Powrót w objęcia węża. Recenzja serialu ZIELONA GRANICA
16 sierpnia na platformie Netflix miał premierę kolumbijski serial limitowany Zielona granica. Na przestrzeni ośmiu odcinków mogliśmy obserwować przebieg śledztwa w sprawie zabójstw na terenie puszczy amazońskiej, prowadzonego przez agentkę Helenę Povedę. Przewijająca się przez fabułę problematyka relacji człowieka z naturą to temat uniwersalny i ciągle aktualny, a za sprawą ostatnich wydarzeń – wręcz niezwykle pilny. Nie zabrakło tu również konfrontacji materializmu z duchowością czy rozważań na temat współczesnej sytuacji rdzennych kultur. Co więcej, projekt sygnowany jest nazwiskiem Ciro Guerry, dla którego poruszanie tych zagadnień to nie nowość, a stały już element filmowej twórczości.
Zielonej granicy najbliżej oczywiście do W objęciach węża (2015), również osadzonego w Amazonii, jednak nietrudno dostrzec pokrewieństwo także ze Snami wędrownych ptaków (2018), zwłaszcza z uwagi na obecność i specyficzne, stroniące od nadmiarowego ukazywania przemocy ujęcie wątku kryminalnego. Należy jednak zaznaczyć, że serial nie jest wyłącznie wizją Guerry, skądinąd do niedawna zaangażowanego w prace nad kolejnym pełnometrażowym tytułem, Czekając na barbarzyńców (2019). Podjął się on wyreżyserowania pierwszego odcinka, poza tym czuwając nad powstawaniem serialu jako producent wykonawczy. Za kamerą pozostałych odcinków stanęli Jacques Toulemonde Vidal, współscenarzysta dwóch poprzednich filmów Guerry i autor Anny (2015), oraz Laura Mora Ortega, współreżyserka serialu Pablo Escobar: El Patrón del Mal.
Zielona granica może zatem jawić się z jednej strony jako rezultat pewnych artystycznych kompromisów, z drugiej zaś jako próba znalezienia równowagi między atrakcyjną oprawą a dekonstrukcją gatunkowych konwencji na rzecz głębszej refleksji i humanistycznej wymowy. Podobną przewrotność wykazywały wspomniane już wcześniej tytuły. W objęciach węża wykroczyło poza ramy filmu przygodowego, spowalniając tempo, wyciszając kolory i subtelnie budując niejednoznaczne relacje między postaciami; Sny wędrownych ptaków stanowiły z kolei odpowiedź na kino gangsterskie, zwłaszcza zyskujące na popularności narco movies.
Zielona granica ów sensacyjny aspekt traktuje jednak jako istotny punkt wyjścia. Zawiązaniem fabuły są zabójstwa kobiet, których sprawcy poszukuje detektyw z Bogoty, Helena Poveda (Juana del Río). Wraz z rozwojem wydarzeń coraz większego znaczenia nabiera również postać samej agentki, jej tożsamość i możliwy związek z tajemniczymi zajściami z przeszłości. Te ostatnie poznajemy dzięki dwutorowemu prowadzeniu narracji, uwzględniającemu retrospekcje z udziałem indiańskich bohaterów. Głównymi dla tego wątku postaciami są Yua (Miguel Dionisio Ramos) i Ushe (Ángela Cano), którym towarzyszymy podczas rytuałów pogłębiających ich więź z naturą oraz w trakcie zmagań z zagrażającymi dżungli najeźdźcami.
Wydawałoby się więc, że twórcom Zielonej granicy udało się stworzyć optymalną formułę, sprawnie przeplatającą trzymające w napięciu sceny z wolniejszymi, hipnotyzującymi nastrojem momentami, a przy tym podszytą uniwersalnym przesłaniem. Stopniowo poznajemy zarówno kolejne elementy układanki, jak i mentalność oraz duchowość rdzennych mieszkańców Amazonii, a między wierszami możemy wyczytać refleksje na temat miejsca człowieka w przyrodzie oraz dialogi i konflikty kultur, światopoglądów i wartości. Szczególnie interesująco wybrzmiewają one w wątku sekty religijnej powstałej na styku odmiennych tradycji, podobnym do tego z W objęciach węża – może nie tak przejmującym i sugestywnym jak w filmie, jednak ponownie chyba najbardziej intuicyjnie wyrażającym charakter relacji między obydwoma światami.
Szkoda tylko, że tym razem nie wykorzystano w pełni potencjału tej metaforyki. Wraz z pojawieniem się głównego antagonisty wszelkie subtelności i niuanse ustępują miejsca dosłowności, nie pozostawiając już widzowi wiele miejsca na interpretację. Zamykające fabułę skróty i uproszczenia okazują się niestety dość dużym zgrzytem, tym bardziej że przy okazji ucierpiało także kilka wątków pobocznych, które nie doczekały się rozwiązania.
To niezupełnie satysfakcjonujące poprowadzenie ostatecznego konfliktu plasuje serial raczej w kategorii tytułów wartych polecenia niż koniecznych do jak najszybszego obejrzenia. Mimo to Zielona granica pozostaje ciekawą propozycją z (nomen omen) pogranicza kina etnicznego i kryminalnego, zasługującą na uwagę dzięki bardzo naturalnemu, organicznemu, równorzędnemu i w dużym stopniu wymykającemu się schematom potraktowaniu tego pierwszego. Jakkolwiek zarysowane grubą kreską końcowe wnioski mogą wydawać się oczywiste, namacalne zetknięcie z amazońską dżunglą pozwala odczuć uniwersalny przekaz także na płaszczyźnie pozawerbalnej. A takie bezpośrednie doświadczenie nie pozostawia już obojętnym.