Filmy, które oceniliśmy na 10/10
SZYBKA PIĄTKA #133.
Z pewnością każdy z nas doświadczył kiedyś sytuacji, w której dany film absolutnie go zachwycił i nie mieliśmy innego wyboru, jak wystawić mu maksymalną liczbę gwiazdek. Dziś przedstawiamy naszych osobistych faworytów – filmy, którym daliśmy 10/10.
Filip Pęziński
1. Obcy – ósmy pasażer Nostromo – absolutna perfekcja na każdym możliwym poziomie. Jako widowisko science fiction. Jako rewolucyjny horror. Jako inteligentna krytyka kapitalizmu. Jako wyprzedzający czasy feministyczny manifest. Wizualny absolut, który w ogóle się nie zestarzał.
2. Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj (In Bruges) – moim zdaniem najlepszy scenariusz przeniesiony kiedykolwiek na wielki ekran. Diabelsko inteligentny, przemyślany, zabawny, cięty, szybki. Oparty na doskonałych dialogach i fenomenalnej galerii bohaterów. Perfekcyjnie zagrany, przepiękny wizualnie, doskonały muzycznie. Colin Farrell w życiowej formie.
3. Powrót Batmana – mroczna, zwariowana, a przy tym pełna czarnego humoru i erotycznych podtekstów antybaśń o samotności, odrzuceniu i braku akceptacji wszystkiego, co inne. Plejada niezapomnianych scen, dialogów, postaci i aktorski pojedynek na najwyższym poziomie. Doskonały soundtrack i ujmująca strona wizualna.
4. Ona (Her) – Spike Jonze w stylistyce niezwykle ciekawego i przemyślanego kina science fiction opowiada o pięknie miłości i trudzie samotności. Poruszający portret zachodniego społeczeństwa.
5. Tamte dni, tamte noce – niespieszna historia o dojrzewaniu, wchodzeniu w dorosłość, miłości. Ujmująca każdym słowem, gestem, obrazem. Zostaje w głowie, jakby nigdy miała jej nie opuścić.
PLUS: Imperium kontratakuje za osiągniecie perfekcji w gatunku kina przygodowego, na którym się wychowałem, i Pewnego razu… w Hollywood za niemal namacalne zekranizowanie miłości do kina i telewizji.
Łukasz Budnik
1. Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia – pierwsza część Władcy Pierścieni to dla mnie absolutna definicja magii kina i film perfekcyjny (szczególnie w wersji reżyserskiej). Peterowi Jacksonowi po mistrzowsku udało się przenieść na ekran niesamowity dowód wspaniałej wyobraźni Tolkiena – filmowiec stworzył tętniący życiem, namacalny świat i dał nam bohaterów, z którymi wprost chce się przeżyć przygodę. Na poziomie audiowizualnym – perła, a przy tym istna emocjonalna bomba. Nie zmieniłbym ani sekundy.
2. 12 gniewnych ludzi – wciąż pamiętam zachwyt towarzyszący mi po pierwszym seansie. Niewiarygodne, jak bardzo film Lumeta wciąga, jak skrzy doskonałymi dialogami i zachwyca występami aktorskimi. W stosunkowo krótkim czasie udało się zarysować dwanaście postaci, i to bez zbędnej ekspozycji, rozwinięto ciekawą intrygę i podtrzymano napięcie od początku do końca – a to wszystko w przestrzeni jednego pomieszczenia. Niesamowita sprawa.
3. Król Lew – dziesiątka przyznana bardzo emocjonalnie, bo Król Lew towarzyszy mi od dzieciństwa i od zawsze wzbudza całe spektrum emocji (a pierwszy seans po zostaniu rodzicem nadał im dodatkowego wymiaru). Przepiękna, wzruszająca historia okraszona wybitnym soundtrackiem, od którego zaczęła się moja sympatia do muzyki filmowej. Nie potrafię nie traktować jako arcydzieła animacji.
4. Władca Pierścieni: Powrót króla – zgadza się, kolejny Władca Pierścieni na liście. Cóż poradzę? Powrót króla to dla mnie idealne zamknięcie trylogii, bezbłędne zwieńczenie wątków wszystkich bohaterów, a przy tym niesamowita opowieść o przyjaźni, poświęceniu, odwadze i dążeniu do upragnionego celu. Scena szarży Rohanu pod Minas Tirith niemal wyciska mi łzy. Podobnie jak Drużynę Pierścienia (a właściwie całą trylogię), zawsze oglądam Powrót Króla w wersji rozszerzonej.
5. 2001: Odyseja kosmiczna – ponad pięćdziesięcioletni film, który wygląda, jakby powstał dzisiaj? Proszę bardzo. Niezwykłe, immersyjne przeżycie i unikalne doznanie audiowizualne. Dzieło, w które się absolutnie wsiąka.
Mikołaj Lewalski
Proces selekcji nie był łatwy, ale uznałem, że wybiorę spośród ocenionych na 10 filmów te, które najbardziej zachwyciły mnie w ciągu ostatniej dekady (mniej więcej). Nie będzie tu więc tytułów takich jak Władca Pierścieni czy stara trylogia Gwiezdnych wojen.
1. Blade Runner 2049 – chyba nigdy przed tym seansem ani także po nim nie wyszedłem z kina z takim opadem szczęki. Dzieło Denisa Villeneuve’a zmiotło mnie z planszy każdym swoim aspektem i pozostawiło oniemiałym z zachwytu. Całkowite filmowe spełnienie.
2.Trainspotting – mój pierwszy raz z tym filmem był niezbyt fortunny: oglądałem go po +/- pięciu piwach i zapamiętałem tylko pojedyncze momenty, które nie wystarczyły, by mnie zachwycić. Po kilku latach, nieco po premierze sequela, postanowiłem zrobić sobie double feature i pokochałem wtedy Trainspotting całym sercem. Finałowy monolog i towarzyszący mu utwór Born Slippy .NUXX współtworzą jedno z moich ulubionych filmowych zakończeń.
3.Django – tak jak cztery i pół roku później Blade Runner 2049, Django zostawił mnie z myślą: „ten film ma wszystko!”. Wybitna ścieżka dźwiękowa, poruszająca historia z doskonale zagranymi i napisanymi postaciami, wspaniale ujęta w kadr scenografia (również zasługująca na oklaski) i sprytna zabawa westernowymi motywami – Django to film kompletny i w mojej opinii szczytowe osiągnięcie XXI-wiecznego westernu.
4. Dystrykt 9 – jedno z najbardziej unikalnych i interesujących dzieł science fiction, jakie widziałem, zarówno pod względem treści, jak i formy. Fantastyczny poziom realizacji nie dominuje tu jednak nad celnymi diagnozami społecznymi, a rozkosznie krwawa akcja przywodzi na myśl kino SF lat 80. i czasy, w których kastrowanie filmów z przemocy na rzecz otrzymania kategorii wiekowej PG-13 nie było typową praktyką.
5. Czas apokalipsy – wiele bym dał, by zapomnieć o tym filmie i ponownie obejrzeć go po raz pierwszy. Seans Czasu apokalipsy od zawsze kojarzy mi się z narkotycznym transem, wyjątkową wędrówką nie tylko w głąb duszy protagonisty, ale także własnej. Malownicze zdjęcia, psychodeliczna muzyka i senna narracja Willarda tworzą wyjątkową oprawę wojennego piekła, które zostało tu ukazane niezwykle sugestywnie. To obłęd, do którego regularnie chcę wracać, a później nie potrafię przestać o nim myśleć.
Bonus: Obcy – ósmy pasażer Nostromo – pierwszy Obcy ujął mnie już od pierwszego świadomego seansu (nie liczę oglądania przez palce z czasów dzieciństwa), ale dopiero z czasem uznałem jego zdecydowaną wyższość nad sequelem Jamesa Camerona. Ósmy pasażer Nostromo w mistrzowski sposób buduje klaustrofobiczną atmosferę przesyconą strachem i paranoją, wprowadza na ekran najbardziej fascynujące monstrum w historii kina i w brawurowy sposób przełamuje schematy, czyniąc z niepozornej Ripley jedną z pierwszych (pierwszą?) heroin kina popularnego. Arcydzieło SF, arcydzieło horroru, arcydzieło na każdej płaszczyźnie.