Szybka piątka #22 – Filmy, które zawsze oglądamy w święta
Święta bez “Kevina samego w domu”? Niemożliwe. To “niemożliwe” jest punktem wyjścia naszej Szybkiej Piątki, w której mówimy o filmach, bez których nie wyobrażamy sobie świąt. Jak z łatwością zauważycie, na naszych listach niekoniecznie królują filmy świąteczne – i nie zawsze Kevin – bo często zdarza się i tak, że zawsze oglądamy coś, co świąteczne nie jest, ale z naszymi osobistymi świętami bardzo związane.
Wasze typy wpisujcie w komentarzach.
Szymon Pajdak
1. “Kevin sam w domu” & “Kevin sam w Nowym Jorku” – Odkąd pamiętam, telewizja co roku w okresie świąt programuje mnie tymi filmami. Doszło do tego, że kiedy istniało zagrożenie, że młody McCallister nie pojawi się w świątecznej ramówce, zakupiłem twór Hughesa na DVD. No bo czy może być coś lepszego niż dojadanie pierogów obserwując, jak Joe Pesci i Daniel Stern obrywają puszkami do farby, są przypalani, obsypywani pierzem i dostają po głowie cegłami? Może w Boże Narodzenie zabraknąć śniegu albo kompotu z suszu, ale “Kevin” być musi!
2. “Sami swoi” – najlepiej w czerni i bieli, ale pokolorowana wersja też ujdzie. Suto zastawiony stół, rodzinka dookoła, kobiety powtarzające – “Ileż można oglądać to samo?” i panowie śmiejący się z tych samych tekstów i sytuacji. Nieśmiertelni Hańcza i Kowalski to już stali goście podczas świąt w moim domu.
3. “Szklana pułapka” – typowo świąteczny film. Grupa terrorystów, wieżowiec i glina, który znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Później, jak to w typowo świątecznych produkcjach bywa, mamy krew, szkło i wkurzonego, poobijanego Bruce’a Willisa, który rozprawia się z bandziorami. No, ale jest “Let it snow” na końcu!
4. “Miasteczko Halloween” – mój ulubiony film w klimacie Burtonowskim, którym staram budzić się do życia w pierwszy dzień świąt. Magia, niezwykłość i niesamowitość zamknięta w opowieści o Jacku Skelletonie, królu tytułowego miasteczka, który postanawia zorganizować Boże Narodzenie. Cudowna animacja poklatkowa, wyraziści bohaterowie i przepiękne piosenki. Horror dla dzieci i dorosłych, który bawi i straszy.
5. “Jak rozpętałem II wojnę światową” – sytuacja podobna jak przy “Samych swoich”. Ten film, mimo że oglądany dziesiątki razy, idealnie nadaje się na seanse w rodzinnym gronie, kiedy w tle migają lampki na choince. Przygody niezawodnego Franka Dolasa wprawiają w dobry nastrój, a przy okazji mają w sobie przaśność, która jest nieodłącznym elementem świąt.
Tomasz Urbański
1. “W krzywym zwierciadle: Witaj Święty Mikołaju” – Wirtuoz chaosu, czyli Clark Griswold z nieocenionym kuzynem Eddiem tym razem prezentują swój sposób na święta. Ten wyjątkowy kolaż szaleństwa, furii, miłości i bożonarodzeniowej dobroci, to najlepszy przepis na rozweselenie przysypiających przy stole konsumentów świątecznych smakołyków. Komedia doskonała.
2. “To właśnie miłość” – Nie dość, że to najlepsza komedia romantyczna jaka kiedykolwiek powstała, to jeszcze jest to świetny świąteczny umilacz. Zasługa w tym bezbłędnie dobranej obsady, pomysłowej konstrukcji i wybornego brytyjskiego humoru najwyższej próby. Do wielokrotnego użytku. Nie mylić z polską podróbą “Listy do M.”.
3. “Elf” – Jedna z najlepszych kreacji Willa Ferrella, który w roli wyrośniętego pomocnika św. Mikołaja przechodzi samego siebie. To właściwie dla niego warto ten film oglądać i delektować się całym jestestwem tego przypadkowego elfa. Do tego dochodzi spora dawka zabawnych żartów z zachowaniem klimatu świątecznego i mamy półtorej godziny przedniej zabawy.
4. “Gremliny rozrabiają” – Gremliny to stworki mało przyjazne, więc nie ma co się dziwić, że chcąc uprzykrzyć innym życie wybrały sobie akurat święta. Ten klasyk lat 80. trochę odcedzi lukier, będąc dobrą odtrutką na mdłe i kolorowe świąteczne pozycje filmowe. Trochę radosnej bożonarodzeniowej przemocy jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
5. “Opowieść wigilijna Muppetów” – Muppetom przeróbki zawsze wychodziły. Udało się to też w przypadku “Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa. Z charakterystycznym dla siebie wdziękiem i humorem, a także dużą pomocą Michaela Caine’a w roli Scrooge’a, Kermit, Piggy, Gonzo, Fuzzy i Zwierzak tchnęli sporo świeżości w tego klasyka. Dobra zabawa gwarantowana, duch oryginału powiedzmy, że zachowany, chwile wzruszeń zapewnione, a przyjemność z seansu murowana.
Krzysztof Walecki
1. “Zabójcza broń” – to zabawne, że części pierwsze dwóch słynnych serii filmów akcji (jeszcze “Szklana pułapka”) rozgrywają się w czasie świąt. Może dlatego powrót do klasyka Donnera w okresie bożonarodzeniowym ma sens. Nie ma tam śniegu, a prolog, w którym naga zaćpana dziewczyna popełnia samobójstwo, skacząc z balkonu, nie kojarzy się z radosną atmosferą. Stoisko z choinkami robi za przykrywkę dla handlu narkotykami, zaś świąteczny wystrój mieszkania Murthaugha zostaje zniszczony przez szaleńca z karabinem maszynowym. W końcu destrukcyjne zapędy Riggsa i liczba ludzi, jakich zabija po drodze, także budzą wątpliwości, ale tłumaczę to tym, że niektórzy kiepsko znoszą święta.
2. “Batman powraca” – niektóre filmy są idealne na święta tylko dlatego, że ich akcja rozgrywa się zimą. Białe ulice, grubo ubrani ludzie i noce jeszcze za dnia. Kontynuacja “Batmana” dzieje się w okolicach Bożego Narodzenia – są więc Mikołaje, choinki, jemioła. Bardziej baśń niż komiks, może dlatego tak dobrze sprawdza się jako świąteczny seans.
3. “Długi pocałunek na dobranoc” – scenarzysta/przyszły reżyser Shane Black upodobał sobie okres bożonarodzeniowy jako idealny czas dla wybuchowego kina akcji. Większość jego historii rozgrywa się właśnie wtedy (wspomniana “Zabójcza broń” czy “Iron Man 3”) – kryminalna intryga i sceny akcji wyraźnie kontrastują z radosnym świętem i jego oprawą, z drugiej zaś strony daje to możliwości do stworzenia pomysłowych sekwencji. Strzelająca z pistoletu Geena Davis na łyżwach to niecodzienny widok, a takich w filmie Harlina jest masa. Fakt, jest to naciągane, ale święta to czas cudów, więc czemu nie.
4. “Święty Mikołaj to śmieć” – francuska czarna komedia nie jest może zbyt znana, ale wydaje mi się idealną odtrutką na całą tę słodycz, wylewającą się z ulic i telewizyjnych ekranów w okresie przedświątecznym. Telefon ratunkowy prowadzą desperaci, idioci i ludzie wyjątkowo niesympatyczni (choć oni powiedzieliby co innego), ale to przebrany za Mikołaja pijak i złodziej doprowadzi do prawdziwych kłopotów. Beczka śmiechu, choć nie na każdy gust.
5. “Spec” – podobnie jak film wyżej, “Spec” należy do tych antyświątecznych dzieł, choć budzi nadzieję na coś lepszego. Pechowy złodziej bierze za zakładników małżeństwo, które nieustannie się kłóci, i aby przeczekać prowadzoną na niego obławę, decyduje się zagrać rolę terapeuty przed ich rodziną. I chcąc nie chcąc terapeutą rzeczywiście się staje. Kino śmieszne, acz przeszyte podskórnym dramatem, ostre i ironiczne, a jednocześnie ciepłe. Plus popisowa rola Denisa Leary w roli złodzieja.
Maciej Niedźwiedzki
1. “Toy Story 1″, Toy Story 2” i “Toy Story 3” – w okresie świąt zawsze wracam do którejś części trylogii bądź oglądam całość. Cała seria ma w sobie ogromną ilość ciepła i niezwykle angażuje emocjonalnie. Idealnie wpisuje się w bożonarodzeniowy nastrój. Obejrzenie w tym okresie Toy Story zaraża optymizmem i dodaje dużo energii przed zbliżającym się nowym rokiem. Te animacje mają w sobie również potrzebny, nienachalny sentymentalizm oraz prowokują do refleksji. Idealne składniki na święta.
2. “Dzień świstaka” – film motywujący do zmian i starania się bycia lepszym – eliminowania wad charakteru. Pod koniec roku człowiek rozlicza się ze swoich uczynków popełnionych w minionych dwunastu miesiącach i równocześnie planuje poprawę w następnych. Dzień świstaka w inteligentny sposób zachęca do pracy nad sobą. Niewątpliwie ma też zimowy – świąteczny entourage.
3. “Imperium kontratakuje” – chyba głównie przez ten śnieg w początkowej sekwencji utożsamiam V część Gwiezdnych Wojen ze świętami. Dlatego w grudniu do niej zazwyczaj wracam. Jest też jeszcze jedna płaszczyzna, na której Imperium kontratakuje wpisuje się w bożonarodzeniowy klimat. W Imperium… eksploduje również synowsko-ojcowska relacja między Lukiem Skywalkerem i Darthem Vaderem. Przez to Empire Strikes back staje się również filmem rodzinnym.
4. “Rocky” – po całym ciężkim roku potrzebuję motywacyjnego kopa i zachęty do jeszcze cięższej pracy w kolejnym. Film ze Sylwestrem Stallonem przynosi ogromną nadzieję i podnosi na duchu. Jeśli Rockiemu się udało podnieść, osiągnąć sukces, odnaleźć sens w życiu oraz związać się z ukochaną to wiem, że każdy ma w sobie taki potencjał. Dzięki Rockiemu 2 stycznia znacznie łatwiej wstać rankiem do pracy. Oscarowy obraz Avildsena rozgrywa się w ponurym, brudnym mieście. Jednak emanuje z niego ciepło. Przez to właśnie sięgam po ten film w okresie świątecznym.
5. “Lepiej być nie może” – chyba najlepsza komedia romantyczna jaką znam – a ten gatunek jest szczególnie popularny w tym okresie. Jest to film wyjątkowo mądry, przyjemny, bezpretensjonalny i urokliwy. Film Jamesa L. Brooka w piękny sposób ukazuje człowieka, w którym niespodziewanie rodzi się potrzeba bliskości drugiej osoby. Może dzięki temu tak sprawdza się w okresie Bożego Narodzenia.
Ewelina Świeca
1. „Titanic” – klasyk, który kojarzy mi się ze świętami i zimą (w ostatni weekend przypomniany zresztą przez Polsat, w dwóch częściach). Zapewne pierwszy seans „Titanica” zaserwowałam sobie w świąteczno-zimowy okres i stąd skojarzenie tego filmu z Bożym Narodzeniem.
2. „Kevin sam w domu” – choćby nie wiem, ile razy powtarzali ten film w telewizji z okazji Świąt – nie mam nic przeciwko. To już przecież tradycja. Święta bez Kevina, bez świadomości, że film jest w programie telewizyjnym, straciłyby coś ze swej telewizyjno-świątecznej tradycji.
3. „Dwaj zgryźliwi tetrycy” – to w ramach zabawnej kontry do świątecznego obowiązku bycia miłym i kochanym.
4. „Te święta” – ten film zrobił na mnie wrażenie. Ale wrażenie niekoniecznie dobre, choć humor po nim mi się poprawił. Zaczęłam oglądać „Te święta” przypadkiem i już nie przypadkiem, a z przekory obejrzałam film do końca. Boże Narodzenie to czas, gdy liczna rodzina Whitfieldów postanawia się spotkać i świętować. Rodzinna sielanka przeradza się w awanturę, w zasadzie w wiele awantur. Niby to dramat, ale do łez i współczucia daleko, natomiast absurdów co niemiara. Paradoksalnie – był to tak żenująco słaby film, że nie mogłam przestać go oglądać. Polecam w ramach świątecznego odmóżdżenia się.
5. „Listy do M.”– nie upieram się, że to konieczna filmowa pozycja do wielokrotnego przypominania sobie, ale raz obejrzeć można. W każdym razie: po obejrzeniu filmu byłam zaskoczona poprawnością produkcji i całkiem udaną próbą skopiowania przez Polaków brytyjskiej romantycznej komedii, w aurze świątecznego klimatu. Myślę, że dobrze byłoby kiedyś sprawdzić, czy wrażenie z pierwszego seansu chociaż częściowo się powtórzy.
Rafał Oświeciński
1. Władca Pierścieni – absolutnie nieświąteczne kino, które z prostego powodu muszę w Święta zaliczyć: przypomina mi o tym niezwykłym czasie sprzed 10 lat, kiedy z językiem na brodzie biegłem na pierwszy, drugi, trzeci, czwarty itd seans LOTRa. Teraz co roku puszczam sobie wersje reżyserskie, od początku do końca, i jest mi po prostu miło. “Hobbit”, mimo że znakomity, aż tak dobrze nie działa.
2. Love Actually – najlepsza komedia romantyczna, której nie sposób nie lubić, nawet jeśli jest się facetem na co dzień nieznoszącym komromów. Przy okazji wartościowy seans o tym, co w Świętach najważniejsze.
3. To wspaniałe życie – święta bez genialnego filmu Franka Capry nie istnieją. Staram się co roku sobie przypomnieć, jak się robi optymistyczne, pogodne, wartościowe kino dla wszystkich. I do tego takie, które absolutnie się nie starzeje.
4. Magnolia – nie zawsze, czyli nie co roku, ale jeśli już, to mam to szczęście widzieć najlepszy film P.T. Andersona właśnie w tym świątecznym okresie. Jest to o tyle sprawa niebłaha, bo film skupia się przecież na tych wartościach, które świętom towarzyszą. Bądź dobry. Tak po prostu.
5. Nightmare Before Christmas – jeszcze trochę za straszna, żebym mógł bez problemu oglądać z przedszkolakiem, ale ten film to z pewnością niesamowity tryumf wyobraźni. Niesamowita animacja, świetne piosenki i kupa śmiechu.
Rafał Donica
1. „Święta Last Minute” – Nie „Keviny”, nie „Szklana pułapka”, a „Christmas with the Kranks” oglądam niemal każdego roku w czasie Bożego Narodzenia. Organizacja świąt na ostatnią chwilę w wykonaniu Tima Allena i Jamie Lee Curtis zawsze poprawia mi humor. No i ta pogoń za szynką!
2. „W krzywym zwierciadle: Witaj święty Mikołaju” – Absolutny klasyk. 100% świąt w filmie! Znam na pamięć, a mimo to co roku odświeżam i odkrywam coś nowego. Nikt nie potrafi tak dekorować domu jak Clark Griswold. I w tak zabawny sposób rozwalać świąt…
3. „Świąteczna gorączka” – Film świąteczny z Arnoldem? Czemu nie?! Kupuję absolutnie Schwarzeneggera ganiającego po mieście za upragnionym prezentem dla syna. A że cały nakład dawno wyprzedany? Od czego spryt i determinacja? Przedświąteczne „piekło zakupów” w pełnej krasie.
4. „Przetrwać święta” – Bardzo sympatyczna i rzadko wymieniana wśród świątecznych filmów komedia romantyczna z całkiem niezłą obsadą: Benem Affleckiem, Jamesem Gandolfinim i Christiną Applegate.
5. „Listy do M.” – Pamiętam, że dwa lata temu mi się podobało. W tym roku replay!
Jerzy Babarowski
1. “Świat według Ludwiczka” – odcinek 1: “Świąteczna niespodzianka” – Co tu dużo mówić. To jeden z ulubionych seriali mojego dzieciństwa, który w czasach podstawówki i gimnazjum oglądałem na potęgę i z którego na zawsze zapamiętałem wiele kwestii (zazwyczaj należących do taty Ludwiczka…) i rodzajów zachowań (te z kolei były zazwyczaj autorstwa samego Ludwiczka). Odcinek świąteczny – było ich zresztą więcej – z dekorowaniem domu pani Stillman należy do moich ulubionych. I najśmieszniejszych. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że był również pilotem całego serialu.
2. “W krzywym zwierciadle: Witaj święty Mikołaju” – To najbardziej “świąteczny” film jaki w życiu widziałem i ten, który ze świętami kojarzy mi się najbardziej. Coroczne seanse na TVNie, a wcześniej w – chyba – Polsacie wsparte odpowiednimi spotami reklamowymi zrobiły swoje i dziś nie jestem sobie w stanie wyobrazić Bożego Narodzenia bez tej zwariowanej rodzinki w jej jedynym w swoim rodzaju, wypełnionym świętami domu na przedmieściach Chicago.
3. “Kevin sam w domu” – Nie będę tu oryginalny. Święta bez Kevina to nie to samo i mimoże nie jest to żaden wybitny film, to przerażona paszcza Macaulaya Culkina i wspaniała muzyka Johna Williamsa są jak pełne ciepła domowe ognisko, przy którym się z przyjemnością zasiada wieczorem i za którym się tęskni, gdy go brakuje w pobliżu. Ciekawostka: miałem okazję odwiedzić dom, w którym kręcono “Kevina samego w domu” osobiście i mogę potwierdzić, że na żywo prezentuje się równie uroczo i ikonicznie, co na filmie.
4. “Zabójcza broń 1” i “Zabójcza broń 2” – Nie trawię trzeciej i czwartej części, ale pierwsze dwie to klasyka buddy movies, której nie można nie znać i która wyśmienicie funkcjonuje nawet gdy w drugim pokoju nie ma choinki, a za oknem nie prószy śnieg. Tym bardziej, że samo Boże Narodzenie służy tym kryminałom jedynie za tło, a w fabule raczej trudno się doszukać typowo świątecznego przesłania pokoju, otwarcia się na drugiego człowieka i miłości wobec bliźnich…
5. “Love Actually” – A jakżeby inaczej. Zawsze uważałem, że za dużo jest w tym filmie oddzielnych historii i bohaterów i przez to całość może się trochę rozmywać. Ale wyłączywszy ten drobny zarzut, jest to jeden z najurokliwszych i najmądrzejszych filmów o świętach, jakie kiedykolwiek nakręcono. Próżno szukać na ekranie drugiego tak wspaniale przedstawionego wykonania “All I Want for Christmas is You”, drugiego tak ujmującego romansu polityka z członkinią jego sztabu czy wreszcie drugiej tak łamiącej serce sceny, jak wyznanie miłości bezradnej Keirze Knightley… Obowiązkowa klasyka.