AND THEN THERE WERE NONE, czyli telewizyjny powrót mistrzyni kryminału
Autorką recenzji jest Aleksandra Skórka.
W jednej ze scen Philip Lombard mówi, że albo kłamie, aby zrobić na innych wrażenie, albo jest jedyną osobą w pokoju, która mówi prawdę. Jest to idealny prolog do tego, co wydarzy się w kolejnych odcinkach. A wydarzy się sporo, bo mamy do czynienia z niebanalną produkcją. Stacja BBC tym razem na warsztat wzięła klasyczną powieść Agathy Christie i dobrała do tego nieprzyzwoicie dobrą obsadę. Z jakim efektem?
Agatha Christie to nazwisko, które chyba każdemu obiło się o uszy. Jest autorką ponad dziewięćdziesięciu powieści i sztuk teatralnych, a jedną z najbardziej znanych jest I nie było już nikogo z 1939 roku, znana również jako Ten Little Niggers (nie, Tarantino nie maczał w tym palców).
Przyznaję się już na wstępie – książki (jeszcze) nie czytałam, więc ocenie poddaję tylko materią serialową. Sama historia jest nietuzinkowa – ośmiu nieznajomych przybywa na Soldier Island, ponieważ zostali zaproszeni przez tajemniczych państwa Owen. Jak się później okaże, każdy przyjechał pod innym pretekstem i co jeszcze ciekawsze – nie każdy jest tym, za kogo się podaje. Jest wśród nich wspomniany wyżej Lombard, który sam się określa nie jedynym białym mordercą w Afryce oraz panna Claythorne, była guwernantka, która nie dopilnowała kiedyś swojego podopiecznego. Na jaw szybko wychodzą sekrety wszystkich gości. Natomiast Ten little nigger boys went out to dine; One choked his little self, and then there were nine (w większości wersji, zarówno w tej serialowej, Murzynków zamieniono na Żołnierzyków) – to pierwszy wers kluczowej dla utworu rymowanki, bowiem bohaterowie zaczynają ginąć według kolejności z wierszyka. Pozostaje tylko pytanie – czy mordercą jest jedno z nich, czy na wyspie przebywa ktoś jeszcze?
Obsada to najmocniejsza strona mini serialu BBC – nawet gdyby aktorzy nie mieli żadnego scenariusza i musieli improwizować, byłoby to wciąż wybitne. Na szczególną uwagę zasługują Charles Dance w roli sędziego Wargrave’a, Aidan Turner, czyli Philip Lombard oraz Toby Stephens jako doktor Armstrong, który perfekcyjne kreuje postać histerycznego i przewrażliwionego badacza damskich zachowań. Wszyscy aktorzy budują swoje postacie na podstawie najdrobniejszych szczegółów, jednak na pierwszy plan wysuwają się te najbardziej złożone, między innymi Turner, który skutecznie zrywa ze swoim romantycznym emploi – tym razem jego aktorstwo jest bardziej hermetyczne i podszyte tak dużą dozą niebezpieczeństwa, że aż nie sposób oderwać od niego wzroku. W And Then There Were None każdy aktor ma swoje pięć minut ze względu na retrospekcje, które początkowo mogą męczyć, jednak wprowadzają wyważone tempo, całkowicie zapobiegając znużeniu i stagnacji. Trzeba zaznaczyć, że jest to zasługa bardzo dynamicznych dialogów, niesamowitej chemii pomiędzy aktorami oraz umieszczenia czasu akcji tylko w trzech epizodach. Kostiumy, muzyka oraz zdjęcia to standardy, do których BBC już nas przyzwyczaiło, więc wystarczy tylko napomknąć, że są bardzo dobre. To wszystko sprawia, że atmosfera w pewnym momencie zaczyna przypominać zaciskającą się na szyi pętlę.
And Then There Were None to wybitna produkcja, oparta na równie wybitnym dziele.
Początkowo bałam się użyć tego słowa w kontekście serialu, jednak rzadko bywają one tak wyważone i perfekcyjnie zagrane. Bohaterowie klną, ubliżają sobie, uprawiają seks, wciągają kokę, w pewnym momencie nawet imprezują, pomimo świadomości oraz wręcz namacalności śmierci. Jest to również idealna analiza zachowania człowieka zamkniętego w potrzasku – goście państwa Owen zaczynają spiskować między sobą i podejmować pochopne decyzje. Jednak czy warto zaufać komukolwiek, skoro każdy może okazać się mordercą?