search
REKLAMA
Sztuczne światy

Sztuczne światy – RODZICE CHRZESTNI Z TOKIO

Maciej Niedźwiedzki

17 czerwca 2019

REKLAMA

Gin, około pięćdziesięcioletni bezdomny, przygląda się znalezionemu na śmietniku niemowlakowi. Dochodzi wtedy do przejmującego wniosku. On na ulicy wylądował już jako dorosły. Wcześniej z większym bądź mniejszym powodzeniem starał się ułożyć sobie życie. Miał dach nad głową, żonę, dziecko i pracę. Przyzwyczaił się do wygodnego łóżka i regularnych ciepłych posiłków. Uzależnienie od hazardu skutecznie sprowadziło go na dno. Jednak i tak zaznał odrobinę szczęścia. “Ile lat miałem, kiedy zacząłem tak żyć? Trzydzieści parę? I tak myślałem, że mam lepiej niż to dziecko bez domu”: to jedna z kilku trafionych i działających na wyobraźnię sentencji, jakie padają w animacji Satoshiego Kona.

Po oprószonym śniegiem i wystrojonym na Boże Narodzenie Tokio Gin nie szwenda się sam. Towarzyszy mu nieco młodszy Hana, umalowany i przebrany za kobietę homoseksualista. Pracujący, w nie aż tak dawnej przeszłości, w klubie jako drag queen. W przeciwieństwie do Gina, będącego z natury wycofaną i mrukliwą osobą, w Hanie widok dziecka wzmaga rodzicielskie instynkty: bezgraniczną potrzebę opieki, zagwarantowania ciepła i bezpieczeństwa tej bezbronnej istocie. Niemowlę szybko otrzymuje nawet imię – Kiyoko – czyli światłość. W oczach Hany dziecko jest cudem, jest tym, co zawsze pozostanie dobre i niewinne. Przyjaciela Gina kieruje jeszcze jedna motywacja: za nic w świecie nie dopuści, by Kiyoko doświadczyła tego co on, czyli porzucenia. Traumatycznego wrażenia, że nie jest się kochanym.

rodzice chrzestni z tokio

Hana i Gin to dwa przeciwieństwa. Pomiędzy nimi znajduje się jeszcze nastolatka Miuyki. Dziewczyna los włóczęgi wybrała sobie sama. Zrezygnowała z kochających rodziców i życia w dobrobycie. Uciekła z domu po jednej z nieszczęśliwie (i krwawo) zakończonych kłótni z ojcem. Od kilku miesięcy sypia w łachmanach w barakach dla bezdomnych. Głód zaspakaja kawałkami chleba, które przynosi jej dwójka kompanów. Miyuki wstydzi się żebrać, ale jeszcze większy dyskomfort wywołuje w niej świadomość, że do powrotu wystarczy jeden telefon i jedno “tato, mamo, przepraszam”. Dziewczyna wie, że sprawa nie jest przegrana, że ciągle ktoś na nią czeka, ktoś o niej pamięta.

Porzucony niemowlak i próba odnalezienia jego rodziców są narracyjnym punktem zapalnym Rodziców chrzestnych z Tokio, ale z czasem staje się on pobocznym wątkiem i pretekstem do przyjrzenia się z bliska tytułowej trójce. Satoshi Kon opowiada o życiowych potknięciach i niepowodzeniach. Tych wynikłych z nałogu, z przypadku czy wybranych świadomie. Twórców również bardziej niż aktualna sytuacja Gina, Hany i Miyuki interesuje to, co do niej doprowadziło. Reżyser wie, że ważniejsza od analizy skutków jest diagnoza przyczyn. Te najboleśniejsze sytuacje z ich życia wprowadzane są nie tylko za pomocą retrospekcji, ale również wywoływane przez nieplanowane spotkania z dawnymi znajomymi czy przypadkowo mijanymi ludźmi. Ci na oczach bohaterów powtarzają te same błędy. Oczywiście wszystko, co ukształtowało naszych rodziców chrzestnych, ma też ogromny wpływ na optykę i skalę zaangażowania wobec Kiyoko. Dziecko, w zależności od punktu widzenia, przyjmowane jest z chłodną obojętnością (bo tak niefortunne bywa życie), z nieskrywaną pasją (bo to boska interwencja, której nie można zignorować) czy rezygnacją (zanieśmy niemowlaka na policję i wróćmy do życia w nędzy).

Tak, Rodzice chrzestni z Tokio mają w sobie coś z moralitetu. W jego centrum jest człowiek: jego egzystencjalne dylematy, jego etyczny kręgosłup, jego (nie)umiejętność do czynienia dobra i mobilizacji. Ulokowanie akcji w bożonarodzeniową noc nadaje animacji Kona charakter przypowieści o odkupieniach. Na pewno można ją postawić obok innych sztandarowych dzieł tego gatunku: Tego wspaniałego życia Franka Capry czy Cudu na 34. ulicy George’a Seatona. Kon z podobną wprawą jak amerykańscy klasycy miesza emocjonalną delikatność z siłą wizualnych symboli, inscenizacyjną sugestywność z precyzją przeplatania ze sobą wątków.

rodzice chrzestni z tokio

Rodzice chrzestni z Tokio to także historia o rodzinie ukształtowanej nie przez więzy krwi, ale zbieg okoliczności. Wielbiciele Złodziejaszków (i kina Koreedy ogółem) powinni doskonale odnaleźć się w animowanej opowieści Kona: to fabuły rozpisane na podobnych dramatycznych rejestrach, eksplorujące podobne wątki i społeczne problemy. W Rodzicach chrzestnych… dostajemy również niepopularną perspektywę na stolicę Japonii: miasto kojarzone z nowoczesnością i technologicznym postępem. To tam nasze Teraz sąsiaduje z naszym Jutro. U Kona natomiast świecące wieżowce i cuda techniki widoczne są jedynie gdzieś w oddali, na horyzoncie. Prędzej znajdują się na innej planecie niż w sąsiedniej dzielnicy. Swoje reprezentacje otrzymują wysypiska śmieci, ponure zaułki, tekturowe budy bezdomnych i brudne speluny. Kon nie eksponuje w większym stopniu społecznego rozwarstwienia. Dotyka go jedynie w kilku wplecionych w film kompozycjach. Mówić ma do nas obraz, nie słowo.

“Mogę prosić o ostatnią przysługę” – trzykrotnie powtarza bezdomny starzec w jednej ze scen. Za każdym razem prosi Gina o jeszcze jeden łyk sake, zanim ostatecznie skona. Przyznaje się, że za życia był bezwartościowym śmieciem i będzie dalej nim po śmierci. Z kolei Gin przypomina mu samego siebie, gdy był młodszy. To prawdziwy cios. To moment, gdy głównego bohatera zniewala poczucie klęski, a jednoczesne, intensywne katharsis pozwala mu wreszcie odetchnąć. Gin już niżej się nie stoczy. Najwyższa pora, by zaczął walczyć o wspaniałe życie.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/