Sztuczne światy – TITAN – NOWA ZIEMIA
Przełom wieków XX i XXI był dla wszelkiej maści fantastów płodnym okresem. Nadarzyła się bowiem okazja do tego, by po raz kolejny zadać pytanie o los cywilizacji w obliczu wyzwań przyszłości. Fascynacja tym, co takiego przyniesie ludzkości nowe tysiąclecie, znów zaczęła być żywa i przywołała klasyczne motywy literatury science fiction. Dotarła ona także do twórców filmów animowanych. A Titan – Nowa Ziemia z 2000 roku jest jej owocem.
Na liście płac twórców filmu animowanego studia 20th Century Fox można znaleźć nie byle jakie nazwisko. Bynajmniej nie chodzi mi jednak o aktorów, udzielających głosu bohaterom, wśród których znaleźć można niejedną gwiazdę (w tym Matta Damona i Drew Barrymore). Jedną z osób odpowiedzialnych za scenariusz widowiska jest bowiem sam Joss Whedon, jeden z ojców założycieli kinowego uniwersum Marvela, który dziś, o ironio, pracuje dla DC nad kolejnymi widowiskami komiksowymi. Fani serialu natomiast patrzą na niego przez pryzmat dwóch kultowych już pozycji – Buffy: Postrach wampirów oraz Firefly. I ten ostatni tytuł jest w kontekście rozważań nad Titan – Nowa Ziemia kluczowy, gdyż nakręcony w 2002 serial reprezentuje analogiczną tradycję gatunkową. Mowa o space operze, czyli międzygwiezdnej, częstokroć awanturniczej przygodzie, z charyzmatycznymi bohaterami u steru kosmicznego statku. Podobieństwa obydwu tytułów są wyraźne i nieprzypadkowe.
Fabularnie Titan – Nowa Ziemia to zlepek klasycznych motywów science fiction. Mamy rok 3028. Planeta Ziemia została zniszczona w wyniku inwazji Obcych, a niedobitki ludzkości rozpierzchły się gdzieś po galaktyce. Nastolatek Cale przypadkowo staje się nową nadzieją dla swej rasy. W pierścieniu, który niegdyś dał mu ojciec, ukryta jest bowiem mapa, kierująca do Titanu – gigantycznego statku kosmicznego, zdolnego pomieścić rozbitków i odnaleźć dla nich nowy świat. Obcy jednak zrobią wszystko, by pokrzyżować mesjanistyczne plany Cale’a. A jakże.
Scenariusz Titan – Nowa Ziemia był jeszcze przerabiany przez Bena Endlunda i od 1998 roku krążył po Hollywood w poszukiwaniu odpowiedniego twórcy, zdolnego do zamienienia go w obraz. Tak trafił do Arta Vitello, który początkowo miał zrobić z Titana film aktorski. Dobre przyjęcie filmu Anastazja w reżyserii Dona Blutha i Gary’ego Goldmana przekonało jednak decydentów z Foxa, że warto postawić na animację z tymi właśnie twórcami u steru. Mniej od fabuły, która jest czystą powtórką z rozrywki, seans Titan – Nowa Ziemia umila zatem jakość animacji. W filmie umiejętnie bowiem połączono tradycyjną, rysowaną kreskę z grafiką komputerową – dokładnie tak, jak w przypadku Anastazji. Ale to nie jedyne podobieństwa. Titan – Nowa Ziemia, podobnie jak jego poprzedniczka, skąpany jest w mroczniejszej tonacji, co miało odsyłać do stylu japońskiego anime.
To smutne, ale Titan – Nowa Ziemia nie jest filmem dobrze wspominanym przez decydentów z Foxa. W 1999 roku świeżo otwarte Fox Animation Studios stanęło w obliczu problemów finansowych, na skutek których pracę straciło trzystu pracowników. Animacje w Titan – Nowa Ziemia musiały zatem być zlecone innym, niezależnym firmom. Czujne oko widza jest w stanie nawet dostrzec różnicę w jakości wykonania grafiki do poszczególnych scen. Pokłosiem tych problemów była kinowa klapa widowiska oraz zamknięcie Fox Animation Studios, które zapisało się w historii jako wytwórnia z jedynie dwiema animacjami na koncie – Anastazją z 1997 i recenzowanym Titan – Nowa Ziemia.
Film ten zapamiętany został zatem jako symbol upadku dobrze zapowiadającego się studia (zdolnego do stanowienia ciekawej konkurencji dla Disneya i DreamWorks). Jest to jednak niesprawiedliwe. Bo abstrahując od wszystkich problemów, które ujawniły się na etapie produkcji, film duetu Bluth i Goldman to bardzo sprawna animacja, która potrafi uraczyć oko. Co prawda historię, w której dane jest nam uczestniczyć, znamy na wskroś, ale za sprawą kilku stylistycznych niuansów (jak choćby wykorzystanie mocnych rockowych kawałków, nadających całości dodatkowego pazura), Titan zyskał własny charakter, który sprawia, że po latach będzie moim zdaniem wciąż pamiętany. Nie polecałbym go jednak rodzicom szukającym filmu przygodowego dla swych pociech. W swym wydźwięku jest to bowiem widowisko bardzo dojrzałe, co paradoksalnie także mogło przełożyć się na niską frekwencję w kinach.
korekta: Kornelia Farynowska