Serialowe uniwersum. Kasować czy nie kasować – dylematy amerykańskich stacji telewizyjnych
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego kasuje się serial? Najprostsza odpowiedź to „bo nikt go nie oglądał”, ale to nie zawsze prawda. Powodów może być wiele: jest zbyt drogi, nie ma zbyt wielu wiernych fanów, reakcje widzów i krytyków były nieprzychylne, stacja nie przepada za konkretną produkcją… Dotyczy to zresztą nie tylko seriali nowych, lecz także starszych.
Jeśli chodzi o kwestie pieniężne, im mniej osób ogląda dany tytuł, tym mniej pieniędzy jest z reklam. A im dłużej serial jest emitowany, tym więcej trzeba płacić aktorom, zwłaszcza tym pierwszoplanowym – każdy z sześciu Przyjaciół od pewnego momentu zarabiał milion dolarów za odcinek. Tyle samo w tej chwili dostają Jim Parsons, Johnny Galecki i Kaley Cuoco za Teorię wielkiego podrywu. Ale bądźmy uczciwi – rzadko są to kwoty aż tak astronomiczne – Hugh Lauriemu w ósmym sezonie za każdy odcinek House’a płacono siedemset tysięcy dolarów i jeśli chodzi o seriale dramatyczne, jest rekordzistą (Guinnessowskim zresztą). W każdym razie, wracając do tematu – im więcej sezonów, tym więcej pieniędzy trzeba wyłożyć. Jeżeli to się przestanie opłacać – ciach, serial znika.
A co z mniej oczywistymi powodami? Cóż, zdarza się, że w miarę upływu sezonów twórca chce wiedzieć wcześniej, ile ma czasu na dopięcie wszystkich wątków i prosi stację albo studio o podjęcie jakiejś decyzji. Producenci Bates Motel zaplanowali swój serial na pięć sezonów i tyle dostali; producenci Penny Dreadful zaplanowali swój serial na trzy sezony i tyle dostali; producenci Wybranych/Impersonalnych zaplanowali swój serial na pięć sezonów i również tyle dostali. Wśród tych pokojowych finałów trafił się przypadek ekstremalny – spin-off Buffy, pogromczyni wampirów – Angel, tytuł rewolucyjnie przetłumaczony u nas jako Anioł ciemności. Stacja przez cztery lata mimo dobrych wyników co roku czekała do ostatniej chwili, aby ogłosić, czy serial będzie kontynuowany czy nie; piąty sezon natomiast emitowano już po zakończeniu Buffy i produkcję oglądało wyraźnie więcej osób. Joss Whedon zatem, słusznie czując się pewnie, zgłosił się do ówczesnego szefa stacji The WB i zażądał, żeby decyzję podjęto natychmiast. Kierownik stwierdził, że natychmiast to on może serial skasować… i klamka zapadła.
Dodatkowo wszystkie amerykańskie stacje – z wyjątkiem CBS – celują w publiczność w przedziale od 18 do 49 lat. Jeżeli widzowie któregoś serialu sytuują się bardziej w tej dolnej granicy, jest to kolejny czynnik wpływający na decyzję dotyczącą anulowania produkcji. Z tego powodu A&E skasowało dwa lata temu Longmire. Oglądalność była niezła, ale w niewłaściwej grupie wiekowej – szefostwo nieszczególnie kryło, że właśnie to wzięli pod uwagę w pierwszej kolejności. Nie wziął tego pod uwagę natomiast Netflix, który wykupił prawa do serialu i w efekcie Longmire ma się dobrze. Jeśli chodzi o CBS, od dawna starają się trafić raczej do ludzi w wieku od 25 od 54 lat. Wynika to częściowo z faktu, że ich produkcje to w większości twórczość typu NCIS – wielosezonowe, wieloodcinkowe kryminały. Tego rodzaju rzeczy można śledzić jednym okiem przy obiedzie – a od dobrych kilku lat można zauważyć, że rodzice i dziadkowie oglądają filmy czy seriale w telewizji podczas robienia lub jedzenia obiadu, a młodzież woli skorzystać ze swojego laptopa – na przykład wykupując dostęp do filmów i seriali na Netflixie. Płatne, ale można przebierać w repertuarze do upojenia.
Bywa również tak, że ludzie odpowiedzialni za wizję artystyczną rezygnują z jakiegoś serialu. To akurat efekt raczej długofalowy – nie zawsze jest to odczuwalne od razu, ale niejednokrotnie kończy się tak, że fanom coś zgrzyta, przestają oglądać i siłą rzeczy produkcja znika. Jakiś czas temu ogłoszono, że Frank Spotnitz nie będzie pracował przy drugim sezonie Człowieka z Wysokiego Zamku – pojawiło się sporo głosów, że bez jego wkładu to już nie będzie to samo. Bryan Fuller po pięciu odcinkach porzucił serial Trup jak ja (Dead Like Me) – dociągnięto do drugiego sezonu, ale bez większego przekonania. Fani Castle’a mogą pamiętać, że dwa lata temu Andrew Marlowe zrezygnował ze swojej roli producenta, tyle że Marlowe również stworzył te postacie i zarzucano jego następcy, Davidowi Amannowi, że nie rozumie bohaterów. Niezależnie od wszystkiego – nie da się ukryć, że po odejściu Amanna czy Fullera seriale radziły sobie gorzej i szybko znikały z anteny. Jak będzie w przypadku Człowieka…, to się jeszcze okaże.
Jeszcze większy wpływ na oglądalność serialu ma obsada. Jeśli ktoś z aktorów pierwszoplanowych odchodzi, ryzyko automatycznie rośnie. Dużo zależy od samej produkcji. Spójrzmy na tego nieszczęsnego Castle’a. Ogłoszono, że jeśli dostanie dziewiąty sezon, nie pojawi się w nim Stana Katic. Skutek? Olbrzymia fala nienawiści fanów wobec stacji ABC. Tak olbrzymia, że szefostwo spanikowało i oświadczyło, że kolejnego sezonu nie będzie, a ta informacja o Stanie to właściwie literówka. Rzecz w tym, że ten konkretny serial opierał się na dwójce głównych bohaterów i ich relacji, a poza tym oferował niewiele. Bez jednej z tych postaci nie miał zatem szans na przetrwanie. Po dziesięciu sezonach Chirurgów odeszła uwielbiana przez większość fanów Sandra Oh, trochę później także Patrick Dempsey – a produkcja jest wciąż chętnie oglądana, wciąż ma rewelacyjne wyniki i wciąż potrafi wciągnąć. Tyle że Chirurdzy to serial, który ma kilku głównych bohaterów i jedną ciut główniejszą, więc roszady są tutaj mniej bolesne.
Absolutnie pechowe przypadki? Firefly i Dollhouse Jossa Whedona. Ich odcinki wyemitowano bowiem nie po kolei, co uniemożliwiło widzom zrozumienie fabuły i motywacji postaci. Stacja Fox nie zauważyła potencjału tych historii i potraktowała je po macoszemu. Firefly przetrwało jeden sezon, Dollhouse dwa. Na planie serialu Luck w wyniku wypadków padły trzy konie, więc produkcję – w obsadzie której byli między innymi Dustin Hoffman, Nick Nolte, Ian Hart, Michael Gambon… – zdjęto z anteny. A jeżeli ktoś jest przesądny, to od pewnego czasu każda produkcja, w której gościnnie występuje Summer Glau, szybko znika z anteny (The Cape, The 4400, Dollhouse, Jednostka…).
Jeśli jakaś produkcja ma umiarkowanie dobre wyniki, ale wyprodukowano już około dziewięćdziesiąt odcinków, może się też zdarzyć, że twórcy dostaną jeden sezon, ale za to ostatni. To ze względu na rynek syndykacji. Prawa do seriali są sprzedawane, by inne stacje mogły emitować odcinki – a one najchętniej kupują produkcje, które przekroczyły liczbę stu odcinków. To najprawdopodobniej spotkało Impersonalnych/Wybranych – piąty sezon liczył sobie trzynaście odcinków zamiast dwudziestu dwóch-trzech, więc łącznie wyszło ich sto trzy.
Powody do kasacji seriali – mniej czy bardziej absurdalne – zawsze się znajdą. Takich ciekawostek można uzbierać sporo i poświęcić temu cały obszerny artykuł, bo niepisane prawa telewizji amerykańskiej to moim zdaniem interesujące zagadnienie. Na pewno nowego materiału dostarczą nam niebawem Zabójcze umysły – dwunasty sezon za pasem, a w wyniku sprzeczki (jeśli tak nazwiemy kopnięcie scenarzysty) na planie z dnia na dzień zwolniono odtwórcę jednej z głównych ról, Thomasa Gibsona, który z kolei postanowił pozwać producentów. Reakcje fanów są mieszane i nie ulega wątpliwości, że całe zamieszanie odbije się na wynikach Zabójczych umysłów. A czy na dobre, czy na złe, to się dopiero okaże. I właśnie w tym rzecz: na decyzję stacji wpływają najróżniejsze czynniki. I choć największym jest niewątpliwie oglądalność, to jednak przyczyny jej spadku lub wzrostu są już bardziej skomplikowane.