Stephen King w trakcie swojej imponującej kariery napisał 65 książek i ponad 200 opowiadań, które rozeszły się w liczbie ponad 400 mln egzemplarzy. Wiele z nich doczekało się ekranizacji, które tworzyły historię kina. Skazani na Shawshank, Carrie, Lśnienie, Misery, Zielona mila… to tylko początek listy słynnych adaptacji książek tego wyjątkowego autora. Mimo to pisarz zakłada, że prędzej czy później wszystko to zostanie zapomniane. A przypominać o nim będzie tylko najsłynniejsza – zdaniem Kinga – postać, którą stworzył.
W wywiadzie dla New York Timesa, Stephen King stwierdził, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że ludzie zapomną o jego istnieniu, a jedynym z jego twórczości, co przetrwa próbę czasu jest… To. A dokładniej straszące w Tym, złowrogie, pożerające dzieci monstrum Pennywise.
– Kiedy dorastałem, wielkim autorem książek w miękkiej oprawie był John D. MacDonald. Kiedy umarł, jego prace właściwie zniknęły – powiedział pisarz. – Nie wiem, co stanie się z moimi dziełami, gdy umrę, ale jest jedna rzecz, co do której jestem pewny – Pennywise tu zostanie. Reszta może zniknąć, ale za 200 lat ludzie będą mówić: „Pennywise jest naprawdę przerażający.” Beep, beep – pan King!
To prawda, że mordercze klauny od zawsze były i pewnie nie przestaną być przerażające dla ludzi w każdym wieku, a Kingowi udało się stworzyć jedną z najbardziej ikonicznych postaci z tej kategorii, którą dwukrotnie ucieleśniano na ekranie. Po raz pierwszy, w 1990 roku Pennywise’a zagrał Tim Curry, zaś w 2017 i 2019 roku wcielił się w niego Bill Skarsgård. Na miejscu Stephena Kinga nie byłabym jednak dla siebie i swojej pozostałej twórczości tak surowa. Jego miejsce w kulturze jest zbyt szczególne, by pozostał po nim jedynie demoniczny klaun.