STANLEY KUBRICK W KRAKOWIE
Jeśli słowo „wizjoner” może zdefiniować jakiegoś filmowego twórcę to będzie nim na pewno Stanley Kubrick. To reżyser, który nie tylko oszałamia widza dzięki niezwykłej wizualnej oprawie swoich dzieł. Jego filmy są również intelektualnym wyzwaniem, bo filmowa fabuła jest często jedynie pretekstem do poruszania zagadnień z pogranicza filozofii, egzystencjalizmu, historii sztuki czy etyki. Kręcąc wysokobudżetowe filmy dla amerykańskich wytwórni Stanley Kubrick pozostał autorem w europejskim tego słowa znaczeniu. Przez każdy jego obraz przebija się osobowość autora, artysty który panował nawet nad najmniejszym detalem świata przedstawionego.
To reżyser totalny, który nigdy się nie zestarzeje – to on ciągle wyznacza najwyższe standardy produkcji. Większość jego pomysłów (zastosowania efektów specjalnych, narracji z offu, malarskości kadrów i metod montażu), nawet po kilkudziesięciu latach, jest technologicznie aktualnych. Filmy Stanleya Kubricka to dla mnie dowód, że to nie zaawansowanie komputerowego oprogramowania, green screeny, spektakularna pirotechnika czy możliwości kamer decydują o tym, że film wygląda nowocześnie i się nie starzeje. Zależy to od reżyserskiego warsztatu i umiejętności optymalnego wykorzystania filmowego języka.
Twórca Mechanicznej pomarańczy wyprzedzał swoją filmową epokę. Dopiero obecnie widać to najwyraźniej. Szkoda, że w drugiej dekadzie XXI wieku kino tak rzadko potrafi zaoferować widzowi tyle samo. Współczesne wysokobudżetowe produkcje zazwyczaj toną w morzu CGI i tandetnego efekciarstwa. James Cameron ostatnio nawet przyznał się, że zatrudnił trzy ekipy scenarzystów do napisania tekstów do kontynuacji Avatara i ponadto, zapowiedział, że wszystkie części będzie kręcił jednocześnie. Kino głównego nurtu (do którego również zaliczać trzeba Kubricka) przemienia się w marketingowy produkt tworzony na zamówienie mało wybrednej publiczności. Na tym tle twórczość reżysera Lolity wydaje się być jeszcze bardziej wyjątkowa.
Wielu reżyserów ciągle się z nim mierzy, stara się mu dorównać. Steven Spielberg i Christopher Nolan to chyba najgłośniejsze nazwiska twórców mierzących się z dorobkiem Amerykanina. Styl Kubricka jest nie do podrobienia i wciąż atrakcyjny. O sile jego oddziaływania świadczy również fakt, że na całym świecie ciągle pojawiają się kolejne artykuły i książki próbujące Stanleya Kubricka opisać, kategoryzować – zamknąć w ramach jakiejś definicji. Jednak on się ciągle wymyka, każdy jego artystyczny portret będzie niepełny, nie do końca satysfakcjonujący.
Doskonałą okazją, by choć trochę zbliżyć się do tej postaci jest wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie poświęcona temu reżyserowi. Ekspozycja podzielona jest na kilka sal. Przechodząc przez nie wchodzimy na kolejne filmowe plany. Rozpoczynamy jednak od młodości Stanleya Kubricka. W otwierającej wystawę sali zobaczyć możemy pierwsze prace przyszłego reżysera, który jeszcze jako fotograf publikował swoje zdjęcia na łamach magazynu „Look”. Dopiero potem nad całą przestrzenią wystawy dominuje kino: twórcy wystawy przeprowadzają nas od debiutanckiego Dnia walki z 1951 roku po Oczy szeroko zamknięte. To nie tylko olbrzymia, wspaniale udokumentowana podróż przez karierę Stanleya Kubricka i możliwość przyjrzenia się z bliska jego artystycznym poszukiwaniom ale również szansa na to, by choćby przez moment poczuć się jak amerykański reżyser. W podobnym stopniu jak bohaterowie Być jak John Malkovich wchodzący w ciało amerykańskiego aktora. Zrozumieć podejście Stanleya Kubricka do sztuki filmowej: tego jak globalnie panował nad każdym projektem i urzeczywistniał swoje wizje. Tym samym wprowadzał w życie jedno ze swoich mott: “Jeśli coś może być napisane lub pomyślane, może być też sfilmowane.”
Wystawa to oczywiście nie tylko obrazy, plakaty i zdjęcia. W każdej sali obecna jest nie tyle muzyka pochodząca z filmów ale dźwięk oddający emocjonalny ton każdego z dzieł. W pokojach Odysei Kosmicznej panuje bezkresny kosmiczny szum, a w sali Lśnienia słyszymy niepokojący niekończący się pisk. Gdy do niej wejdziemy, od razu widzimy położoną na szerokim stole maszynę do pisania – oczywiście jak prawie wszystko jest ona oryginalnym rekwizytem z filmu. Obok niej leży nóż, którym Wendy chciała obronić się przed oszalałym mężem. Natomiast przed nami wyświetlony jest główny hall hotelu Overlook – tam Jack Nicholson nieprzerwanie rzuca tenisową piłkę o jedną ze ścian.
Z góry spoglądają na nas dwie trzymające się za ręce zamordowane bliźniaczki w jasnobłękitnych strojach. Nad ich głowami wbite są dwie siekiery. Ekspozycja doskonale oddaje opresyjny nastrój filmu, w którym rozsądek przegrywa z obłędem a porządek z chaosem. W tym pokoju wszem i wobec panuje logika labiryntu, którego miniatura ustawiona jest w samym centrum. W tej sali chyba najpełniej jesteśmy w stanie poczuć i zrozumieć szaleństwo Jacka Torrance’a. To wrażenie wzmaga krwistoczerwony dywan i wiszący nad naszymi głowami powiększony maszynopis z kultowym tekstem: “Nudzą Jacka takie sprawy, ciągła praca, brak zabawy.”
Z takim samym rozmachem i pomysłowością skonstruowane są sale Odysei Kosmicznej i Mechanicznej pomarańczy. W tej pierwszej możemy sprawdzić w jaki sposób wykorzystana przez Stanleya Kubricka została innowacyjna metoda “przedniej projekcji” jak również wejść w tunel świetlny. Sama technika jest bardzo ważnym elementem całej ekspozycji. Możemy się zapoznać z wieloma patentami wymyślonymi przez reżysera. Wystawa bardzo mocno angażuje zwiedzającego, zachęca do samodzielnego odkrywania niektórych jej elementów. Tym atrakcjom towarzyszą oczywiście kostiumy i różnego rodzaju gadżety z filmu: strój astronauty i małpoluda z początkowej sekwencji czy wreszcie oryginalne “kosmiczne dziecko”, które widzimy w wieńczącej film scenie.
W pokoju A Clockwork Orange znajdują się trzy eksponaty niezwykle sugestywne, śmiałe i odważne estetycznie – ale przecież taki jest również sam film – uciekający regułom savoir-vivru i salonowej elokwencji. To przecież szczytowe osiągnięcie kina buntu i krzyku. Jak dobrze koresponduje z tą śmiałą ekspozycją niewinna IX symfonia Ludwika van. To też kolejny dowód na przenikliwość Stanleya Kubricka umiejącego łączyć tak erotyczne wyuzdanie i barbarzyńską przemoc z jednoznacznym symbolem kultury wysokiej.
Z ogromnym wyczuciem powstało także pomieszczenie Barry’ego Lyndona. W nim znajdziemy znacznie więcej niż kilka strojów z epoki i wiszące na ścianach fotosy z filmu. Twórcy wystawy wychodzą poza sam film sięgając po niezrealizowany wymarzony projekt Kubricka – biografię Napoleona Bonaparte. W sali tej stoi szafa z książkami o Francuskim cesarzu zbieranymi przez amerykańskiego reżysera. To, że Napoleon pozostał jedynie w fazie preprodukcji jest chyba najboleśniejszą stratą dla kina ostatnich kilkudziesięciu lat. To przeświadczenie potęguje zamieszczona na ścianie wypowiedź Kubricka: “Nie da się opowiedzieć, co zamierzam – dość rzec, że chcę zrobić film jaki jeszcze nigdy nie powstał.” Wystawa w krakowskim Muzeum Narodowym oferuje niespodziewanie wiele: jest wielowymiarowym doświadczeniem przybliżającym tą niezwykłą postać od nieco innej strony. Kubrick to już nie odległy artysta z filmoznawczych analiz i wywiadów wyglądający do nas zza swoich wielkich filmów ale człowiek potrafiący realizować swoje marzenia. Tak po prostu.
W ostatniej sali znajduje się też gratka nie tylko dla miłośników Kubricka ale całego przemysłu filmowego. Poza portretami reżysera możemy tam zobaczyć prawdziwą statuetkę Oscara, którą Stanley Kubrick dostał za efekty specjalne do 2001: Odysei Kosmicznej oraz Złotego Lwa przyznanego za całokształt twórczości. Z ważniejszych nagród otrzymał jeszcze dwie nagrody BAFTA. To zdecydowanie za mało na tak doniosłą twórczość. Amerykańska Akademia Filmowa ani razu w Amerykaninie nie zobaczyła najlepszego reżysera czy scenarzystę, oczywiście żaden z jego filmów nie wygrał w głównej kategorii. Te dwie złote statuetki znajdują się dokładnie przed wyjściem – jakby były tam dostawione przy okazji – bo w bardzo niewielkim stopniu oddają rzeczywisty wpływ Stanleya Kubricka na historię kina.