kiedyś gnatów.
  3. #WSZYSTKOGRA – ostatnimi czasy jednym z najbardziej popularnych angielskich słów w Internecie jest cringe. Używane jest ono na potęgę, a oznacza krzywienie się ze wstydu i zażenowania – idealnie podsumowuje też oglądanie tej poronionej próby nakręcenia musicalu. Wszechobecny kicz, kiepskie występy, idiotyczne dialogi idiotycznych bohaterów i fabularne bzdury to najcięższe grzechy tego potworka. Momentami można się zaśmiać ze szczególnie nieudolnych scen, ale nie jest to warte całego wstydu.
  4. Smoleńsk – tu chyba nie potrzeba jakiegokolwiek wyjaśnienia. Ostatni film nakręcony przez Antoniego Krauzego to produkcja fatalna pod każdym względem, ale to nie godna pożałowania realizacja czyni go tak złym. Piętnować należy przede wszystkim obrzydliwie propagandowy charakter tego dzieła, które jest wyłącznie tępym narzędziem w rękach wyznawców teorii o zamachu.
  5. Bogowie Egiptu – pierwszy film spoza Polski w tym zestawieniu jest zdecydowanie przyjemniejszy niż poprzednie tytuły. Beznadziejność tej produkcji miejscami czyni ją bowiem niezamierzenie zabawną. Jeśli nie rozśmieszą was tragiczne dialogi ani CGI rodem z gier na PlayStation 2, to z pewnością uda się to Gerardowi Butlerowi, którego postać jest tak przerysowana i przeszarżowana aktorsko, że złapiecie się za głowę. Niestety niemała część filmu jest niebywale nudna, dlatego samotny i trzeźwy seans w kinie był wypełniony głównie ziewaniem i łapaniem się za głowę w co durniejszych momentach.

Maciej Niedźwiedzki

  1. La La Land – to prawdziwy snuj (no i kurczę bezczelny plagiat Chico i Rity), kino o spacerowaniu i patrzeniu rozmarzonym wzrokiem gdzieś do przodu, powtarzaniu banałów o życiu i turystyczna reklama z LA LA Los Angeles. Mdli i nijacy bohaterowie zaplątani w jakieś… hmm… “perypetie”? – to i tak mocne słowo na tak dojmująco monotonny film. Nie ma za bardzo powodu, by kogokolwiek tu lubić, kibicować, kimkolwiek się przejmować. Po 45 minutach chciałem wyjść z kina. Czuję w tym filmie fałsz i robienie widza w konia. Niekreatywna, pozbawiona dramaturgii wydmuszka od Chazelle’a.
  2. Pod Mocnym Aniołem – dla mnie kino absolutnie przypadkowe. Miszmasz losowych scen, ustawionych w losowej kolejności, niewynikających i wpływających na siebie, uderzających w widza jedynie zbliżeniami na Więckiewicza, opróżniającego siódmą, piętnastą, czterdziestą butelkę wódki. Przez cały seans mówiłem do siebie: “okej, Smarzol wprowadza nas w klimat, zaraz zacznie opowiadać, iść przodu”. Niestety do tego nie doszło.
  3. Szepty i krzyki – z całej piątki najpewniej temu filmowi dałbym kolejną szansę, ale wciąż uważam, że Bergman przegiął. Ślamazarne tempo, gatunkowy ciężar, waga problemów, wystudiowane aktorstwo, powaga, podniosłość. To wszystko wymaga gigantycznego skupienia i koncentracji. Próbowałem raz, drugi, dzieliłem seans na kilka części. W końcu, jakimś cudem, udało mi się dobrnąć do napisów.
  4. Transformers: Zemsta upadłych – ciągłe transformacje, piski, wybuchy, pędząca kamera, eksplozje, skoki, przeskoki, loty, wyloty… ech. Przez 2 minuty robi to wrażenie, ale w śmiertelnej, dwuipółgodzinnej dawce (!!!) przypomina jedynie tortury. Bardzo podobnego rodzaju znużenie odczułem jeszcze tylko raz – kilka lat temu podczas nieszczęsnego Neon Demon. Czasami za cały film naprawdę wystarczy obejrzeć jego zwiastun. Z korzyścią dla wszystkich.
  5. Batman v Superman – wzorcowy dowód na to, że kino nie potrzebuje siły intelektu, ale nadmuchanych sterydami biców i klat. Całkiem udane intro błyskawicznie ginie pod totalną bezmyślną rozpierduchą, w której gubią się postaci, wątki i historia. Istne męczarnie. Batman v Superman to prężące muskuły filmowe zwłoki. Nie mam do tego cierpliwości. Wyszedłem z kina autentycznie wyczerpany.
REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA