SUITS. Nudne życie prawnika?
Autorką gościnnej recenzji jest Joanna Samołyk.
Seriali o prawnikach powstało już wiele, wystarczy wspomnieć o „Boston Legal”, “Law & order”, “Ally McBeal” czy najświeższym, świetnie ocenianej „Żonie idealnej”. W czerwcu 2011 roku na ekranach amerykańskich telewizorów (i naszych laptopów) pojawił się serial „Suits”, wyprodukowany przez Universal Cable Production, wyemitowany przez stacje USA Network. Twórcą serialu jest Aaron Korsh, scenarzysta „Everybody Loves Raymond” czy „Just Shoot Me”, czyli seriali nieźle kojarzonych przez miłośników spędzania wolnego czasu przed tv. Początkowo podeszłam do “Garniturów” bardzo sceptycznie – kolejny serial o prawnikach, kolejny podobny do tego, co już było. Więc co jeszcze może mnie zaskoczyć? Przełamałam się jednak i obejrzałam odcinek pilotażowy. Okazało się, że jest lepiej niż można było sądzić.
Zagubiony geniusz
Harvey Specter (w tej roli Gabriel Macht) to wzięty prawnik największej w Nowym Jorku korporacyjnej kancelarii prawniczej Pearson Hardman. Młody, przystojny, elegancki i obrzydliwie bogaty adwokat potrzebuje asystenta i w tym celu organizuje rekrutację. Warunkiem przyjęcia jest dyplom Harvardu – to obowiązująca praktyka kancelarii. Traf chce, że w tym samym miejscu zjawia się Mike Ross (Patrick J. Adams), młody geniusz, który marzy o byciu prawnikiem, ale jego przeszłość pokrzyżowała te plany raz na zawsze. Teraz zajmuje się przemycaniem trawki, robieniem ciemnych interesów ze swoim przyjacielem Trevorem (Tom Lipinski) i zdawaniem za innych egzaminów do szkół prawniczych. Przez przypadek trafia do pokoju, w którym siedzi Harvey i tak zaczyna się cała historia.
„I don’t play the odds, I play the man”
Harvey bardzo szybko orientuje się w sytuacji i postanawia chłopaka zatrudnić. Mike dostaje szansę na zmianę swojego życia i spełnienie marzeń. Jest jednak pewien problem – nigdy nie ukończył studiów na Harvardzie ani jakichkolwiek studiów prawniczych. Jego atutem jest nieprzeciętna inteligencja i niebywała pamięć fotograficzna pozwalająca mu na błyskawiczną analizę i zapamiętywanie dokumentacji. Jak długo Harvey’owi i Mike’owi uda się ukrywać prawdę? I jakie będą tego konsekwencje? Czy wreszcie Mike, chłopak z przedmieścia, jeżdżący wszędzie rowerem, odnajdzie się w wielkomiejskim, bogatym środowisku, gdzie wszyscy żyją w luksusie i są wożeni przez szofera?
American dream
Być może zbyt dużo tu amerykańskiego snu, przypadków i zbiegów okoliczności, które pozwalają Mike’owi realizować jego – jakby się mogło wydawać – przekreślone raz na zawsze marzenia.
To jeden z tych seriali, które ogląda się z wielką chęcią, a to dlatego, że nie jest przeładowany prawniczym językiem i dla przeciętnego widza jest w pełni zrozumiały. Do tego dochodzą dowcipne dialogi i świetne charakterologicznie zróżnicowanie postaci. Harvey to typowy biznesman: wie gdzie leży granica legalności i nie boi się po niej stąpać. Sprawia wrażenie zimnego człowieka interesu, który nie kieruje się w życiu emocjami. Jego przeciwieństwem jest Mike, który mimo tego, że jego życie potoczyło się tak, a nie inaczej, uwikłany w nielegalne biznesy Trevora (bardziej z lojalności i potrzeby zarobienia pieniędzy niż przekonania) w życiu stara się kierować uczciwością i dobrem innych. Jest też Louis, który walczy o pozycję w kancelarii, ale zazwyczaj zjawia się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie wypowiadając niewłaściwe słowa. Są też kobiety, które uzupełniają tę trójkę głównych bohaterów i jak to zazwyczaj bywa, często wpływają na decyzję mężczyzn.
Może się wydawać, że życie prawników jest okropnie nudne – między kodeksami, paragrafami, a sądem nic się nie dzieje, bo nie ma na to czasu. „Suits” jest zaprzeczeniem takiego myślenia, co jeszcze nie czyni go oryginalnym – tak naprawdę każdy serial prawniczy przedstawia życie adwokatów czy prokuratorów z dala od biurokratycznej mitręgi. Przede wszystkim w “Suits” nie mamy jedynie obyczajowo- prawniczej fabuły, która jest podstawą wszystkich “procedurali”. “W garniturach” skupia się w dużej mierze na działalności korporacyjnej machiny, politykierstwie, strategiach i manewrach, jakie w takiej firmie zachodzą, by utrzymać się na szczycie. Ponadto mam Nowy Jork – nieludzki, lodowaty, oglądany z perspektywy luksusowych apartamentów i knajp – zdaje się być upiorem niemającym nic wspólnego z tym pięknym miastem znanym nam z amerykańskich filmów.
Potyczki na słowa
Z pewnością nie jest to obraz błahy, gdyż niewybredne dowcipy i nawiązania do starych filmów, których dwaj główni bohaterowie są fanami, wymagają od widza wysiłku intelektualnego; bitwy czy wręcz wojny na słowa oraz żarty sytuacyjne stają się także bardzo ważnym atutem serialu – nadanie lżejszego tonu całości nie oznacza, że “Suits” jest niepoważne. Być może świat prawniczy nie jest tak bardzo rzeczywisty, ale scenarzyści skupili się raczej na kreacjach, na zależnościach między bohaterami. I tak mamy tu relacje najważniejszą: mistrz-uczeń. Te wszystkie stosunki budują całe Pearon Hardman i wszystkie sytuacje, jakie dzieją się w tej kancelarii. Nie bez znaczenia są świetnie obsadzone główne role – zarówno dla Gabriela Machta, jak i Patricka J. Adamsa “Suits” to niejako trampolina do większej sławy. Dla obu młodych mężczyzn to pierwsze tak znaczące role po latach grania nieistotnych ogonów w produkcjach filmowych i telewizyjnych – widać, że świetnie odnajdują się w garniturach, czuć między nimi odpowiednią chemię.
Każdy kolejny sezon „Suits” jest kontynuacją poprzedniego. Oglądamy więc losy kancelarii Pearson Hardman, wiele wątków z każdym odcinkiem staje się dla nas jasne (m. in. tajemnicze zniknięcie ze spółki Daniela Hardmana). W każdym odcinku pojawiają się nowe sprawy, choć zdarza się, że Ci sami przeciwnicy powracają jak bumerang, jak chociażby Travis Tenner, największy rywal Harveya. Sezon trzeci, podobnie jak drugi, został podzielony na dwie części. Kilka tygodni temu mieliśmy okazję obejrzeć ostatni odcinek pierwszej części trzeciego sezonu, a na kolejnych 6 odcinków – kończących trzeci sezon – przyjdzie nam czekać do lutego 2014 roku. Producenci już wczesną jesienią zapowiedzieli premierę czwartego sezonu.
Niekwestionowany sukces
Trzeci sezon „Suits” skupiony był wokół jednej sprawy, dlatego na dłużej, na naszych ekranach zagościli nowi aktorzy. Pojawiły się gwiazdy z „Gry o Tron”, serialu, który także jest nam doskonale znany. Conleth Hill w roli Edwarda Darby’ego i Michelle Fairley jako Ava Hessington nieźle nam w Pearson Hardman namieszali.
Nie można zapomnieć o soundtracku, idealnie wkomponowanym w sceny. Z każdym kolejnym odcinkiem zdecydowane bluesowo- elektroniczne (choć zdarzają się też delikatne, fortepianowe, nostalgiczne) brzmienia nadają charakteru wydarzeniom i stają się nieodłącznym komponentem obrazu.
Można mówić o sukcesie USA Network. „Suits” bardzo szybko stało się sztandarową pozycją stacji. Serial na brak widzów narzekać nie może. Mówi się o prawie 3,5 milionowej oglądalności zarejestrowanej na odcinku (trzeci sezon zanotował spore wzrosty oglądalności, zwłaszcza widzów w przedziale wiekowym 18-49), a biorąc pod uwagę rosnące zainteresowanie serialem, prognozy wydają się bardzo optymistyczne.
Podsumowując – to jeden z lepszych seriali na przestrzeni ostatnich paru lat i chyba nie muszę mówić, że z wypiekami na twarzy wyczekuję zimowej części sezonu.