NAJLEPSZE FILMY LAT 70. – WIELKI RANKING KMF
Przez prawie 3 tygodnie trwało głosowanie na najlepsze filmy lat 70. Tym razem, oprócz redakcji KMF i najaktywniejszych forumowiczów, do głosowania zaprosiliśmy Was, czytelników, choć zadanie, po rozwiązaniu którego można było oddać głos, nie było łatwe. Cieszy nas jednak fakt, że dla ponad 30 osób test okazał się bułką z masłem 🙂 Serdecznie Wam wszystkim dziękujemy!
75 osób ułożyło własne listy z 30. najlepszymi filmami układając je w odpowiedniej kolejności i tym samym przypisując im odpowiednią ilość punktów. Efekt? Zagłosowano łącznie na 297 tytułów. Internet nie ma aż takiej cierpliwości, żeby zaprezentować Wam wszystkie filmy, na jakie zagłosowano, więc musimy skupić się na standardzie, który wypracowaliśmy przy okazji innych rankingów, czyli 100 najlepszych plus obszerny suplement z filmami, które do pierwszej setki nie miały szczęścia się dostać, ale są warte wspomnienia.
Jak to wyglądało w poprzednich latach? Zerknijcie do rankingów:
Najlepsze filmy lat 80.
Najlepsze filmy lat 90.
Najlepsze filmy pierwszej dekady XXI wieku.
OTO RANKING.
100 – 76
75 – 51
50 – 41
40 – 31
30 – 21
20 – 11
10 – 1
Suplement do rankingu
100. Zaklęte rewiry
1975, reż. Janusz Majewski, w rolach głównych: Marek Kondrat, Roman Wilhelmi, Stanisława Celińska, Zdzisław Maklakiewicz
Świetny dramat dziejący się w codziennym/niecodziennym świecie kelnerów. Film unikalny, bowiem trudno mi sobie przypomnieć jakikolwiek inny tytuł, nawet i amerykański (prócz okazjonalnych, lekkich komedyjek), który działby się w tym środowisku – a przecież wielu aktorów tak sobie zwykło dorabiać pomiędzy castingami. Tym bardziej więc dziwne i przykre jest to, iż jest to raczej mało popularny wśród plebsu tytuł, o jakichkolwiek ważniejszych nagrodach już nawet nie wspominając. A film warty jest uwagi nie tylko przez temat, jaki podejmuje, ale i aktorski popis młodziutkiego Marka Kondrata, naprzeciwko którego stoi równie doskonały, nieodżałowany Roman Wilhelmi. Niesamowicie magnetyczny film z bijącą odeń wielką klasą, który prawi o tym, czego na co dzień się nie dostrzega. Albo nie chce się dostrzegać. [Mefisto]
Kolejna w tym zestawieniu adaptacja lepsza od oryginału. Restauracja jako metafora życia i odpowiednik dzisiejszej korporacji, w której trudno zachować człowieczeństwo. Role życia Marka Kondradta i Romana Wilhelmiego, który dziwnym trafem nie nigdy nie potrafił wiarygodnie zagrać porządnego człowieka. [Hitori Okami]
Mam sentyment do tego filmy gdyż sam przez długi czas byłem kelnerem. Cała prawda o tym zawodzie i prawdziwe zagrana przez młodziutkiego Kondrata i przede wszystkim Romana Wilhelmiego. Film godny 30-tki bo jak mówi cytat zeń: “Godność to coś pięknego… ale nie dla kelnera.” [Witold Wojciechowski]
99. Salo – 120 dni sodomy
Salò o le 120 giornate di Sodoma
1976, reż. Pier Paolo Pasolini, w rolach głównych: Paolo Bonacelli, Aldo Valletti, Caterina Boratto
Absolutny skandal wywołała ekranizacja książki markiza de Sade – “Salo, czyli 120 dni Sodomy”. Film, pełen bardzo brutalnych i naturalistycznych scen, stawia tezę, że człowiek ze swojej natury jest amoralny, i kiedy nie krępują go ograniczenia narzucone przez społeczeństwo, konwenans i religię nie cofnie się przed niczym, by zaspokoić swoje pragnienia. Pasolini dodał do tej wizji groteskowy portret społeczeństwa włoskiego i złośliwy komentarz do rzeczywistości politycznej. Wejścia filmu na ekrany już nie doczekał. W noc Wszystkich Świętych 1975 roku został znaleziony martwy na plaży w Ostii – ze zmasakrowaną twarzą, złamanym nosem, brutalnie pobity, z uciętymi palcami. Niedługo później schwytano siedemnastoletniego Giovanniego Pelosi, gdy jechał w samochodzie należącym do Pasoliniego. Pelosi przyznał, że towarzyszył Pasoliniemu w wycieczce na plażę i stracił panowanie nad sobą, gdy reżyser zaczął mu czynić niedwuznaczne awanse. Najpierw pobił go metalową pałką, a następnie przejechał samochodem. Chociaż Pelosi został osądzony i skazany, wiele punktów w tej sprawie było niejasnych, a niektóre dowody wskazywały na udział osób trzecich, chociaż nigdy ich nie schwytano. Przyjaciele Pasoliniego, w tym Bernardo Bertolucci, do dzisiaj są przekonani, że była to zbrodnia polityczna zlecona przez rządzącą wówczas Włochami Chrześcijańską Demokrację. [Deina, fragment filmografii Pasoliniego]
98. Ostatnie tango w Paryżu
Last Tango in Paris
1973, reż. Bernardo Bertolucci, w rolach głównych: Marlon Brando, Maria Schneider, Jean-Pierre Léaud, Massimo Girotti, Maria Michi
Film nie o miłości, choć za taki zwykle jest brany, właśnie w taki sposób kojarzony. Miłość i seks nie grają tu jednak równorzędnej roli – liczy się przede wszystkim to drugie, czyli niczym nie skrępowana natura, pozbawione ograniczeń instynkty i potrzeba zdjęcia osobistej maski przed druga osobą. W świecie, który narzuca wiele norm zachowań, konwenansów; w świecie, który z nonkonformizmu czyni cnotę, a role społeczne są czymś zupełnie naturalnym – w tym świecie trudno żyć głównym bohaterom i przeciwko takiemu światu występują Marlon Brando i Maria Schneider. Nie znają swych imion, marzeń, przeszłości. Są całkowicie sobie poświęceni na czas rytuału, jakim jest seks. Owszem, 40 lat temu te sceny mogły szokować, dzisiaj jednak, w czasach zdecydowanie bardziej wulgarnych, już nie budzą takiej kontrowersji (choć nie są aż tak niewinne). “Ostatnie tango w Paryżu” to znakomity film, z błyskotliwym, choć zasmucającym, morałem. [desjudi]
97. Amator
1979, reż. Krzysztof Kieślowski, w rolach głównych: Jerzy Stuhr, Małgorzata Ząbkowska, Stefan Czyżewski, Ewa Pokas
Kieślowski o dylematach filmowca, o manipulacji treści zapisanych na taśmie filmowej, o odpowiedzialności za własne dzieło i jego bohaterów, w końcu o moralności przeciętnego człowieka. [Łukasz Opaliński]
Do tej pory nie ma i nie było w całej dekadzie lat 70. XX wieku filmu, który w sposób tak niezwykle konsekwentny i wyrazisty sportretowałby naszą rzeczywistość, obnażając ją z w sposób niezwykle skrupulatny, w każdym szczególe. Mistrzostwo, jakie zyskał na tym polu Krzysztof Kieślowski, osiągnęło w tym momencie apogeum i kres zarazem. Reżyser daje nam znać o sobie coś radykalnie odmiennego – koniec polityki, koniec doraźnej interwencji. Kieślowski podkreśla codzienny mozolny trud, wiarę w zwycięstwo dobra nad złem. Świat bowiem nie kończy się na tym, co zawierają w sobie ciasne ramy PRL-owskiego uniwersum. Należy szukać nie wszerz, lecz w głąb. Nasze życie jest znacznie pełniejsze i o wiele bogatsze niż przyziemne zachcianki i okoliczności, w którym przyszło nam żyć. Trzeba odkryć inny wymiar naszej egzystencji – odkryć go w sobie. Należy spojrzeć z perspektywy szerszej niżjakikolwiek światopogląd, wykluczając wszystko to, co przeszkadza nam żyć pełnią naszego własnego istnienia. [Piotr Berndt, fragment recenzji]
96. Mały Wielki Człowiek
Little Big Man
1970, reż. Arthur Penn, w rolach głównych: Dustin Hoffman, Faye Dunaway, Chief Dan George, Richard Mulligan
Humorystyczna prezentacja atrakcji Dzikiego Zachodu. Bardzo przewrotnie i kpiarsko Arthur Penn opowiada o autentycznych bohaterach (takich jak generał Custer), zabawnie ukazuje Czejenów i brutalnie konfrontuje ich z amerykańską armią. Postacią spajającą dwa obozy, amerykański i indiański, jest bohater grany przez Dustina Hoffmana. Reżyser opowiada się wyraźnie za Indianami, krytykując swoich przodków za skłonności do przemocy i agresywną politykę wobec Indian. [Mariusz]
95. Patton
1970, reż. Franklin J. Schaffner, w rolach głównych: George C. Scott, Karl Malden, Michael Bates
“Patton” Franklina J. Schaffnera różni się od większości filmów traktujących o wojnach, jakie toczyły się w XX wieku. Nie znajdziemy tu pacyfistycznego tonu, twórcy ani przez chwilę nie starają się nas przekonać, że wojna jako taka jest zła. O tym, że będziemy mieli do czynienia z niezwykłym widowiskiem, świadczy już pierwsza scena. Wielka, zajmująca cały ekran amerykańska flaga. Na jej tle pojawia się niewielki kształt, który stopniowo zbliża się do widza. Po chwili generał George S. Patton Jr rozpoczyna swoje słynne przemówienie, wygłoszone do żołnierzy oddanej mu pod komendę Trzeciej Armii w przeddzień rozpoczęcia operacji “Overlord”, mającej ostatecznie położyć kres niemieckiej hegemonii w Europie. Kamera cały czas wędruje po postaci dowódcy, wyławiając coraz to nowe szczegóły – krzaczaste brwi, sznur medali, przytroczony do paska pistolet ze lśniącą kolbą wyłożoną kością słoniową. Wśród wielu mocnych zdań, sformułowanych w typowym dla generała stylu, w którym rubaszność mieszała się z rzeczowym tonem, znalazły się także następujące: “Jesteście tu z trzech powodów. Po pierwsze, jesteście tu, aby bronić swoich domów i swoich najbliższych. Po drugie, jesteście tu przez szacunek do samych siebie, ponieważ nie chcielibyście być nigdzie indziej. Po trzecie, jesteście tu, gdyż jesteście prawdziwymi mężczyznami, a wszyscy prawdziwi mężczyźni kochają walczyć”. W większości współczesnych filmów o wojnie wymienia się jedynie ten pierwszy powód. Tymczasem film Schaffnera opowiada przede wszystkim o graniczącym z brawurą męstwie i umiłowaniu do wojaczki płynącym z przekonania, że jedynie stając naprzeciw wroga potwierdzamy swoje człowieczeństwo i zyskujemy szacunek do samych siebie. [ShandoR, fragment recenzji]
94. Grease
1978, reż. Randal Kleiser, w rolach głównych: John Travolta, Olivia Newton-John
Adaptacja fantastycznie przyjętego na Broadwayu musicalu to niezwykle pocieszny i sympatyczny film. Błaha historyjka, w której można znaleźć echa “Buntownika Bez Powodu” (w wersji zdecydowanie lżejszej) i klasycznego romansu, jest jedynie pretekstem do zaprezentowania świetnej choreografii i kilkunastu niesamowicie chwytliwych i przebojowych piosenek, będących już niemal standardami w wykonaniu pary John Travolty i Olivii Newton-John. Travolta w szczytowej formie wraz z całą ekipą oddają pokłon niewinnej jeszcze Ameryce lat 50-tych, składając tym samym hołd rock’n’rollowi. [Tomashec, opis sequeli]
Nie przypominam sobie filmu równie kiczowatego, któremu dałbym tak wysoką ocenę. Jak widać, również kicz można oprawić w ramy wspaniałości, w tym przypadku dzięki lekkiego i przyjemnego scenariusza, fantastycznej muzyce i choreografii. Film, który się nie zestarzał. Idealny na sentymentalną podróż do młodości. [Doveling]
93. Młody Frankenstein
Young Frankenstein
1974, reż. Mel Brooks, w rolach głównych: Gene Wilder, Peter Boyle, Marty Feldman, Gene Hackman
„Młody Frankenstein” to inteligentna i kontrolowana kpina, zabawa na najwyższym poziomie, horrorowo-komediowa jazda bez trzymanki. Wielka drwina i jednocześnie ogromny hołd dla nieocenionej klasyki kina. Hołd zbudowany ze znajomości cech charakterystycznych, które definiowały i określały kształt i wydźwięk horrorów lat 30. i 40. XX wieku. Nie dziwi fakt, że Mel Brooks i Gene Wilder zostali nominowani do Oscara w kategorii „Najlepszy scenariusz adaptowany”. Film Mela Brooksa jest dziś niewątpliwym klasykiem gatunku, najlepszym i najbardziej spójnym dziełem reżysera. „Młody Frankenstein” nie tylko należy do największych dzieł filmowej komedii, ale jest również jednym z najoryginalniejszych spojrzeń na historię Frankensteina. [Dux, fragment recenzji]
92. Głęboka czerwień
Profondo rosso
1975, reż. Dario Argento, w rolach głównych: Daria Nicolodi, David Hemmings, Gabriele Lavia
Pierwsze prawdziwe arcydzieło w karierze Daria Argento i jednocześnie film dla włoskiego reżysera w pewnym sensie przełomowy, umiejscowiony w jego filmografii pomiędzy klasycznymi giallo („Trylogia zwierzęca”), a pełnokrwistym horrorem (choć także czerpiącym z giallo), jakim będzie „Suspiria”. Klasyczna zagadka kryminalna – kto zabija? – wyniesiona zostaje w „Głębokiej czerwieni” o kilka poziomów wyżej dzięki temu, że Argento niejako zaprasza widza do zabawy, ujawniając tożsamość mordercy już na początku filmu, ale w sposób na tyle dyskretny, że niemal niemożliwy do świadomego wyłapania. W efekcie takiego zabiegu przez cały seans głowimy się nad zagadką razem z głównym bohaterem „Głębokiej czerwieni” (granym przez Davida Hemmingsa, który w pamiętnym „Powiększeniu” Antonioniego wcielał się w bardzo podobną rolę), przez co film szczerze intryguje i wciąga pomimo pomniejszych (ale uzasadnionych konstrukcją fabuły) dłużyzn. [Motoduf]
91. Siła magnum
Magnum Force
1973, reż. Ted Post, w rolach głównych: Clint Eastwood, Hal Holbrook, Robert Urich, Tim Matheson, Davis Soul
Najlepsza część przygód Harrego Callahana. Niesamowita akcja, napięcie oraz całkiem niegłupi scenariusz. Historia wręcz idealnie uzupełnia wszystko to, czym był „Brudny Harry”, a wręcz poprawia. Dla mnie klasyk nie do przecenienia. No i ta czołówka… [materatzowy]
Harry powraca w bardzo dobrym stylu. Eastwood tym razem prezentuje nieco łagodniejszy styl bycia, choć sam film jest w pewnych momentach jeszcze bardziej brutalny i bezwzględny od pierwowzoru. Cały obraz traci jednak na wiarygodności – nie ma tak paradokumentalnego charakteru co ‘jedynka’, brakuje bardziej przyziemnych i codziennych wątków za które postać Brudnego Harrego została tak pokochana. Mimo to, “Sile magnum” na pewno nie można odmówić tempa i nadal świeżego aktorstwa Eastwooda. W filmie zobaczymy także Davida Soula, znanego z popularnego serialu “Starsky i Huth”. [Maciek, fragment opisu serii]
90. Solaris
Солярис
1972, reż. Andriej Tarkowski, w rolach głównych: Donatas Banionis, Natalia Bondarczuk, Sos Sarkisjan
Hipnotyzująca metafora ludzkiego umysłu. Umysłu niespokojnego, złamanego, pogrążonego w niemożliwej do przepracowania żałobie. „Solaris” to ból odciśnięty na celuloidzie, arcydzieło, które swoją wielkością przyćmiewa nawet oryginalny tekst Stanisława Lema. [Fidel]
Pomimo typowego dla europejskiego artysty stanowiska, traktującego o braku podporządkowania treści wobec kostiumu SF w kwestii dekoracji i efektów specjalnych, Andriej Tarkowski zadbał o doskonałą wizualną oprawę “Solaris” i nie chodzi tu o ocenę scenografii pod kątem braku silnych tradycji SF w kinematografii rosyjskiej. Film po prostu prezentuje się doskonale, nawet po 30 latach od premiery. Niezwykle ciężkim dla współczesnego widza jest natomiast jego tempo. “Solaris” Tarkowskiego jest najprawdziwszym testem na fizyczną wytrzymałość, nie odbiegającym formalnie od reszty jego filmografii. Reżyser lubował się w niezwykle powolnej, niemal statycznej narracji, przy której “2001: Odyseja Kosmiczna” wygląda jak dynamiczne kino akcji. Celebrowane transfokacje, panoramy i jazdy kamery, epatowanie znużoną twarzą Donatasa Banionisa, grającego Kelvina, długie momenty ciszy i przede wszystkim najnudniejsza chyba sekwencja w historii kina, czyli pięciominutowa jazda kamery po autostradzie, nakręcona w japońskiej Osace, wystawiają widza na wyjątkową próbę. Nie sposób jednak nie zachwycić się urokliwą urodą zdjęć Wadima Wusowa, szczególnie w sekwencjach ziemskich. [Adi, fragment analizy adaptacji dzieł Lema]
89. Mściciel
High Plains Drifter
1973, reż. Clint Eastwood, w rolach głównych: Clint Eastwood, Verna Bloom, Marianna Hill, Billy Curtis
Moim zdaniem najlepszy western lat 70’. Clint Eastwood po raz kolejny jako małomówny, bezimienny rewolwerowiec, i niech mnie kule biją, mógłbym go w tej roli oglądać do końca świata. No i prawdopodobnie najmądrzejszy western kiedykolwiek napisany – to już nie jest jakaś tam banalna historyjka o bandytach i szeryfach, a prawdziwy dramat psychologiczny, najlepszy przynajmniej do czasu „Bez przebaczenia”. [materatzowy]
Pierwszy z czterech westernów wyreżyserowanych przez Eastwooda, drugi film w jego reżyserskim dorobku, i któryś już film z kolei, gdzie gra bezimiennego kowboja. A Clint jest dokładnie taki jaki go kochamy – twardym sukinsynem z własnym kodeksem honorowym, badassem z wisielczym poczuciem humoru, kimś, kogo nie chcesz wkurwiać. “High Plains Drifter”(choć polski tytuł jest trafny, to ze względu na brzmienie preferuję oryginalny tytuł) to niesamowicie klimatyczny, kapitalnie nakręcony film. Dziwne, że tak mało osób kojarzy ten tytuł, dziwne, że stojący o jedną klasę niżej “Pale Rider” jest znacznie popularniejszy. Naprawcie to, proszę. Naprawcie i obejrzyjcie “High Plains Drifer”. [Phlogiston]
88. Trzy Dni Kondora
Three Days of the Condor
1975, reż. Sydney Pollack, w rolach głównych: Robert Redford, Faye Dunaway, Max von Sydow, Cliff Robertson
Ten wciągający thriller polityczny, choć pochodzi z 1975 roku, wciska w fotel; przede wszystkim dzięki ciekawemu scenariuszowi (opartemu luźno na powieści “6 linii Kondora” autorstwa Jamesa Grady, opowiadającej o przemycie narkotyków w… książkach); to jeden z tych filmów, który wciąga od początku do końca nie przez spektakularne sceny akcji (choć i strzelanin nie brak, a zdjęcia stoją na wysokim poziomie) tylko przez relacje łączące bohaterów i perfekcyjnie nakreślone postacie, zagrane przez aktorską czołówkę lat 70-tych: Roberta Redforda, Maxa Von Sydowa i Faye Dunaway. [Maciek, fragment recenzji dvd]
87. Carrie
1976, reż. Brian de Palma, w rolach głównych: Sissy Spacek, Piper Laurie, Amy Irving
Są takie dni w miesiącu, kiedy kobieta ma ochotę rozpirzyć wszystko wokół w drobny mak i ten film właśnie o tym opowiada. [Hitori Okami]
“Carrie” nie jest horrorem a doskonale zrealizowanym filmem zemsty. Zawsze trzymałem kciuki za główną bohaterkę. Nie przeszkadza nawet obsadzenie trzydziestoletnich aktorek w rolach nastolatek. [Piotr Han]
Naprawdę porządnie zrobiony horror, który może rozwija się nieco leniwie, być może umiejętności tytułowej bohaterki nie zostały wykorzystane w 100 procentach (powiedziałbym, że trochę pokpili w tym aspekcie sprawę), jednak nagradza to doskonale wykonaną i niezwykle intensywną sceną na szkolnej potańcówce. Kto widział, ten wie o czym mowa, ja jeszcze od siebie dodam, że matka Carrie jest według mnie jedną z najstraszniejszych kreacji w historii kina. Autentycznie ciarki przechodzą po plecach. [materatzowy]
Trudno oczekiwać, by cokolwiek mogłoby odebrać filmowi Briana De Palmy miejsce w czołówce najlepszych dokonań kina grozy. Grozy nie będącej zresztą celem samym w sobie. “Carrie” to także gorzki epizod z życia młodzieży, stawiającej swój pierwszy krok w dorosłość, studium samotności, odrzucenia a także dojrzewania głównej bohaterki do kontroli nad jej kłopotliwym darem. Wszystko to podane na złotej tacy mistrzowskiej techniki filmowej oraz inscenizacyjnego geniuszu, stawia ten skromny film wśród niekwestionowanych arcydzieł sztuki filmowej. [Adi, fragment recenzji]
86. Dyskretny urok burżuazji
Le charme discret de la bourgeoisie
1972, reż.Luis Bunuel, w rolach głównych: Fernando Rey, Paul Frankeur, Delphine Seyrig, Stéphane Audran
“Dyskretny urok burżuazji” to ostateczna buñuelowska rozprawa z klasą społeczną, która przez lata inspirowała reżysera do tworzenia kolejnych filmów. Przetważając pomysł z “Anioła zagłady”, Hiszpan po raz kolejny wyśmiewa, ironizuje i nie pozostawia na swoich bohaterach suchej nitki. Śmiech Buñuela nie jest jednak jedynie pustym rechotem. Twórca doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że przez te wszystkie lata sam zanurzył się w świecie, który niegdyś jedynie obśmiewał. Właśnie dlatego w “Dyskretnym uroku burżuazji” krytyka społeczna i obśmiewanie burżujów mieszają się z ogromnym sentymentem skierowanym w stronę ich świata. Szalenie inteligentne kino.[Fidel]
85. Stroszek
1977, reż. Werner Herzog, w rolach głównych: Bruno S., Eva Mattes, Clemens Scheitz
Jedna z najbardziej bezkompromisowych rozpraw z mitem amerykańskiego snu w historii kina. Herzog tworzy niezwykłych bohaterów i kieruje nimi w taki sposób, że po obejrzeniu finałowej sekwencji czujemy się tak, jakbyśmy stracili dobrego przyjaciela. Wyjątkowy film w filmografii reżysera, w największym stopniu pozbawiony nadziei. [Fidel]
Herzog o amerykańskim śnie, który niestety nie zawsze się spełnia. Gorzki obraz człowieka poszukującego swego szczęścia. [Łukasz Opaliński]
84. Badlands
1973, reż. Terrence Malick, w rolach głównych: Martin Sheen, Sissy Spacek, Warren Oates, Ramon Bieri
Każdy reżyser powinien marzyć o tak dobrym pełnometrażowym debiucie reżyserskim. Terrence Mallick na początku swojej kariery zaserwował nam historię kochanków szukających swojego miejsca. Przygoda ich życia rozpoczyna się w momencie, gdy Kit zabija jedyną przeszkodę – ojca dziewczyny. Od tamtej pory mamy do czynienia z kinem drogi, z kolejnymi trupami i przepięknymi zdjęciami amerykańskiej prerii. Motorem napędowym jest również charyzmatyczna postać głównego bohatera, grana przez świetnego Martina Sheena, którą chyba niejeden widz darzy sympatią. [Doveling]
Przeczytaj recenzję Karoliny Chymkowskiej
83. Kobieta pod presją
A woman under the influence
1974, reż. John Cassavetes, w rolach głównych: Gena Rowlands, Peter Falk, Matthew Laborteaux
Tego filmu nie można jednoznacznie ocenić, ale trzeba spróbować go zrozumieć. To bardzo sugestywny obraz małżeńskiego kryzysu – niby mamy tu normalną rodzinę, ale jak widać nawet tę normalność dotykają niemalże patologiczne sytuacje. Gena Rowlands i Peter Falk dają popis prawdziwego aktorstwa nie skażonego szczegółowym scenariuszem – improwizacja w ich wykonaniu dała niezapomniany efekt. Cassavetes jako reżyser stworzył dzieło wyjątkowe i nowatorskie – w oryginalny sposób zaprezentował międzyludzkie relacje, konflikty, dylematy. [Mariusz]
82. Garść dynamitu
A fistful of dynamite
1971, reż. Sergio Leone, w rolach głównych: James Coburn, Rod Steiger, Romolo Valli, Maria Monti
Sergio Leone nie nakręcił w życiu ani jednego złego filmu. Mało tego – wszystkie jego filmy były co najmniej wybitne albo wręcz genialne! „Garść dynamitu” należy oczywiście do tej drugie kategorii. Może nie ma aż takiego rozmachu jak „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”, ani nie wciąga tak jak „Dobry, Zły i Brzydki”, ale ma za to znacznie głębszą i poważniejszą wymowę. Dzieło Leone to swoiste studium rewolucji i portret „żołnierza wyklętego” – jeszcze bohater czy już terrorysta? [Hitori Okami]
Trzeci od końca film mistrza Leone to już nawet nie antywestern, ale gatunkowy i stylistyczny melanż, który toczy się w tempie najlepszych filmów akcji. Wszystkie znaki rozpoznawcze Włocha są tu niemal podniesione do potęgi – łącznie z paskudnym niekiedy naturalizmem, który leje się z zarośniętych, brudnych i niechlujnie przeżuwających jedzenie, twarzy kowbojskich prostaków. Doskonała zabawa w kino z pamiętną ścieżką dźwiękową Ennio Morricone i popisową rolą Roda Steigera. [Jacek Skałecki]
81. Ulice nędzy
Mean Streets
1973, reż. Martin Scorsese, w rolach głównych: Robert de Niro, Harvey Keitel, Amy Robinson
Nie mogło zabraknąć mojego ulubionego filmu z młodym De Niro. Smród, brud, syf jaki wieści nam tytuł bije z ekranu. Świetnie zobrazowane ulice Małej Italii i rola De Niro “palce lizać”. Ma się wrażenie jakby to była troszkę autobiograficzna podróż do lat młodości Martina Scorsese. Tak naprawdę to film, który otworzył przed nim karierę. [Witold Wojciechowski]
80. Cena strachu
Sorcerer
1977, reż. William Friedkin, w rolach głównych: Roy Scheider, Bruno Cremel, Francisco Rabal
Mimo iż jest to remake filmu z 1953 roku, znajduje się u mnie na samym szczycie i w towarzystwie innych genialnych filmów. Muzyka stworzona przez Tangerine Dream buduje niesamowite napięcie i powoduje mrowienie całego ciała. Samobójcza misja czterech życiowych przegrańców, którzy mają przewieźć niebezpieczny ładunek przez Andy, nie pozwala oderwać oczu od ekranu. W obrazie Friedkina jest tak gęsto od adrenaliny, że można by ją ciąć maczetą. Film poniósł totalną klapę, ale doceniono go po latach. Jeden z najlepszych dreszczowców w historii kina (lepszym jest chyba tylko oryginał). [Witold Wojciechowski]
79. Inwazja porywaczy ciał
Invasion of the body snatchers
1978, reż. Philip Kaufman, w rolach głównych: Donald Sutherland, Brooke Adams, Leonard Nimoy, Jeff Goldblum
Nowa “Inwazja Porywaczy Ciał” idzie z zastraszaniem o krok dalej od swojego pierwowzoru z 1953 roku. W rozsiewaniu nowej grozy pomaga przeniesienie opowieści do znacznie większego miasta, w którym nawet bez pomocy Obcych można poczuć się zagubionym i osaczonym. Tym razem nie jesteśmy już otoczeni przez niemal samych znajomych ludzi, lecz rzesze obcych, u których o wiele trudniej zaobserwować jakiekolwiek nieprawidłowości. Film Kaufmana jest przesiąknięty niesamowitym klimatem grozy. Nie odpuszcza on nam ani na chwilę, począwszy od wzbudzającego niepokój prologu gdzieś w przestrzeni kosmicznej, aż po elektryzujący i powodujący zjeżenie się każdego włosa na ciele, finał. Wielkie miasto potęguje u bohaterów poczucie osaczenia, mogące doprowadzić do szaleństwa. Prócz spotęgowania grozy, remake jest również bardziej dopracowany niż oryginał, brak tu niedopowiedzeń, takich jak okoliczności w jakich została podmieniona towarzyszka głównego bohatera. Tym razem sprawa prezentuje się jasno, podczas gdy w oryginale moment ten można uznać za wpadkę bądź niedopatrzenie. Istny Terror – tak można najstosowniej określić “Inwazję Porywaczy Ciał” Philipa Kaufmana, która bez wątpienia jest jednym z najlepszych horrorów science fiction. [Hannibal, fragment analizy remake’ów]
78. Szepty i krzyki
Viskningar och rop
1972, reż. Ingmar Bergman, w rolach głównych: Harriet Andersson, Kari Sylwan, Ingrid Thulin, Liv Ullmann
Jeden z najlepszych filmów Bergmana. Śmierć jest w nim niemal fizycznie obecna, nawet widz czuje jej zimny i trupi oddech na karku. Nie ona jest jednak w „Szeptach i krzykach” najstraszniejsza. Prawdziwie przerażający jest marazm człowieka w obliczu drugiej osoby. Bergmanowska czerwień musi być kolorem piekła. [Fidel]
W kolejnej psychodramie Bergmana przewijają się jak w kalejdoskopie wszystkie wątki jego twórczości. Począwszy od wspomnień z dzieciństwa, poprzez “piekło płci”, na doświadczeniu śmierci skończywszy. Trzy wspaniałe aktorki – Trzy Gracje Bergmana – i jego wielki temat. Także Sven Nykvist i jego kunszt fotograficzny. To wszystko, by mglisty i efemeryczny sen przybrał trwałą postać arcydzieła. Spójna i zdecydowana tonacja kolorystyczna filmu – prosta a jednak uporczywie narzucająca swoją obecność – obejmuje przede wszystkim czerwień, a na jej tle biel i czerń. [Vera, fragment recenzji]
77. Kret
El Topo
1970, reż. Alejandro Jodorowsky, w rolach głównych: Alejandro Jodorowsky, Alfonso Arau, David Silva
„El Topo” to w gruncie rzeczy film bardzo złożony. Bogaty symbolicznie, pełen nawiązań zarówno do religii chrześcijańskiej, jak i innych systemów religijno-duchowych. Jest tam mnóstwo ukrytych znaczeń, motywów freudowskich i symboli z Junga. Obraz Jodorowskiego jest mieszanką awangardy, westernu, metafizyki, surrealizmu, mistyki i czasami też groteski. To jednocześnie barwny film drogi, z wątkiem awanturniczym i miłosnym. Jest tu dramat i uczucie – zupełnie jak w klasycznym westernie. Nie brakuje też dziwacznych i irracjonalnych zjawisk, które, w połączeniu z klasyczną formą westernu, tworzą jednak nową narrację. Innymi słowy, „Kret” Jodorowskiego to zupełnie nowa jakość w światowym kinie. [S.K., fragment recenzji]
76. Niebiańskie dni
Days of Heaven
1978, reż. Terrence Malick, w rolach głównych: Richard Gere, Brooke Adams, Sam Shepard, Linda Manz
„Niebiańskie dni” to film wybitny. W historii stworzonej na wzór biblijnej przypowieści, odnajdujemy ważne przesłania i przestrogi. Prostota kryje naturalność i szczerość wobec widza. Nikt, tak jak Malick, nie potrafi intrygować, serwując fundamentalne prawdy w tak ascetycznej, oszczędnej kompozycji. Nikt nie odznacza się taką wrażliwością. I to właśnie w niej drzemie klucz do zrozumienia jego twórczości. Malick nie moralizuje, on płacze nad losem człowieka we współczesnym świecie. [Piwon, fragment recenzji]
100 – 76
75 – 51
50 – 41
40 – 31
30 – 21
20 – 11
10 – 1
Suplement do rankingu