REKLAMA
Ranking
SZYBKA PIĄTKA #52. Filmy, które chciałoby się zobaczyć znowu… po raz pierwszy

REKLAMA
Karolina Nos-Cybelius
- The Bad Seed – lekko zakurzony film w reżyserii Mervyna LeRoya, czarno-biały thriller z lat pięćdziesiątych. Bardzo klimatyczny, miejscami przerysowany, ale nawet współcześnie wywołujący ogromne emocje. Mam wrażenie, że jego fenomen polega na tym, że od początku znamy prawdę o jego głównej bohaterce, „słodkiej” małoletniej Rhodzie, ale prawie do samego finału oszukujemy się, że jest ona zwyczajnym dzieckiem. Kapryśnym, chwilami złośliwym, ale nic ponadto. Świetne aktorstwo. Takie filmy zapadają głęboko w pamięć, a jednocześnie gdzieś w podświadomości chciałoby się doświadczyć po ich seansie amnezji, by ponownie obejrzeć po raz pierwszy.
- Co się zdarzyło Baby Jane? – zanim na dobre pokochałam Bette Davis, wiele lat temu obejrzałam po raz pierwszy ten właśnie obraz z lat sześćdziesiątych. Genialna rozgrywka. Film, którego akcja prawie nie wykracza poza duszną willę, pojedynek dwóch wielkich aktorek, historia, która do końcu trzyma w napięciu. Aż na usta ciśnie się frazes, dziś już nikt nie robi takich filmów. Obejrzeć znów po raz pierwszy – to dopiero byłoby przeżycie.
- Trzy billboardy za Ebbing, Missouri – zgadzam się z tymi, którzy mówią, że to film totalny, nie zmieniłabym w nim ani jednej sceny, słowa, nuty. Przede wszystkim ogromne emocje. Autentyczne, bijące z ekranu i przenoszące się na widza. Oglądać drugi raz, to już nie to samo. Chciałby się przewinąć taśmę, cofnąć czas i przeżyć to raz jeszcze.
- Lament – współczesne kino grozy niestety coraz rzadziej przeraża, ale tak prawdziwie, nie na zasadzie jeden jump scare po drugim, tylko dostarczając wstrząsów, całkowicie nieoczekiwanych, porażających scen i olśnień. W finale koreańskiego dreszczowca doświadczyłam takiego właśnie wstrząsu. Nie mogłam zasnąć, bałam się iść do toalety, prawdziwa egzystencjalna groza. I chciałabym obejrzeć znów po raz pierwszy, i się boję.
- Kieł – to właściwie dotyczy wszystkich filmów Yorgosa Lanthimosa, ale akurat do tego tytułu mam szczególny „sentyment”. Chciałabym zobaczyć Kła po raz pierwszy, bo oglądanie go było prawdziwym przeżyciem, surrealistycznym koszmarem na jawie oraz kinowym powiewem świeżości i oryginalności. Kolejne filmy reżysera dają podobne odczucia, ale jednak Kieł był dla mnie pierwszym, ten obraz oceniam najwyżej ze wszystkich dzieł Greka i życzyłabym sobie jak najwięcej takich filmowych zaskoczeń.
Maciej Niedźwiedzki
- Toy Story 3 – scena, w której bohaterowie lądują w spalarce śmieci, chwytają się za ręce, a w oczach mają nieuchronną śmierć, jest dla mnie traumatycznym, wyciskającym łzy doświadczeniem. Przy pierwszym seansie wręcz nie mogłem wysiedzieć w kinowym fotelu. Chciałbym to przeżyć jeszcze raz.
- Egzorcysta – u Friedkina każdy ruch kamery wzbudza niepokój, każdy szmer dochodzący gdzieś spoza kadru jeży włosy na głowie, każde montażowe cięcie podnosi tętno. Chciałbym obejrzeć to arcydzieło horroru na nowo, po raz pierwszy i bez przygotowania.
- Incepcja – miło byłoby wrócić do pierwszych wrażeń: niezrozumienia, zagubienia i fascynacji. Choć ta ostatnia nieco zmalała, a w labiryntowej narracji Nolana odnajduję się już bez problemu, to chętnie wróciłbym do przyjemnego zawrotu głowy po seansie nr 1.
- Batman Forever – jako dzieciak oglądałem ten film na okrągło. Film Schumachera sprawił, że stałem się fanem Batmana. Zacząłem zbierać figurki, naklejki i inne gadżety z Mrocznym Rycerzem. Batman Forever spadł znacząco w mojej hierarchii filmów o Człowieku Nietoperzu, ale wiele bym dał, by ponownie przeżyć ten moment, gdy Batman zaczął tak wiele dla mnie znaczyć.
- Król Lew – dość oczywisty wybór. Film formujący emocjonalny kręgosłup całego pokolenia. Ponowny pierwszy seans byłby za pewne równie przełomowym doświadczeniem.
Karolina Chymkowska
- Donnie Darko – ten pierwszy zawrót głowy i rozkosze analizowania, o co chodzi, co się w tym kryje, w czym tkwi istota tajemnicy? Bardzo chciałabym mieć seans tego filmu ponownie przed sobą.
- Miasteczko Twin Peaks – nie film co prawda, lecz serial, ale też i tytuł, który idealnie wyczerpuje w moim przypadku wytyczne tematu. Emocje towarzyszące pierwszemu spotkaniu z mieszkańcami Twin Peaks, posmak zakazanego owocu (rodzice nie pozwalali oglądać!) – wszystko to jest nadal żywe w mojej pamięci.
- Incepcja – chociaż każdy seans przynosi mi wciąż wiele radości, to jednak ten pierwszy był wyjątkowy. Po wyjściu z kina miałam ochotę zawrócić i obejrzeć całość jeszcze raz.
- Prosta historia – to była miłość od pierwszego wejrzenia. I chociaż nadal trwa, miło byłoby poczuć ponownie, jak się rodziła.
- Imię róży – oglądałam ten film, będąc nieco zbyt młoda, by w pełni go docenić i chętnie powitałabym okazję, by ten błąd naprawić.
REKLAMA