search
REKLAMA
Sztuczne światy

Sztuczne światy – TRIO z BELLEVILLE

Maciej Niedźwiedzki

30 kwietnia 2016

REKLAMA

Wychowywanego przez babcię chłopca o imieniu Champion niezbyt łaskawie potraktował los. Rodziców prawdopodobnie stracił na wojnie. Od młodzieńczych lat na jego twarzy rysuje się rozpacz i frustracja. Nie interesuje go świat na zewnątrz, nie pochłaniają go obrazy wyświetlane w telewizorze. By jakkolwiek zaktywizować wnuczka, babcia kupuje mu psa. Lecz i wobec niego Champion wydaje się obojętny. Reżyser, Sylvain Chomet, w kompletny sposób chwyta i definiuje marazm. Trio z Belleville ma niewątpliwie urok i moc. Do pewnego momentu to produkcja idealna.

Jedyne, co pociąga chłopca, to rower. Wycina z gazet informacje o Tour de France, w końcu od babci dostaje wymarzoną zabawkę. I całkowicie zostaje przez ten przedmiot naznaczony. Istnieje tylko dzięki niemu i tylko dla niego. Przeskakujemy o kilkanaście lat do przodu i Champion, trenowany przez babcię, przygotowuje się do udziału w najsłynniejszych zawodach kolarskich. Gdy w nich wystartuje, zostanie porwany i przewieziony do Ameryki. Na jego ratunek ruszą babcia Souza i pies Bruno, którego pasją jest jedzenie i przyglądanie się pociągom.

b

Trio z Belleville jest przepiękną wizualnie animacją, zrealizowaną tradycyjną kreską. To świat pochłaniający. To wielowymiarowa, bogata w detale, wyczerpująca wizja. W niezwykle kreatywny sposób przenosimy się między kolejnymi lokacjami, czasami wkraczamy nawet w absurdalną wyobraźnię psa – zdecydowanie najciekawszą postać filmu. Pomysłowość Chometa wydaje się nieograniczona. Szczególnie w sekwencjach snów psa Bruna. Reżyser prowadzi narrację z rozmachem, rozbudowując tę fabularnie prostą opowieść o kolejne poziomy.

Bohaterowie to karykatury, często mogące się kojarzyć z zwierzętami. W stereotypowy sposób reprezentują oni różne zawody: mechanik jest mruczącą pod nosem myszą, kolarze przypominają konie wyścigowe, gangsterzy to osiłki o barkach sięgających im powyżej głów, kelnerka obdarzona jest obfitym biustem i tlenionymi włosami. To świat o zachwianych proporcjach, wykoślawiony i wyolbrzymiony. Chomet portretuje Francuzów i Amerykanów, przesadnie eksponując ich najczęściej przypisywane cechy i przywary (opieszałość pierwszych, otyłość drugich).

b

Seans Tria z Belleville jest interesującym, ale również krępującym doświadczeniem, ponieważ to kino całkowicie oddane stronie formalnej, w którym panuje raczej emocjonalny chłód. Bohaterowie są jednowymiarowi, często pozbawieni jasnych motywacji. To raczej postaci-symbole, mające swoim wizerunkiem wprowadzać pożądany nastrój. Bardzo trudno cokolwiek o nich powiedzieć, poza ich czysto fizycznym opisem. Tytułowe Trio z Belleville to Francuzki, dawne wodewilowe gwiazdy amerykańskich scen. Trzy piosenkarki zestarzały się, straciły popularność i mieszkają w zniszczonej, brudnej kamienicy, wciąż występują, ale raczej w ruderach i podrzędnych klubach.

To przestrzeń i strój definiują pojawiające się w filmie postaci.

Dla Chometa Ameryka jest miejscem zepsutym i nieprzyjaznym człowiekowi. Miasto, do którego przybywają bohaterowie, zbudowane jest na wzniesieniu. Dół zamieszkują najbiedniejsi, osoby zepchnięte na margines, bezdomni i bezrobotni. Natomiast nad nimi wznoszą się sięgające chmur wieżowce. Przedstawiona wizja przypomina tę z tegorocznego Chłopca i świata. Reżyser Tria z Belleville nie zagłębia się jednak w ekonomiczne podstawy takiego stanu rzeczy, jego film pozbawiony jest ideologicznego wymiaru brazylijskiej animacji.

b

Przygnębiające jest to, w jaki sposób Chomet opowiada o człowieku, pozbawionym większych ambicji i empatii, wykonującym wszystkie czynności mechanicznie. Niezrozumiałe dla mnie są pesymizm i bezrefleksyjność przypisane Championowi. To postać, która jedyne, co potrafi, to obracać pedałami swojego roweru. Cały dzień spędza na treningu, a gdy wraca do domu i chce posłuchać muzyki z gramofonu, musi napędzać go stacjonarnym rowerem połączonym z urządzeniem. To bohater, na którego twarzy nie zobaczymy grama emocji: smutku, rozczarowania lub odrobiny satysfakcji. Champion jako dziecko był przygnębionym samotnikiem, jako dorosły wykazuje jedynie obojętność i bezczynność. Nie ma dla niego znaczenia, czy bierze udział w Tour de France, czy zostaje porwany i przetrzymywany w celi. Pasywność tego bohatera zastanawia, bardzo szybko z najważniejszej postaci przemienia się w pozbawione osobowości przedmiot, powleczony w ludzką skórę.

Trio z Belleville z jednej strony pochłania wielowymiarową wizją świata, liczbą detali i złożonością kolejnych lokacji. Z drugiej jednak irytuje niedorzeczną w ostatnim akcie fabułą i obojętnością, z jaką potraktowani zostają bohaterowie. Może Chometowi chodzi głównie o obrazy, o osiągnięcie wizualnej maestrii? Na tym polu odnosi bezapelacyjny sukces.

ANIMATION

Opowieść, dramat i intryga zostają zepchnięte na trzeci plan. Nie chodzi więc o emocjonalne zaangażowanie, ale o malarską impresję.

Reżyser operuje skonwencjonalizowanymi obrazami, które przetwarza i przejaskrawia. Takie jest fizyczne poświęcenie kolarzy, wizerunki gangsterów, wielkie, zaprzeczające prawom fizyki statki, zdegenerowane amerykańskie miasto czy odpychająca kamienica, w której mieszkają piosenkarki z Belleville.

Francuska animacja fascynuje stroną wizualną, ale momentami irytuje enigmatycznością w kreacji postaci. To film wypruty z emocji, ale inspirujący formalnie. Może więc chodzi o to, by widz wtłoczył w ten świat siebie i go ożywił? Bez tego pozostaną nam jedynie ładne obrazki i estetyczna satysfakcja. Czasami to i tak bardzo wiele.

korekta: Kornelia Farynowska

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA