SZYBKA PIĄTKA #104. Najlepsze filmy superbohaterskie
Jacek Super-Lubiński
1. Niezniszczalny – chyba nie da się już bardziej realistycznie przedstawić tego tematu przy zachowaniu filmowej formy i odpowiedniej powagi oraz nieodzownej podniosłości. Oczywiście ma to wszystko drugie dno, niemniej nawet swoje podstawowe zadania film ten realizuje znakomicie.
2. X2 – obok Przeszłości, która nadejdzie to nadal najlepiej skonstruowany film zespołowy superbohaterów. Kolorowy, bogaty, emocjonujący, świetnie zrealizowany, niegłupi i doskonale wyważony – tak pod względem akcji, jak mnogości postaci.
3. Deadpool – superjaja i charyzma eks-Zielonej Latarni robią ten film, który za nic ma nasze przyzwyczajenia do facetów w trykotach. I o to chodzi!
4. Cień – lubię plastyczność tego filmu, w którym poza będącym w formie Alekiem Baldwinem zagrał też przyszły Magneto. Lubię atmosferę i stylistykę retro tej historii. A także wspaniałą oprawę audiowizualną i panujący wszędzie mrok rodem z Batmana – ta postać zresztą twórców Cienia zainspirowała.
5. Avengers – pierwsi i wciąż najlepsi, najbardziej lotni, najbardziej angażujący i satysfakcjonujący w kontekście budowanego wcześniej świata, rozdziału, którego są perfekcyjnym podsumowaniem.
Honorowa wzmianka: Maska – za niesamowite efekty, humor i roztapiającą nawet wosk Cam D.
Dawid Myśliwiec
1. Thor: Ragnarok – matulu, jaki ten film jest pocieszny! A jaki zabawny! To jest kino superbohaterskie, które chcę oglądać – pełne energii, zrobione z dystansem, ale też podchodzące z atencją do postaci i skutecznie rozszerzające komiksowe uniwersum. Ragnarok to esencjonalna superbohaterska komedia z doskonałym drugim planem (Jeff Goldblum!, Cate Blanchett!, Rachel House!) i akcją, której nie powstydziłyby się najlepsze space opery. Ci, którzy uważali serię o Thorze za najsłabszą odnogę Marvel Cinematic Universe, po Ragnaroku musieli uderzyć się w pierś.
2. Spider-Man Uniwersum – w moim rankingu bardzo blisko produkcji Thor: Ragnarok. Z kina wyszedłem oszołomiony – po raz pierwszy w życiu obejrzałem nie tyle zekranizowany komiks, ile KOMIKS NA EKRANIE! Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś, co stanowiłoby kinową wersję komiksu – sposób, w jaki Spider-Man i wszystkie jego inkarnacje są zanimowane, zapiera dech w piersiach. Od kilku dobrych lat nie jestem na bieżąco z komiksami, więc wątek pajęczego uniwersum znałem dość pobieżnie, ale film Spider-Man Uniwersum nakłonił mnie do przyswojenia sobie tej – jakże istotnej dla całego świata Marvela – historii.
3. Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów – najlepsza część serii o Avengers niebędąca częścią serii Avengers. Zawsze uwielbiałem crossovery – egzemplarz Mega Marvel z X-Cutioner’s Song (fani TM-Semic wiedzą, o co chodzi!) zajmuje szczególne miejsce w moim komiksozbiorze, dlatego ekranizacja sagi Civil War zrobiła na mnie duże wrażenie. Bardzo dobrze rozłożone zostały tu akcenty dotyczące wątpliwości moralnych i odpowiedzialności, a finałowy pojedynek to z pewnością jedna z lepszych scen filmowego uniwersum Marvela.
4. Batman – “Czy tańczyłeś kiedyś z diabłem w bladym świetle księżyca?” – Jack Nicholson ma szczęście do chwytliwych cytatów (vide Ludzie honoru), ale to poetyckie zdanie z Batmana Tima Burtona pięknie podsumowuje mroczno-magiczny klimat tego kultowego dzieła o Nietoperzu z Gotham. Do tego filmu o Batmanie wracam najczęściej i tylko po części ze względu na Kim Basinger.
5. Aquaman – film do oglądania na dobrym kwasie, ale tak kozacko zrealizowany, tak mocno dystansujący się od wszystkich wcześniejszych wpadek DCEU, że aż trudno mu nie kibicować. Na seansie ubawiłem się po pachy, jeszcze bardziej polubiłem Jasona Momoę, a Amber Heard… no cóż, nie mogła spodobać mi się bardziej niż do tej pory, więc po prostu ją podziwiałem. Szkoda, że odegrała tak instrumentalną rolę, bo miałem nadzieję, że będzie superkobitką na miarę bohaterek Czarnej Pantery.