search
REKLAMA
Od szeptu w krzyk

STARY MROCZNY DOM (1932). Dziadek wszystkich filmów o obłąkanych rodzinach

Krzysztof Walecki

4 stycznia 2019

REKLAMA

Pierwszym tekstem cyklu w nowym roku chciałbym się cofnąć aż do lat 30. poprzedniego wieku, do czasu, kiedy brytyjski reżyser James Whale był traktowany jako jeden z największych twórców ekranowego horroru. Za jego najwybitniejsze osiągnięcie po dziś dzień uważana jest Narzeczona Frankensteina (1935), ostatni nakręcony przez niego film grozy, lecz i wcześniejsze Frankenstein (1931) oraz Niewidzialny człowiek (1933) świadczą o makabrycznej wręcz wyobraźni, czarnym jak smoła poczuciu humoru i zamiłowaniu do bohaterów owładniętych szaleństwem.

Jego dzieła odznaczały się malarskością i wizualnymi pomysłami, które swą pionierskością stały się fundamentem horroru na wiele kolejnych dekad. Gdy mowa o potworze Frankensteina, pierwsze, co przychodzi nam do głowy, to widok Borisa Karloffa w charakteryzacji tak rozpoznawalnej, że każda kolejna interpretacja tej postaci musiała się od niej odbić. To samo z Elsą Lanchester w roli narzeczonej potwora, ze swymi postawionymi na sztorc czarnymi włosami z białym pasmem w kształcie błyskawicy. Takie sceny jak wskrzeszanie zwłok pośród grzmotów i błysków, motłoch idący po przerażone monstrum i finał w wiatraku oraz rozwijanie bandaży na głowie niewidzialnego człowieka, aby ukazać pod nimi kompletną pustkę, są kamieniami milowymi gatunku, jednymi z najważniejszych momentów nie tylko horroru. Wystarczy przypomnieć sobie, jak często te pomysły i obrazy były wykorzystywane, kopiowane oraz parodiowane przez innych twórców. Bez Whale’a kino nie byłoby tym, czym jest teraz.

Nieprzypadkowo zatem nawet jego najmniej znany film grozy, Stary mroczny dom (1932), stanowi wzór dla wszystkich późniejszych, zwłaszcza tych, których bohaterami byli członkowie szalonej rodziny. Z Femmami już na pierwszy rzut oka jest coś nie tak, choć o skali ich obłąkania dowiadujemy się stopniowo i dopiero poznając wszystkich członków tej familii, możemy orzec, jak bardzo tytułowy dom jest mroczny. Początkowe sceny nie wskazują jednak na to, że mamy do czynienia z horrorem. Noc jest burzliwa, ulewa okropna, ale jadące samochodem towarzystwo bardziej pasuje do komedii romantycznej – małżeństwo Philipa i Margaret Wavertonów nieustannie się kłóci w strugach przedostającego się do auta deszczu, a leżący na tylnym siedzeniu ich przyjaciel, Penderel, w błyskotliwy sposób rzuca pełne ironii riposty. Zabawowy charakter filmu jest odczuwalny, pomimo nieludzkich warunków atmosferycznych, które w końcu zmuszają całą trójkę do znalezienia schronienia w jedynym domu, na jaki udaje im się trafić. Stojąc przed drzwiami, Penderel żartuje, że ciekawie by było, gdyby domownicy okazali się duchami, co nie jest dalekie od faktycznego stanu. Lokaj Morgan uchyla nieznacznie drzwi, prezentując swą pokiereszowaną twarz i spojrzenie brutala, ale ostatecznie wpuszcza ich do środka. Chwilę później wita ich blady jak trup Horace Femm, człowiek tak bardzo spięty, a zarazem dbający o etykietę, że aż czuć dysonans pomiędzy jego staraniami a nieprzyjaznym miejscem. Jest też siostra Horace’a, Rebecca, osoba wyjątkowo oschła, półgłucha i pełna jadu, w domu mająca więcej do powiedzenia od brata. Zanim przyjezdni poznają resztę rodziny, pojawią się kolejni wędrowcy szukający schronienia przed deszczem – sir William Porterhouse wraz ze swą towarzyszką, wesolutką Gladys.

Film Whale’a, w oryginale zatytułowany The Old Dark House, powstał na podstawie powieści bardzo popularnego w okresie międzywojennym J.B. Priestleya, Benighted. Ekranizacja jest dosyć wierna książkowej fabule, choć reżyser niespecjalnie był zainteresowany psychologicznym obrazem ludzi, których I wojna światowa dotknęła w mniej lub bardziej bezpośredni sposób (co jest o tyle niezwykłe, że Whale sam brał w niej udział). Nie, twórca Frankensteina koncentruje się na grotesce i grozie, interakcji między współczesnymi mu bohaterami, którzy charakteryzują się dowcipem, żywiołowością i normalnością, a zamkniętą na cztery spusty rodziną, pielęgnującą w sobie swój obłęd i nieznacznie tylko dbającą o pozory poczytalności.

Najlepszą sceną ukazującą te starania jest moment kolacji, kiedy goście i gospodarze biorą udział w ceremoniale, niby jednoczącym wszystkich, ale wyzyskującym charakter każdej postaci – milczący Morgan usługuje przy stole, kiedy jedzenie przekazywane jest sobie od jednej osoby do drugiej, lecz przez cały czas nie spuszcza z oka wyzywająco ubranej w białą suknię wieczorową Margaret, która specjalnie do kolacji musiała zmienić garderobę; Horace wciąż proponuje biesiadnikom ziemniaki, choć gdy Philip ma je już na talerzu, zamiast jeść, oczyszcza je z niedoskonałości; Rebecca błyskawicznie wybiera ze słoika marynowane cebulki, ignorując gości, zabiera jednak głos, kiedy jej brat chce pokroić mięso przed modlitwą, czym potwierdza, że podczas gdy ona jest straszną dewotką, on w Boga nie wierzy. Jedynie Penderel wydaje się świetnie bawić, zachwycony dziwaczną atmosferą, a jeszcze bardziej, kiedy do domu wpadają głośni Sir William i Gladys, ożywiając ponure mury. Również samo domostwo posiada charakter, ze swoim kapryśnym oświetleniem, ogromnymi pomieszczeniami i wysokimi sufitami, przy których bohaterowie sprawiają wrażenie bezbronnych, oraz pustką świadczącą o statusie Femmów.

REKLAMA