search
REKLAMA
Zestawienie

Serialowe potknięcia. Wątki, których ŻAŁOWALI nawet twórcy

Czasem nawet najlepsi scenarzyści popełniają błędy, które zmieniają losy całych seriali – oto historie decyzji fabularnych, których żałowali sami twórcy.

Krzysztof Żwirski

13 grudnia 2024

REKLAMA

„To wydawało się dobrym pomysłem w tamtym momencie” – takie wyznanie często słyszymy od scenarzystów popularnych seriali, którzy z perspektywy czasu oceniają niektóre ze swoich decyzji fabularnych. Czasem są to nieudane romanse, innym razem kontrowersyjne śmierci bohaterów lub nieprzekonujące zwroty akcji. Historia telewizji obfituje w wątki, których twórcy później żałowali – nie tylko ze względu na reakcje fanów, lecz także dlatego, że sami dostrzegli ich słabości. Przyjrzyjmy się najgłośniejszym przypadkom serialowych potknięć, które twórcy otwarcie uznali za błędy.

Gdy chemia nie zaiskrzyła – Joey i Rachel w „Przyjaciołach”

Przyjaciele przez lata mistrzowsko budowali wiarygodne relacje między bohaterami. Tym bardziej zaskakujący okazał się romans Joeya i Rachel, który pojawił się w późniejszych sezonach serialu. Nawet sami aktorzy – Matt LeBlanc i Jennifer Aniston – przyznali później, że ta relacja sprawiała wrażenie wymuszonej.

Wątek miał stanowić ekscytujący zwrot akcji, a stał się jednym z najbardziej niezręcznych momentów w historii serialu. Joey, który przez lata traktował związek Rachel i Rossa jako świętość, niespodziewanie zaczął darzyć przyjaciółkę romantycznym uczuciem. Fani odrzucili ten pomysł, dostrzegając w nim desperacką próbę podkręcenia dramaturgii w schyłkowym okresie serialu.

Marta Kauffman i David Crane, twórcy Przyjaciół, otwarcie przyznali później, że romans Joeya i Rachel był eksperymentem, który zakończył się niepowodzeniem. Zamiast wnieść świeżość do dynamiki grupy, wątek pozostawił u widzów jedynie poczucie zmarnowanego potencjału.

REKLAMA

Tragiczny finał Dereka Shepherda – kontrowersyjne pożegnanie w „Chirurgach”

Śmierć McDreamy’ego wywołała prawdziwe trzęsienie ziemi wśród fanów Chirurgów. Patrick Dempsey przez 11 sezonów kreował postać dr. Dereka Shepherda – genialnego neurochirurga, ukochanego Meredith Grey i jednego z filarów serialu. Jego śmierć w wyniku wypadku samochodowego i błędów lekarskich w prowincjonalnym szpitalu wydawała się widzom absurdalna.

Shonda Rhimes, twórczyni serialu, przyznała później, że sposób wyprowadzenia tej postaci wymagał lepszego przemyślenia. Szczególnie problematyczny okazał się fakt, że Derek – lekarz, który uratował niezliczoną liczbę pacjentów w najtrudniejszych przypadkach – umiera przez zaniedbanie niedoświadczonych medyków w małej placówce.

Sceny śmierci Dereka, wraz z jego wewnętrznym monologiem i obszernymi retrospekcjami, odbiegały stylistycznie od normalnego tonu serialu. Twórcy, próbując uczynić ten moment wyjątkowo poruszającym, przesadzili – zamiast wzruszyć widzów, sprawili, że scena raziła nadmiernym melodramatyzmem.

„Jak poznałem waszą matkę” – gdy upór scenarzystów niszczy serial

Finał Jak poznałem waszą matkę zapisał się w historii telewizji jako przykład tego, jak nie należy kończyć serialu. Carter Bays i Craig Thomas, twórcy produkcji, wpadli we własną pułapkę. Już w 2005 roku nagrali finałowe sceny z udziałem dzieci Teda, przez co musieli trzymać się pierwotnego pomysłu na zakończenie. Problem polegał na tym, że przez 9 lat serial ewoluował w zupełnie innym kierunku.

Cały ostatni sezon koncentrował się na weselu Barneya i Robin, by w finale błyskawicznie przeprowadzić widzów przez ich rozwód. Tracy – tytułowa Matka, na którą widzowie czekali niemal dekadę – została potraktowana marginalnie. Szybko ją poznaliśmy, szybko uśmierciliśmy, by Ted mógł wrócić do Robin. Widzowie poczuli się oszukani.

Absurd całej sytuacji najlepiej obrazuje konstrukcja ostatniego sezonu. Twórcy poświęcili 22 odcinki na pokazanie trzech dni wesela Barneya i Robin, by później w 45-minutowym finale przemknąć przez 25 lat życia głównych bohaterów. Bays i Thomas później przyznali, że zbyt kurczowo trzymali się pomysłu z 2005 roku, ignorując ewolucję bohaterów i zmieniające się oczekiwania widzów.

Śmierć Glenna w „The Walking Dead” – gdy manipulacja widzem się nie opłaca

Śmierć Glenna w The Walking Dead stanowi modelowy przykład tego, jak nie należy traktować widzów. Producenci najpierw zafundowali fanom kilka tygodni niepewności, sugerując śmierć ulubionego bohatera w tanim cliffhangerze. Kiedy okazało się, że Glenn cudem przeżył, fani odetchnęli z ulgą. Jednak niedługo później twórcy faktycznie uśmiercili postać w brutalny sposób, co spotęgowało frustrację widzów.

Scott M. Gimple, showrunner serialu, później przyznał, że sposób rozegrania całej sytuacji był błędem. Pozorowana śmierć Glenna została odebrana jako manipulacja, a jego prawdziwy koniec, choć zgodny z komiksowym pierwowzorem, wywołał jeszcze większe oburzenie. Widzowie czuli się jak na emocjonalnej karuzeli – i nie była to przyjemna przejażdżka.

Szczególnie irytujący był przedłużający się okres oczekiwania na rozwiązanie pierwszego cliffhangera. Przez kilka odcinków fani pozostawali w niepewności co do losu Glenna, co miało podbić oglądalność. Skutek? Wielu widzów poczuło się potraktowanych protekcjonalnie.

Śmierć Lexy w „The 100” – gdy scenarzyści nie przewidzieli konsekwencji

Historia Lexy z serialu The 100 wykracza daleko poza zwykłe niezadowolenie fanów ze śmierci lubianej postaci. To przypadek ukazujący, jak jedna decyzja scenarzystów może wywołać prawdziwą burzę i zapoczątkować istotną dyskusję społeczną. Lexa zginęła od zabłąkanej kuli tuż po intymnej scenie z Clarke – moment jej śmierci wpisał się w niechlubny schemat „grzebania gejów” (bury your gays), czyli uśmiercania postaci LGBTQ+ wkrótce po ich chwilach szczęścia.

Jason Rothenberg, showrunner serialu, początkowo bronił tej decyzji, lecz szybko zrozumiał wagę popełnionego błędu. Śmierć Lexy nie tylko zaszkodziła serialowi, ale stała się symbolem większego problemu w branży telewizyjnej. Fani byli wzburzeni nie tylko utratą ulubionej postaci, ale przede wszystkim tym, że jej śmierć powiela szkodliwy wzorzec.

Ta historia dała początek ruchowi LGBT Fans Deserve Better, który nagłośnił problem stereotypowego i krzywdzącego przedstawiania postaci LGBTQ+ w mediach. Przypadek Lexy uświadomił producentom telewizyjnym, że nie mogą już traktować reprezentacji mniejszości jako tła – każda decyzja scenarzystów ma realny wpływ na widzów i może nieść szersze konsekwencje społeczne.

Nauka płynąca z porażek

Te historie to nie tylko anegdoty z planów znanych seriali – to lekcje, które zmieniły sposób myślenia o tworzeniu telewizji. Pierwsza i najważniejsza? Scenarzyści muszą zachować elastyczność. Kurczowe trzymanie się pierwotnej wizji – jak w przypadku How I Met Your Mother – może przekreślić cały serial. Historia Teda i jego dzieci nagrana w 2005 roku stała się dla twórców więzieniem, z którego nie potrafili się uwolnić.

Druga kwestia to szacunek wobec widzów. Fani nie są naiwni i nie dadzą się zwieść tanim sztuczkom jak w The Walking Dead. Manipulowanie widzami dla podbicia oglądalności to prosta droga do utraty ich zaufania. Jeśli producenci sądzą, że cliffhangery i emocjonalne rollercoastery zatrzymają publikę przy ekranach, są w błędzie. Efekt bywa zwykle odwrotny – odbiorcy czują się oszukani i odchodzą.

Podobnie rzecz ma się z rozwojem postaci. Nikt nie uwierzy w nagły romans dwojga przyjaciół, jeśli przez lata budowano między nimi zupełnie inną relację. Wątek Joeya i Rachel w Przyjaciołach doskonale to ilustruje – nawet znakomici aktorzy nie uratują historii, która przeczy wszystkiemu, co widzowie wiedzieli o tych postaciach.

A śmierć ważnych bohaterów? Tu twórcy Chirurgów pokazali, jak nie należy tego robić. Jeśli przez 11 sezonów budujesz postać genialnego lekarza, jego śmierć z powodu błędów medycznych w małym szpitalu wydaje się niewiarygodna. Fani zasługują na zakończenia, które oddają sprawiedliwość ich ulubionym postaciom.

Przypadek Lexy z The 100 unaocznił jeszcze istotniejszą kwestię. Okazało się, że decyzje scenarzystów nie funkcjonują w próżni – mogą ranić widzów i wpływać na szersze problemy społeczne. Dla twórców to była lekcja, że pisząc scenariusz, trzeba patrzeć szerzej niż tylko na dramaturgię czy oglądalność.

Te wszystkie potknięcia paradoksalnie przyczyniły się do rozwoju telewizji. Współcześni twórcy znacznie staranniej planują rozwój fabuły. Wiedzą, że widzowie oczekują spójnych historii i doceniają ich inteligencję. Serial nie może być już tylko zbiorem luźno powiązanych cliffhangerów i zwrotów akcji – musi opowiadać historię mającą sens od początku do końca.

Zmieniło się też podejście do fanów. Media społecznościowe umożliwiły widzom natychmiastowe wyrażanie opinii, a twórcy nauczyli się wsłuchiwać w te głosy. Nie oznacza to, że każdy serial musi kończyć się szczęśliwie – ale każda decyzja fabularna wymaga przemyślenia nie tylko pod kątem dramaturgii, lecz także jej szerszego wpływu na widzów i kulturę.

Krzysztof Żwirski

Krzysztof Żwirski

Teolog z dyplomem, inżynier z profesji. Nocami zanurza się w świat kinematografii, pochłaniając kolejne produkcje z nieustającym głodem odkrywcy. Jego myśli krążą między filozoficznymi rozważaniami a popkulturowymi refleksjami, znajdując ujście w tekstach na różnorodne tematy. Szczególne miejsce w jego sercu zajmują amerykańscy myśliciele i poeci, których słowa rezonują z jego własnym postrzeganiem świata. Zawsze gotów do głębokiej dyskusji, czy to o ostatnim serialowym odkryciu, czy o meandrach współczesnej filozofii. Z zamiłowaniem podejmuje się analizy trudnych tematów, szukając w nich nieoczywistych połączeń i znaczeń.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA