Sztuczne światy – WSZYSTKIE PSY IDĄ DO NIEBA
Finalnie wszystkie psy faktycznie muszą iść do nieba. W ujęciu Dona Blutha to jednak ciężka przeprawa: pełna ślepych uliczek, najeżona pokusami, brakiem alternatyw, wilczymi dołami i minami. To przez nią przechodzi owczarek niemiecki o imieniu Charlie. Nie jest to jednak niewinny i zagubiony bohater, wystawiony na etyczną próbę. Daleko mu do nieskazitelnych disneyowskich postaci, a przez większość filmu kibicować mu bardzo trudno. Charlie nie miesza bowiem dobrych uczynków z tymi złymi. Jego moralny kręgosłup wydaje się na trwałe złamany, nie ma szans na jakąkolwiek rehabilitację.
Tak, Wszystkie psy idą do nieba to wciąż dziecięca animacja. Niepozbawiona “przesłania” i wychowawczych ambicji. Niekonwencjonalna jednak o tyle, że porównując do konkurencji, jej wiodącą postacią nie byłby przestraszony Simba, ale zdradziecki Skaza, nie byłaby nią czuła i wrażliwa Mulan, ale bezwzględny Shan Yu. Składa się to na zaskakującą przewrotność animacji Dona Blutha, na jej oryginalność i odwagę w podjęciu tematu. “Co” pozostaje takie same, różnicę robi “jak”.
Film otwiera scena ucieczki z więzienia. Charlie z kumplem, jamnikiem A’psikiem, robią podkop i w środku deszczowej nocy wydostają się na wolność. Resocjalizacja okazała się nieskuteczna. Charlie ani chwili się nie zastanawia. Wróci do miasta, do swojego kumpla buldoga Grymasa, z którym prowadził dochodowy klub hazardowy. Wszystkich i wszystko ponownie ustawi pod siebie, będzie się taplał w morzu alkoholu i dolarów, będzie knuł i oszukiwał. W tym zawsze był najlepszy.
Grymas jednak nie zamierza się już dzielić dochodami na pół i zleca zabicie Charliego. Tym bardziej, że więzi prawdziwą żyłę złota. Jest nią kilkuletnia Anne-Marie, rozumiejąca język zwierząt i dzięki temu bardzo pomocna przy obstawianiu zakładów w szczurzych wyścigach. Nasz bohater nawet się nie zorientuje, nie minie nawet kwadrans filmu, i wyląduje przed bramami nieba. Wizja bezczynności i leniwego wylegiwania na chmurach nie jest oczywiście zbyt atrakcyjna dla Charliego. Wykrada więc swój Zegar Życia i wraca na ziemię – zmartwychwstaje. Nie po to jednak, by się zrehabilitować i naprawić wyrządzone krzywdy, ale by się zemścić i wyrównać rachunki. Dowiaduje się, że Grymas ucierpi najbardziej jak straci przetrzymywaną, marzącą o cieple rodzinnego domu Anne-Marie.
Relacja Charliego z dziewczynką staje się główną dramaturgiczną osią filmu. Owczarek niemiecki jest bardzo topornym uczniem. On od Anne-Marie chce dokładnie tego samego, czego chciał Grymas: by siedziała cicho, by całkowicie się mu podporządkowała, by na niego zarabiała. Dodatkowo nie wie i nie umie reagować na jej wdzięczność, na jej sympatię i zainteresowanie. Anne-Marie oczekuje od niego, by czasami działał na przekór sobie: zaopiekował się biednymi, a przede wszystkim pomógł jej znaleźć rodziców. Twórcom udało się wytworzyć między nimi interesującą dynamikę. Ewoluującą pomału i z wieloma przeszkodami, często boksującą w miejscu i niezapowiadającą szczęśliwego zakończenia.
Wszystkie psy idą do nieba to nie tylko dobrze napisane charaktery. Nie mniej przykuwający uwagę jest bogaty przedstawiony świat, historycznie ulokowany bardzo konkretnie (Nowy Orlean, 1939), ale tak naprawdę będący miejscem zaprojektowanym przez wyobraźnię twórców: przejaskrawionym i korzystającym z karykatury. Większość lokalizacji to wysypiska śmieci i samochodowe złomowiska. Przerywnikiem między nimi bywa koszmar Charliego z wizją piekła, baśniowa sekwencja z gigantycznych rozmiarów krokodylem czy sceny wśród obłoków sielankowego nieba. To bardziej fantasy niż true story. Każde z tych miejsc jest wypchane po brzegi detalami i postaciami na trzecim, czwartym planie. Dla Dona Blutha tak samo istotny jest bohater, jak i otoczenie. Te same założenia widać było również w doskonałej Tajemnicy IZBY.
We Wszystkie psy… doskwierać mogą jedynie sceny musicalowe. Dodane na siłę i niepasujące do animacji Blutha, której najbliżej do gangsterskiej opowieści. Może się wręcz wydawać, że piosenki zostały dopisane już po skończeniu produkcji, tak by film nieco złagodniał, nabrał więcej ciepła i humoru. Jeszcze czym innym jest ideologiczny wydźwięk tej animacji. Sięgającej u swoich podstaw po chrześcijańskie wartości i wiarę oraz wynikającą z nich optykę na doczesne życie człowieka (czy dosadnie spersonifikowanego psa). Wyniknąć może jednak z tego wyłącznie ciekawa dyskusja. Mniejsza już o to, czy Charlie zasłużył na wieczną nagrodę, czy za tych kilka złych uczynków powinien odrobinę oberwać.